Ola, nie trzeba tego wszystkiego. Jestem żonaty i kocham swoją żonę – powiedział wyuczoną frazę.
Aleksander i Wiesława przeżyli razem dwadzieścia dwa lata. Pierwsza namiętność przygasła, ich związek stał się spokojny, oparty na głębokiej przyjaźni. Córka studiowała na drugim roku medycyny. Poszła w ślady rodziców. Jakżeby inaczej, skoro od dziecka słyszała tylko o chorobach, lekach i skargach pacjentów. Już jako mała dziewczynka uwielbiała przeglądać anatomiczne atlasy, wpatrując się w schematy ludzkiego ciała.
Poznali się na praktykach w szpitalu. To on pierwszy pomógł jej zbadać pacjenta – młodego mężczyznę, który bezceremonialnie ją zaczepiał. Dwa lata później, tuż przed egzaminami końcowymi, wzięli ślub.
Po studiach zatrudnili się w tym samym szpitalu. Wiesława w kardiologii, Aleksander został chirurgiem-ortopedą. Tego dnia zdarzył się rzadki przypadek – ich dyżury skończyły się równocześnie, więc wracali razem do domu.
– Wstąpimy do sklepu? W domu nie ma warzyw na sałatkę.
– Może odpuśćmy warzywa i sałatę? Jeden dzień można bez nich. Jestem wykończony. Operacja była trudna – odparł Aleksander, zręcznie omijając korki na zatłoczonych ulicach Krakowa.
– Dobrze, ale jutro i tak będziemy musieli kupić. Wysadź mnie przed sklepem, a ty jedź do domu – zaproponowała Wiesława.
– A potem będziesz taszczyć ciężkie torby, a ja będę się czuł winny. Chodźmy razem – odpowiedział i skierował samochód na parking przed Biedronką.
Aleksander pchał wózek między półkami, a Wiesława wkładała do niego produkty.
– Wiedziałem – mruknął, wskazując na wózek wypchany po brzegi, stojąc już w kolejce do kasy.
– Za to przez tydzień nie trzeba będzie chodzić na zakupy – Wiesława cmoknęła w powietrze, patrząc na niego z figlarnym błyskiem w oku. – Ojej, zapomniałam chleba! – zawróciła i pobiegła między regały.
Aleksander westchnął i zaczął wykładać zakupy na taśmę. W tłoku pudełko z makaronem spadło na kupę produktów przed nim.
Kobieta stojąca przed nim rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie. Przeprosił, podniósł opakowanie i, nie wiedząc, gdzie je odłożyć, trzymał je w rękach.
Wtedy kobieta odwróciła się i wpatrywała się w niego uporczywie. Była niemal jego wzrostu, miała ciemnobrązowe oczy i smutno opadające kąciki ust. Jasne włosy z odrastającymi ciemnymi korzeniami zebrała niedbale w koczek. Brązowy płaszcz wisiał na jej wąskich ramionach.
Aleksander uśmiechnął się przepraszająco i odwrócił, szukając wzrokiem Wiesławy. „Gdzie się podziała? Nie zdziwię się, jeżeli kupiła coś jeszcze oprócz chleba”. Spojrzał ponownie na nieznajomą. „Dlaczego tak na mnie patrzy? Moja pacjentka? Nie pamiętam”.
– Saszka, to ty? – nagle zapytała, a w jej oczach błysnęła radość.
– Znamy się? Byłaś u mnie na leczeniu? Przepraszam, nie pamiętam… – wymamrotał.
– Więc jednak zostałeś lekarzem, jak marzyłeś? – spytała. – Jestem Ola. Olga Kowalska. – euforia w jej oczach przygasła tak szybko, jak się pojawiła.
Aleksander przyjrzał się uważniej. Gdy przedstawiła swoje nazwisko, coś mu zaświtało w pamięci… Ola… Olga…
– Kowalska?! – wreszcie przypomniał sobie szkolne boisko, dziewczynę biegnącą przed nim. Rozpuszczone ciemne włosy falowały na wietrze. A on wtedy ledwo łapał oddech, nie mogąc jej dogonić…
– Zmieniłam się, co? – zapytała z goryczą kobieta, która nazywała się Olgą Kowalską, ale w niczym nie przypominała tamtej dziewczyny. – Ty wyładniałeś, choćby lepiej niż kiedyś.
Podeszła Wiesława i spojrzała na nich z zaciekawieniem. Aleksander tak się speszył, iż choćby nie zwrócił uwagi na dodatkowe zakupy, które trzymała. To zupełnie do niego nie pasowało. Wiesława rozglądała się, gdzie wcisnąć przyAleksander odwrócił się i mocno przytulił Wiesławę, wiedząc, iż to ona jest jego prawdziwym szczęściem, a przeszłość powinna pozostać tam, gdzie jej miejsce – w pamięci.