Małgorzata nie mogła znaleźć sobie miejsca. Mała Zosia zasnęła jej na rękach, a ona wciąż stała przy oknie.
Minęła już godzina, odkąd wpatrywała się w podwórko.  
Kilka godzin temu jej ukochany mąż Piotr wrócił z pracy. Małgorzata była w kuchni, a on wciąż do niej nie przychodził. Gdy w końcu wyszła do pokoju, zobaczyła, jak pakuje swoje rzeczy.
— Dokąd idziesz? — zapytała zdezorientowana.
— Wychodzę. Odchodzę od ciebie do kobiety, którą kocham.
— Piotrze, żartujesz? Coś się stało w pracy? Jedziesz w delegację?
— Czy ty w ogóle mnie słuchasz? Miałem cię dosyć. W twojej głowie jest tylko Zosia, mnie nie zauważasz, o siebie nie dbasz.
— Nie krzycz, obudzisz Zosię.
— Proszę bardzo. Znowu myślisz tylko o niej. Twój mąż odchodzi, a ty…
— Prawdziwy mąż nie zostawiłby żony z małym dzieckiem — cicho powiedziała Małgorzata i wyszła do córeczki.  
Znała charakter męża. Gdyby teraz kontynuowała tę rozmowę, wybuchłaby awantura. W oczach miała już łzy, ale nie zamierzała mu ich pokazać. Wzięła Zosię z łóżeczka i wyszła do kuchni. Tam Piotr na pewno nie przyjdzie — nie miał po co.
Przez okno widziała, jak wsiadł do samochodu i odjechał. choćby się nie obejrzał, a Małgorzata wciąż nie mogła odejść od okna. Może miała nadzieję, iż zaraz jego auto znów pojawi się na podwórku, a Piotr powie, iż to tylko głupi żart. Ale nic takiego się nie stało.
Całą noc nie mogła zasnąć. Nie miała do kogo zadzwonić, by opowiedzieć o swoim nieszczęściu. Dla matki dawno przestała być ważna. Cieszyła się, gdy córka wyszła za mąż, i praktycznie od razu o niej zapomniała. Dla Laury zawsze istniało tylko jedno dziecko — młodszy brat Małgorzaty. Miała przyjaciółki, ale to same młode mamy, takie jak ona. Pewnie teraz śpią. I jak mogłyby jej pomóc?
Zasnęła dopiero nad ranem. Spróbowała zadzwonić do Piotra, ale odrzucił połączenie i wysłał SMS-a, by więcej go nie niepokoiła.
W tej chwili Zosia zaczęła marudzić, i Małgorzata podeszła do niej. Nie może się załamywać. Odszedł? Niech idzie. Ma córeczkę, o którą musi się troszczyć. Trzeba myśleć, jak żyć dalej.
Sprawdziła, ile pieniędzy ma w portfelu i na koncie — przeraziła się. choćby gdyby poprosić właścicielkę mieszkania, by poczekała pięć dni z czynszem do dnia wypłaty zasiłku, i tak nie starczyłoby na życie. A jeszcze trzeba coś jeść. Mogłaby spróbować zdalnej pracy, ale Piotr zabrał swój laptop.
Miała jeszcze dwa tygodnie opłaconego najmu, by coś wymyślić. Ale musiała działać szybko.
Gdy jednak obdzwoniła wszystkich znajomych, zrozumiała, iż nic z tego nie wyjdzie. Nikt jej nie zatrudni z małym dzieckiem. choćby do sprzątania trzeba by zostawić Zosię z kimś na godzinę czy dwie. A nie miała z kim. Zmiana mieszkania też nic nie da — i tak wynajmowali niedrogie lokum. Jedynym wyjściem było wrócić do rodziców. Ale ona zawiodła się w życiu rodzinnym, za to brat ożenił się wcześnie. Mieszkał z matką razem ze swoją rodziną, w której rosły bliźniaki. Więc w dwupokojowym mieszkaniu było już pięć osób, a gdyby dołączyła ona z Zosią… Jak by się tam pomieścili?
Małgorzata powiedziała właścicielce, iż wyprowadza się po skończonym najmie. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Tak, mogła wynająć pokój w akademiku, choćby oglądała oferty. Ale sąsiedztwo było tam takie, iż i wrogowi by go nie życzyła. Pisała do Piotra, prosząc o pomoc finansową dla córki, ale nie odpowiadał. choćby nie czytał wiadomości — widoczAle gdy już się pogodziła z myślą, iż zostanie sama, na progu stanęła Katarzyna, jej była teściowa, i powiedziała: „Chodźcie do mnie, damy radę”.











