Nie pojechałam na jubileusz teściowej

newsempire24.com 8 godzin temu

Jadwiga, co się stało? Temperatura czterdzieści stopni! Nie jedź na uroczystość u teściowej!

Bogna chwyciła Jadwigę za ramiona, próbując przycisnąć ją do kanapy. Jadwiga jednak z trudem zaciągała kurtkę, ręce drżały tak, iż prawie nie mieściły się w rękawach.

Bogna, odpuść! Muszę zdążyć do pracy, mam pilny raport!

Raport? Ty ledwo stoisz na nogach! Zadzwoń do szefa, powiedz, iż jesteś chora!

Nie mogę! Już dwukrotnie w tym miesiącu brałam zwolnienie lekarskie, zaraz mnie zwolnią!

Bogna odebrała kurtkę i rzuciła ją na fotel.

Usiądź natychmiast! Zaraz wezwę lekarza!

Jadwiga opadła na kanapę. Sił już nie było głowa wirowała, wzrok się zamglił. Pracowała jako księgowa w małej firmie w Warszawie. Pensja skromna, a stracić pracę nie mogła; rodzina żyła z miesiąca na miesiąc.

Dzwonię do Andrzeja powiedziała Bogna, wprowadzając numer męża Jadwigi. Niech przyjedzie i zabierze cię do domu.

Nie, on na spotkaniu!

Nie obchodzi mnie jego spotkanie! Żona w szpitalu, a on siedzi na posiedzeniu!

Po pół godzinie przyjechał Andrzej, odprowadził Jadwigę do łóżka, wezwał lekarza. Lekarz przepisał antybiotyki i surowy postój w łóżku.

Będziesz leżeć tydzień. Żadnych obowiązków.

Ale ja

Bez ale. Czterdzieści stopni to nie żart. Jeszcze trochę i trafisz do szpitala.

Gdy lekarz odszedł, Andrzej usiadł na brzegu łóżka.

Jadziu, po co to wszystko? Od razu mogłaś powiedzieć, iż źle się czujesz.

Praca

Praca poczeka. Zdrowie jest najważniejsze.

Jadwiga zamknęła oczy. Była wyczerpana praca, dom, gotowanie, sprzątanie. Wszystko spoczywało na jej barkach, a Andrzej prawie nic nie pomagał, ciągle narzekając, iż jest zmęczony w pracy.

Telefon wibrował. SMS od teściowej, Wandy Kozłowskiej: Jadźko, nie zapomnij, jutro mój jubileusz. Oczekuję o 14:00. Nie spóźnij się.

Jadwiga westchnęła. Szóstydziesiąt lat. Wanda przygotowała wielkie przyjęcie w restauracji Pod Złotym Lwem. Goście, krewni, przyjaciele, koledzy z pracy.

Andrzeju, teściowa dzwoniła.

Tak, jutro Pamiętasz?

Pamiętam, ale ja choruję. Nie dam rady jechać.

Andrzej zmarszczył brwi.

Jak nie dasz rady? To przecież jubileusz mojej mamy!

Jadwiga, mam gorączkę! Lekarz kazał mi leżeć tydzień!

Za dwa dni spadnie. Weź lek przeciwgorączkowy i jedźmy.

Andrzeju, naprawdę jestem ciężko chora!

Mama się obrazi! Wiesz, jaka jest!

Jadwiga znała Wandę kobietę dominującą, łatwo się obrażającą. Gdy coś nie szło po jej myśli, organizowała sceny. Nie darzyła szczególnie synową życzliwością, uważała, iż Andrzej znajdzie lepszą żonę.

Niech się obrazi. Ja fizycznie nie dam rady.

Jadź, spróbuj! Dla mnie!

Andrzeju, leżę jak umarła! A ty myślisz o jubileuszu!

Nie przesadzaj! To tylko przeziębienie!

Jadwiga odwróciła się w stronę ściany, nie chciała już rozmawiać. Andrzej poszedł do kuchni, dzwonił do mamy.

Mamo, cześć Tak, pamiętam Problem, Jadwiga jest chora, gorączka wysoka Nie wiem, czy zdąży przyjechać Nie krzycz, proszę Rozumiem Dobrze, postaramy się.

Wrócił z przygnębioną miną.

Mama mówi, iż jeżeli nie przyjedziesz, nie będzie chciała już cię widzieć.

Świetnie, nie muszę jej widzieć.

Jadź!

Co? Ja jestem chora! A ona wymusza ultimatum!

Jest rozczarowana. To jej jubileusz, istotny dzień.

istotny dla niej, a co mnie to obchodzi?

Andrzej usiadł, położył dłonie na twarzy.

