«Nie mogła opiekować się matką, ale na proces ma siłę!»

twojacena.pl 6 godzin temu

Nie mogła się zajmować matką, ale żeby ze mną się sądzić – na to siły jej starcza!

Kiedy byłam małą dziewczynką, moim całym światem była babcia. To ona mnie wychowywała, uczyła życia, głaskała po kolanach, gdy się przewróciłam, i przytulała, gdy mama znów znikała w poszukiwaniu „swojego szczęścia”. Mama zawsze była w podróży – raz z jednym facetem, raz z drugim, i po prostu nie miała ani siły, ani ochoty na mnie. Pojawiała się jak gość – na dzień, dwa, z kilkoma zdaniami i obojętnością w oczach, a potem znów znikała.

A babcia… Babcia była wszystkim. Matką, przyjaciółką, opoką. Dawała mi wszystko – czas, duszę, ostatni grosz. choćby gdy dorosłam i wyjechałam na studia do Krakowa, babcia wciąż była moją najbliższą osobą. Ale pech chciał, iż los się odmienił – zachorowała poważnie i nagle potrzebowała stałej opieki. Rzuciłam studia i wróciłam do domu. Pieniędzy brakowało, więc prosiłam o pomoc mamę. Ale za każdym razem słyszałam tylko jęki i narzekania:

— Ledwo stoję na nogach… Mam ciśnienie, serce, stawy… choćby nie wiesz, jak mi ciężko. Może choćby dostanę grupę inwalidzką!

Słuchając tego dzień w dzień, nie rozumiałam – po co to mówi, skoro pomagać nie zamierza? Babcia, widząc moje zagubienie, pewnego dnia cicho szepnęła:

— Ona sobie alibi na przyszłość szykuje. Żeby nikt jej później nie zarzucił, iż nie zajmowała się matką. W końcu sama była „chora” i nie mogła.

I rzeczywiście, mama ciągle podkreślała swoją „niemoc”, ale gdy tylko babcia przepisała na mnie swoje mieszkanie w Warszawie, a po kilku latach odeszła – stało się coś niesamowitego. Mama, nagle pełna sił, zapominając o wszystkich swoich dolegliwościach, ruszyła do sądu. Twierdziła, iż wykorzystałam stan babci, iż była „nieprzytomna”, więc testament i darowiznę trzeba unieważnić. I co się zaczęło! Dokumenty, pozwy, rozprawy… Nie pojmowałam, jak ona to wszystko ciągnie – przecież jeszcze niedawno mówiła, iż ledwo chodzi, a teraz godzinami biega po urzędach.

Z każdym dniem byłam coraz bardziej w szoku – ile w niej złości i chciwości. Gdzie były te siły, gdy babcia potrzebowała pomocy? Gdzie była ta energia, gdy ja, dwudziestoletnia dziewczyna, starałam się samodzielnie zajmować leżącą osobą, bez pieniędzy, bez wsparcia? Wtedy tylko szlochała przez telefon i wzdychała, jak jej źle. A teraz? Rześka, aktywna, pełna werwy. Już wszystkim na uszy nawieszała makaron, jak to jej biedną matkę okradziono z majątku, jak ją oszukano, zdradzono, pozbawiono dachu nad głową.

Tyle iż ani jednego dnia nie przesiedziała przy tej babci. Ani jednej nocy nie spędziła przy jej łóżku. Ani jednego leku nie kupiła. Wszystko było na mnie. Tylko ja wiedziałam, jak babcia się męczyła, jak zaciTylko ja pamiętam jej ostatni szept: „Nie poddawaj się, moja mała.”

Idź do oryginalnego materiału