Nie mogła tego dłużej znosić. Co się z nim stało?

polregion.pl 2 godzin temu

Weronika nie zamierzała dłużej tego znosić. Nie rozumiała, dlaczego Krzysztof zaczął się tak do niej odnosić przestał kochać? Dzisiaj znów wrócił późno w nocy i położył się spać w salonie.

Rano, gdy wyszedł na śniadanie, Weronika usiadła naprzeciw niego.
Krzyś, możesz mi powiedzieć, co się dzieje?
Co ci nie pasuje?
Pił kawę i unikał jej wzroku.
Od kiedy urodzili się chłopcy, bardzo się zmieniłeś.
Nie zauważyłem.
Krzyś, żyjemy jak sąsiedzi od dwóch lat. To zauważyłeś?
Słuchaj, a czego ty chcesz? W domu ciągle porozrzucane zabawki, śmierdzi jakimiś mlecznymi kaszkami, dzieci wrzeszczą Myślisz, iż to komuś się podoba?
Krzyś, ale to przecież twoje dzieci!

Wstał nerwowo i zaczął chodzić po kuchni.
Wszystkie normalne żony rodzą jedno normalne dziecko. Żeby cicho bawiło się w kącie i nie przeszkadzało. A ty od razu dwoje! Mama mi mówiła, a ja nie posłuchałem takie jak ty potrafią tylko się rozmnażać!
Takie jak ja? To jakie, Krzyś?
Takie, bez celu w życiu.
Ale to ty kazałeś mi rzucić studia, bo chciałeś, żebym całkowicie poświęciła się rodzinie!

Weronika usiadła. Po chwili milczenia dodała:
Myślę, iż powinniśmy się rozwieść.
Zastanowił się i powiedział:
Jestem tylko za. Tylko pod warunkiem, iż nie będziesz mnie ciągać po sądach o alimenty. Sam ci dam pieniądze.

Odwrócił się i wyszedł z kuchni. Mogłaby się rozpłakać, ale z pokoju dziecięcego dobiegł hałas. Bliźniacy obudzili się i domagali się jej uwagi.

***

Tydzień później spakowała rzeczy, zabrała chłopców i wyszła. Miała duży pokój w komunalnym mieszkaniu, który odziedziczyła po babci. Współlokatorzy byli nowi, więc postanowiła się z nimi zapoznać.

Z jednej strony mieszkał ponury, choć jeszcze nie stary, mężczyzna, a z drugiej ekscentryczna kobieta po sześćdziesiątce. Najpierw zapukała do drzwi mężczyzny:
Dzień dobry! Jestem nową sąsiadką, kupiłam ciasto, może pan przyjdzie na herbatę?

Uśmiechała się uprzejmie. Mężczyzna obrzucił ją wzrokiem, po czym burknął:
Nie jem słodyczy. I zatrzasnął drzwi przed jej nosem.

Wzruszyła ramionami i poszła do Zofii Janowej. Ta zgodziła się na towarzystwo, ale tylko po to, by wygłosić przemowę:
Słuchaj, lubię odpoczywać w dzień, bo wieczorami oglądam seriale. Mam nadzieję, iż twoje dzieci nie będą mi przeszkadzać krzykami. I proszę, nie pozwalaj im biegać po korytarzu, niech niczego nie dotykają, nie brudzą i nie niszczą!

Mówiła długo, a Weronika z goryczą myślała, iż życie tutaj nie będzie łatwe.

***

Oddała chłopców do przedszkola, a sama zatrudniła się tam jako pomoc. Było to wygodne pracowała do godziny, kiedy trzeba było odebrać Wojtka i Darka. Płacili grosze, ale przecież Krzysztof obiecał pomagać.

Przez pierwsze trzy miesiące rozwodu rzeczywiście przysyłał pieniądze. Ale po rozwodzie minęło już tyle samo czasu, a od niego nie było nic. Weronika od dwóch miesięcy nie mogła zapłacić za mieszkanie.

Stosunki z Zofią Janową pogarszały się z dnia na dzień. Pewnego wieczoru, gdy Weronika karmiła chłopców w kuchni, sąsiadka wkroczyła w atłasowym szlafroku.

Moja droga, mam nadzieję, iż rozwiązałaś już swoje problemy finansowe? Nie chciałabym, żeby z twojego powodu odcięli nam prąd czy gaz.

Weronika westchnęła:
Jeszcze nie. Jutro pojadę do byłego męża, zupełnie zapomniał o dzieciach.

Zofia Janowa podeszła do stołu.
Ciągle karmisz ich makaronem Wiesz, iż jesteś złą matką?

Jestem dobrą matką! A tobie radzę nie wtykać nosa tam, gdzie nie trzeba, bo możesz go stracić!

Zaczęło się piekło. Zofia Janowa wrzeszczała tak, iż można było zatykać uszy. Na hałas wyszedł sąsiad Weroniki z przeciwka, Jan. Słuchał, jak Zofia Janowa przeklina Weronikę, chłopców i wszystko wokół, po czym odwrócił się i zniknął w swoim pokoju. Wrócił po chwili. Rzucił na stół przed Zofią Janową pieniądze i powiedział:
Zamknij się. Masz za czynsz.

Kobieta ucichła, ale gdy Jan odszedł, syknęła do Weroniki:
Pożałujesz tego!

Weronika zignorowała te słowa. Jak się okazało na własną zgubę. Następnego dnia pojechała do Krzysztofa. Wysłuchał jej i powiedział:
Mam teraz trudny okres, nie mogę ci nic dać.

Krzyś, ty sobie żartujesz? Muszę czymś nakarmić dzieci.
No to karm, nie zabraniam.
Złożę pozew o alimenty.
Śmiało, oficjalnie zarabiam tyle, iż dostaniesz tylko łzy. I postaraj się więcej mnie nie niepokoić!

Wracała do domu płacząc. Do wypłaty jeszcze tydzień, a pieniędzy prawie nie było. Ale w domu czekała ją kolejna niespodzianka dzielnicowy. Zofia Janowa napisała na nią donos. Twierdziła, iż Weronika grozi jej śmiercią, a jej dzieci są głodne i pozostawione bez opieki.

Przez godzinę dzielnicowy prowadził z nią rozmowę, a na koniec powiedział:
Muszę zgłosić to do opieki społecznej.

Ale o czym pan mówi? Przecież nic złego nie zrobiłam.
Takie są procedury. Donos jest, trzeba go sprawdzić.

Wieczorem Zofia Janowa znów przyszła do kuchni.
Słuchaj, moja droga, jeżeli twoje dzieci jeszcze raz zakłócą mój spokój w dzień, zgłoszę to prosto do opieki!
Co pani robi? To przecież dzieci! Nie mogą cały dzień siedzieć w miejscu!
Gdybyś je normalnie karmiła, to by spały, a nie biegały!

Wyszła, a chłopcy patrzyli na matkę przestraszeni.
Jedzcie, kochani. Ciocia żartuje, w głębi serca jest miła.

Odwróciła się do kuchenki, by ukryć łzy, choćby nie zauważyła, iż Jan wszedł do kuchni. Trzymał w rękach ogromną torbę. Podszedł do jej lodówki, otworzył i zaczął wkładać do środka zakupy.

Janku, przepraszamWeronika wzięła głęboki oddech, spojrzała na dzieci, które wtuliły się w nią mocno, i pomyślała, iż teraz, gdy mają siebie nawzajem i Jana, który stał się ich cichym wsparciem, wszystko jakoś się ułoży.

Idź do oryginalnego materiału