Dobrze, zróbmy tak. Pojeżdżę sam, powiem, iż jesteś bardzo chora. Mama to zrozumie.

Nie uwierzy. Powie, iż to wymówka.

Niech tak mówi! Najważniejsze, żebyś zachowała zdrowie!

Jadwiga spojrzała na męża z wdzięcznością, przynajmniej coś zrozumiał.

Następnego dnia temperatura spadła do 38 stopni. Jadwiga wstała, przeszła do kuchni, zagotowała rosół. Sił wciąż brak, ale przynajmniej nie kręciła się głowa.

Jak się czujesz? odezwała się Bogna.

Lepiej, gorączka spadła.

Dobrze, bojaźniłam się o ciebie. Idziesz jutro do pracy?

Nie, lekarz dał tydzień zwolnienia.

Rozumiem, odpoczywaj.

Andrzej chce, żebym pojechała na jubileusz.

I co?

Mówi, iż mama się obrazi.

A twoje zdrowie?

Chyba mu to leży na sercu.

Bogna zamyśliła się.

Czy naprawdę chcesz jechać? Czy zostaniesz w domu?

Zostanę. Nie mam sił i nie chcę.

Dobrze. Niech przyjedzie sam.

Teściowa wywoła scenę.

Niech wywoła. Nie jesteś winna, iż zachorowałaś.

Jadwiga wiedziała, iż Bogna ma rację, ale wciąż czuła napięcie. Wanda potrafiła kazać milczeć miesiącami, podżegając Andrzeja przeciw żonie.

Wieczorem Andrzej wrócił z pracy z bukietem kwiatów.

Kupiłem, jutro oddam mamie.

Piękne.

Jadź, na pewno nie jedziesz?

Na pewno nie. Nie dam rady.

Andrzej westchnął.

Powiem mamie, iż jesteś chora. Naprawdę chora.

Dzięki.

choćby tak się obrazi. Jest moją mamą, muszę ją bronić!

A żonę nie muszę?

Andrzej milczał i odszedł.

Rano temperatura wzrosła do 39 stopni. Jadwiga wypiła lek przeciwgorączkowy i położyła się z powrotem. Nie mogła wstać.

Andrzej przygotowywał się do wyjazdu na jubileusz, zakładał garnitur, wypolerował buty.

Jedziesz? zapytał.

Dam radę sama? odparła.

Zadzwoń, jeżeli coś będzie. Wezmę telefon.

Dobrze.

Gdy Andrzej odjechał, Jadwiga poczuła ulgę. Nie musi nigdzie jechać, nie musi udawać uśmiechu. Mogła po prostu leżeć.

Zadzwoniła Bogna.

Jak w domu?

Andrzej wyjechał sam.

Dobra robota. A teściowa?

Nie wiem, Andrzej ma jej wytłumaczyć.

Wytłumaczy. Tu wszyscy tak syn kocha mamę, a żona nie ma znaczenia.

Jadwiga uśmiechnęła się. Bogna miała rację. Wanda kochała syna, a nie synową. Zawsze krytykowała: Zupa nie tak, koszula nie tak, mieszkanie nie tak.

Rano zadzwonił telefon.

Jadwiga? To ja, Wanda Kozłowska.

Dzień dobry.

Andrzej powiedział, iż jesteś chora i nie przyjedziesz.

Tak, niestety. Mam wysoką gorączkę, lekarz zakazał wstawania.

Cisza.

Rozumiem. Czyli w dniu mojego sześćdziesięciolatka zostawiłaś mnie samą?

Pani, naprawdę jestem poważnie chora!

Wszyscy chorują, ale znajdą siłę na ważne wydarzenia.

Ja jej nie znalazłam.

Widać. Dzięki za szczerość. Teraz wiem, co o mnie myślisz.

Nie

Nie tłumacz się. Wszystko jasne. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

Wanda odłożyła słuchawkę. Jadwiga ścisnęła telefon w dłoniach. Rozpoczął się kolejny huragan oburzenia i zarzutów.

Po godzinie zadzwoniła Bogna.

Co? Mama zadzwoniła?

Zadzwoniła. Zła.

Nie pierwszy raz.

Boję się, iż Andrzej stanie po jej stronie.

Czy on kiedykolwiek stał po twojej?

Jadwiga pomyślała: Andrzej zawsze wspierał matkę, choćby gdy była w błędzie.

Wieczorem Andrzej wrócił z jubileuszu, usiadł na brzegu łóżka.

Jak się masz?

Tak samo. Gorączka wciąż.

Rozumiem.

Mama jest bardzo rozczarowana, iż mnie nie było.

Wiedziałam, iż dzwoniła.

Co powiedziała?

Że jestem złą synową, iż nie miałam siły przyjść w jej dzień.

Andrzej milczał.

W pewnym sensie ma rację.

Jadwiga podskoczyła na łóżku.

Co?

To był istotny dzień dla mamy. Mogłaś się postarać.

Andrzeju, mam 39 stopni!

Wypij lek i jedź. Połóż się na chwilę.

Czy mój stan nie ma znaczenia?

Oczywiście, iż ma. Ale mama też jest ważna!

Jadwiga odwróciła się w stronę ściany.

Odejdź.

Nie obrażaj się, Jadź!

Odejdź, mówię!

Andrzej wyszedł z pokoju. Jadwiga patrzyła w pustą ścianę, łzy spływały po policzkach. Mąż stał po stronie matki jak zawsze.

Następnego dnia zadzwoniła Bogna.

Nie mogę już tego znieść.

Co się stało?

Andrzej chciał, żebym pojechała. Mówił, iż mama jest ważniejsza niż moje zdrowie.

Co za skurwysyn! Przepraszam, ale nie zasługuje na ciebie.

Próbowałam z nim rozmawiać. Nic nie zmieniło. Dla niego mama jest święta.

Musisz postawić ultimatum.

Jakie?

Albo on wybiera ciebie, albo mamę.

On wybierze mamę. Wiem.

To po co ci taki mąż?

Mija tydzień. Gorączka wreszcie spadła. Jadwiga wstała, poszła do kuchni, zagotowała rosół. Sił trochę było, choć wciąż lekko głowowstręt. Zadzwoniła Bogna.

Jak się czujesz?

Lepiej, gorączka spadła.

Dobrze, bo się martwiłam. Nie idziesz jutro do pracy?

Nie, lekarz dał tydzień zwolnienia.

Rozumiem, odpoczywaj.

Andrzej chce, żebym pojechała na jubileusz teściowej.

I co?

Mówi, iż mama się obrazi.

A twoje zdrowie?

Chyba mu to leży na sercu.

Bogna zamyśliła się.

Czy naprawdę chcesz jechać? Czy zostaniesz w domu?

Zostanę. Nie mam sił i nie chcę.

Dobrze. Niech przyjedzie sam.

Teściowa zrobi scenę.

Niech robi. Nie jesteś winna, iż zachorowałaś.

Jadwiga wiedziała, iż Bogna ma rację, ale wciąż czuła napięcie. Wanda potrafiła kazać milczeć miesiącami, podżegając Andrzeja przeciw żonie.

Wieczorem Andrzej wrócił z kwiatami.

Kupiłem, jutro oddam mamie.

Piękne.

Jadź, na pewno nie jedziesz?

Nie dam rady.

Andrzej westchnął.

Powiem mamie, iż jesteś chora. Naprawdę chora.

Dzięki.

choćby tak się obrazi. Jest moją mamą, muszę ją bronić!

A żonę nie muszę?

Andrzej milczał i odszedł.

Rano temperatura wzrosła do 39 stopni. Jadwiga wypiła lek i położyła się z powrotem. Nie mogła wstać.

Andrzej szykował się do wyjazdu na jubileusz, zakładał garnitur, wypolerował buty.

Jedziesz? zapytał.

Dam radę sama? odparła.

Zadzwoń, jeżeli coś będzie. Wezmę telefon.

Dobrze.

Gdy Andrzej odjechał, Jadwiga poczuła ulgę. Nie musi nigdzie jechać, nie musi udawać uśmiechu. Mogła po prostu leżeć.

Zadzwoniła Bogna.

Jak w domu?

Andrzej wyjechał sam.

Dobra robota. A teściowa?

Nie wiem, Andrzej ma jej wytłumaczyć.

Wytłumaczy. Tu wszyscy tak syn kocha mamę, a żona nie ma znaczenia.

Jadwiga uśmiechnęła się. Bogna miała rację. Wanda kochała syna, a nie synową. Zawsze krytykowała: Zupa nie tak, koszula nie tak, mieszkanie nie tak.

Rano zadzwonił telefon.

Jadwiga? To ja, Wanda Kozłowska.

Dzień dobry.

Andrzej powiedział, iż jesteś chora i nie przyjedziesz.

Tak, niestety. Mam wysoką gorączkę, lekarz zakazał wstawania.

Cisza.

Rozumiem. Czyli w dniu mojego sześćdziesięciolatJadwiga w końcu odetchnęła, wiedząc, iż odzyskała wolność i może znowu żyć na własnych warunkach.

Idź do oryginalnego materiału