Nie podpisuj tej umowy,” szepnęła sprzątaczka do milionera podczas negocjacji. Ale to, co usłyszał potem, sparaliżowało go ze strachu.

newskey24.com 23 godzin temu

**Dziennik osobisty**

Dzisiaj znów nie mogłam spać. Zbudziłam się przed świtem, jak zawsze, w naszym małym mieszkaniu na warszawskiej Woli. Stary budzik ledwo zadzwonił, a ja już go wyłączyłam, żeby nie obudzić młodszego brata, Janka. Jego blada twarz i ciężki oddech przypomniały mi o chorobie, która powoli odbiera mu siły. Przygotowując skromne śniadanie kanapki z serem i herbatę myślałam o pieniądzach na jego leki. Moja pensja sprzątaczki ledwo starcza na rachunki, a te zdają się rosnąć z każdym tygodniem.

Dzisiaj będzie lepiej powtarzałam sobie, prostując szarą uniformową bluzkę przed wyjściem do pracy. Wieżowiec korporacji PolStal w centrum Warszawy zawsze wydawał mi się obcy. Szkło, marmur, ludzie w drogich garniturach a ja, niewidzialna, przemierzam korytarze z mopem w dłoni.

Tego dnia jednak coś było inaczej. Prezes, Marek Nowak, człowiek znany z zimnej pewności siebie, był wyjątkowo spięty. Przygotowywał się do spotkania z zagranicznymi inwestorami. Nie toleruję dziś błędów rzucił ostro do zespołu, zanim wszedł na salę konferencyjną.

A ja, sprzątając pobliskie biura, słyszałam urywki rozmowy przez niedomknięte drzwi. Jeden z inwestorów, starszy mężczyzna z wyraźnym akcentem, nalegał: Podpisz pan umowę od razu, panie Nowak. To wyjątkowa okazja. Prezes odpowiedział chłodno, ale w jego głosie wyczułam wahanie. Wtedy usłyszałam nazwisko to samo, które zrujnowało życie mojego ojca.

Serce zamarło mi w piersi. Wiedziałam, co muszę zrobić.

Weszłam do sali, ignorując zdumione spojrzenia. Panie Nowak, proszę tego nie podpisywać powiedziałam, choć głos mi drżał.

Zapadła cisza. Marek uniósł się z fotela, a jego spojrzenie było mieszaniną gniewu i szoku. Kim pani jest, żeby mi przeszkadzać? warknął.

Mojego ojca zniszczył ktoś taki jak oni powiedziałam, wskazując na inwestorów. Stracił wszystko. Proszę, niech pan sprawdzi ich dokładnie.

Kazał mnie wyprowadzić. Myślałam, iż stracę pracę. Ale kiedy następnego dnia prezes wezwał mnie do swojego gabinetu, zamiast zwolnienia usłyszałam: Dziękuję. Okazało się, iż miałam rację ci ludzie oszukali już wiele firm.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Marek zaczął patrzeć na mnie inaczej. Zaprosił nas z Jankiem na kolację do swojego domu w Konstancinie. Mój brat, który zwykle jest taki cichy, rozgadał się przy stole, rysując dom z ogrodem. Kiedyś taki będziemy mieli? spytał z nadzieją.

A Marek, zamiast się śmiać, powiedział: Możemy to zrobić szybciej, niż myślisz.

Dzisiaj stoję przed lustrem w białej sukni. Za drzwiami czeka Marek, a Janek, już zdrowy, trzyma mój bukiet. Wiem, iż to dopiero początek. Ale po raz pierwszy od lat czuję, iż los wreszcie się do mnie uśmiecha.

Idź do oryginalnego materiału