Nie polecieli na wakacje przez błąd urzędniczki. Chcą 29 tys. odszkodowania

g.pl 7 godzin temu
Pan Krzysztof wraz z żoną i dwójką dzieci mieli spędzić wakacje na Cyprze. Straż Graniczna nie wpuściła ich do samolotu z powodu nieważnego dowodu. Wszystko za sprawą pomyłki urzędniczki. Zostało im zawalczyć o odszkodowanie. Chcą kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", rodzina pojawiła się 12 lipca 2025 roku na Lotnisku Chopina w Warszawie, by wyruszyć na swoje upragnione wakacje. Za siedmiodniową wycieczkę do Larnaki na Cyprze pan Krzysztof zapłacił 11,5 tysiąca złotych. Nikt jednak nie mógł się spodziewać, iż przed samym wylotem przyjdzie im się zmierzyć z przykrą niespodzianką. Podczas kontroli granicznej okazało się, iż dowód siedmioletniego Roberta został unieważniony.


REKLAMA


Zobacz wideo Ile powinniśmy mieć wolnego? [SONDA]


Nie wpuszczono ich do samolotu. "Zapytał, czy unieważniliśmy dowód osobisty dziecka"
Rodzina nadała swoje bagaże i przeszła przez tak zwane bramki. Prawdziwe problemy zaczęły się podczas kontroli granicznej, gdy zaczęto sprawdzać ich dokumenty.
Pogranicznik kilka razy sprawdzał jeden z dowodów. Wyszedł w końcu z budki i zapytał, czy unieważniliśmy dowód osobisty dziecka
- relacjonował pan Krzysztof w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Rodzice nie wiedzieli, o co chodzi, ponieważ dowód osobisty chłopca został wydany w marcu 2024 roku i powinien być ważny. Tłumaczenia jednak nic nie dały, ponieważ na miejscu pojawił się inny mężczyzna, który stwierdził, iż dowód nie ma mocy prawnej i musi zostać zarekwirowany. Pogranicznik poradził rodzicom, aby wrócili do domu po paszport, jednak nie było takiej możliwości. Wnioski o wydanie dokumentów dla synów zostały złożone na początku lipca, ale paszporty nie zdążyły dotrzeć. Ta sytuacja sprawiła, iż lot na Cypr został opóźniony, ponieważ obsługa musiała wyciągnąć z samolotu bagaże rodziny, która nie była w stanie odbyć zaplanowanej podróży.


Urzędniczka unieważniła niewłaściwy dokument. "Głupi błąd spowodował takie konsekwencje"
Jak wyjaśnia pan Krzysztof, ta sytuacja najbardziej uderzyła w siedmioletniego chłopca, który był przekonany, iż to on jest problemem.
On myślał, iż to jego wina. Był bardzo zdenerwowany. Obaj chłopcy nie mogli doczekać się wyjazdu, a jak się okazało, iż nie lecimy, Robert wmówił sobie, iż to przez niego
- wyjaśnia ojciec chłopca. Aby rozwikłać zagadkę, mężczyzna udał się do dzielnicowej delegatury Biura Administracji i Spraw Obywatelskich na Ursynowie, gdzie rok wcześniej odbierał dowód chłopca. Na miejscu dowiedział się, iż gdy wyrabiał synowi nowy dokument, wniosek o anulowanie poprzedniego został przesłany do delegatury w Wilanowie, gdzie wcześniej mieszkali. To tam doszło do błędu. Urzędniczka w Wilanowie omyłkowo unieważniła nowo wydany dokument zamiast starego.


Sprawdź również: Nie włożyli walizek do samolotu. Polscy turyści dowiedzieli się o tym po wylądowaniu
Najbardziej zaskakujące było to, iż dowód syna został unieważniony miesiąc po wydaniu
- twierdzi pan Krzysztof, wyjaśniając, iż w tym czasie siedmiolatek dwa razy odwiedził Włochy i raz był w Niemczech. Rodzina w ramach zadośćuczynienia zażądała ponad 29 tysięcy złotych. Wszystko dlatego, iż najpierw straciła 11,5 tysiąca złotych za nieudaną wycieczkę, a potem zapłaciła ponad 16 tysięcy złotych za kolejną. Do tego dochodzi też ekwiwalent za urlop, który musiała wziąć żona pana Krzysztofa. W odpowiedzi na skargę urząd miasta przyznał, iż sprawa może zostać rozpatrzona jedynie przez sąd.
Najgorsze jest to, iż jeden głupi błąd spowodował takie konsekwencje. Dla mnie sprawa powinna zostać załatwiona od razu: urzędnik popełnia błąd, jest próba rozwiązania tej sytuacji
- podsumował pan Krzysztof.
Źródło: warszawa.wyborcza.pl


Dziękujemy, iż przeczytałaś/eś nasz artykuł.


Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału