Nie mogę sobie wybaczyć, iż postąpiłam tak bezmyślnie, ale przecież ufałam swoim dzieciom jak sobie samej i choćby nie pomyślałam, iż są do czegoś takiego zdolne. Moje dwie dorosłe córki praktycznie zostawiły mnie bez dachu nad głową i teraz, w wieku 62 lat, będę musiała zaczynać wszystko od nowa. Nie przestaję siebie żałować, a jednocześnie się obwiniać – jak mogłam tak bezmyślnie postąpić?

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Podczas gdy pracowałam w Wielkiej Brytanii, moje dzieci sprzedały moje mieszkanie bez mojej wiedzy. Wróciłam do domu i zrozumiałam, iż zostałam bez dachu nad głową.

– Dlaczego robisz z tego problem, mamo? Przecież jesteś emigrantką! Zarobisz jeszcze na niejedno mieszkanie. To było stare, dawno trzeba było je sprzedać. Ciesz się, iż znaleźli się kupcy – pociesza mnie moja starsza córka.

– A gdzie teraz, waszym zdaniem, mam mieszkać? – pytam moje bardzo mądre córki. – Która z was jest gotowa mnie przyjąć do siebie?

– Mamo, nie możesz z nami mieszkać, bo mieszkamy w mieszkaniach naszych mężów. Gdzie jeszcze ciebie? A przecież masz przytulny domek na wsi, możesz tam mieszkać podczas urlopu.

– Przytulny, mówicie? Ten, który się rozpada i gdzie wszystkie wygody są na zewnątrz? Czy za swoją pomoc zasłużyłam tylko na takie warunki? O nie, dzieci, tak nie będzie – mówię.

Córki spojrzały na siebie zdziwione, udając, iż nie rozumieją, dlaczego jestem obrażona, przecież zrobiły taki “dobry” interes.

10 lat temu wyjechałam do pracy w Wielkiej Brytanii. Moja starsza córka miała już 18 lat, więc postanowiliśmy przepisać nasze mieszkanie na nią, żeby łatwiej było załatwiać różne sprawy z dokumentami i rachunkami. Ufałam swojej córce jak sobie samej, więc bez problemu zrobiłam darowiznę na mieszkanie dla starszej córki, Darii.

Młodsza miała wtedy 17 lat, nie miała nic przeciwko temu. Ja też nie widziałam w tym nic złego, bo planowałam zarobić w Wielkiej Brytanii pieniądze, kupić każdej córce po mieszkaniu, a sama myślałam, iż zostanę w naszym starym mieszkaniu po remoncie.

Jednak zebranie pieniędzy na zakup mieszkania nie było łatwe. Najpierw musiałam opłacać studia jednej córki na uniwersytecie, a po roku druga też zaczęła studia, i również na płatnym kierunku. Cieszyłam się, iż moje dzieci zdobędą wykształcenie wyższe i nie będą musiały harować gdzieś za granicą, jak ja.

Moje córki bardzo lubią się ładnie i modnie ubierać, więc wydawały dużo z tego, co im wysyłałam, na ubrania. Pozwalałam im na to, bo rozumiałam, iż są młode, chcą ładnie wyglądać, nie gorzej niż inni.

W takim tempie nie tylko nie zarobiłam na dwa mieszkania, ale choćby na jedno. Bo wszystko, co wysyłałam dzieciom, wydawały na dobre życie – ubrania, kosmetyki, rozrywki, jedzenie.

Zaczęłam się poważnie martwić, bo byłam już 10 lat na emigracji, a do niczego nie doszłam. Nagle jednak mi się poszczęściło – najpierw starsza córka znalazła męża z mieszkaniem, a potem młodsza też miała narzeczonego z posagiem w postaci mieszkania.

Odetchnęłam z ulgą. Prawda, mieszkania nie były nowe i wymagały remontu, ale to wciąż lepsze niż nic.

Zrobiłam im obu wystawne wesele, godne emigrantki, żeby nikt z rodziny nie powiedział, iż żałowałam pieniędzy. Moje dziewczyny zaczęły mieszkać w mieszkaniach swoich mężów.

Co miesiąc wysyłałam córkom po tysiąc funtów, dzieliły się po 500 i wydawały wszystko na wygodne życie. Stale mi wypominały, iż to mało i iż im nie wystarcza.

Niedawno doszły do wniosku, iż chcą kupić sobie samochody. Twierdziły, iż skoro mężowie zapewnili im mieszkania, to one powinny zadbać o auta.

Pomysł nie był zły, ale nie miały żadnych oszczędności, więc nie wymyśliły nic lepszego niż sprzedaż mojego mieszkania. Co najgorsze, nie powiedziały mi o tym ani słowa, mimo iż często rozmawiamy przez telefon. Wszystko załatwiły po cichu.

Kiedy przyjechałam, czekała na mnie nieprzyjemna niespodzianka – moje mieszkanie już nie było moje.

Prawie oszalałam. Nie mogłam zrozumieć, jak w ogóle mogły tak postąpić? O czym myślały? Nasze mieszkanie, choć stare, było własne. A one mieszkają u mężów na niepewnych warunkach. A jeżeli coś im tam nie wyjdzie, gdzie się podzieją?

A co to jest samochód? To tylko kawałek metalu. W samochodzie przecież się nie zamieszka. Postępowanie moich dzieci nie ma żadnego sensu.

Na wieś, dokąd dzieci mnie odsyłały, nie pojechałam. Przywiozłam ze sobą trochę pieniędzy i wynajęłam mieszkanie na dwa tygodnie. Na dłużej nie ma sensu zostawać. Muszę gwałtownie wracać do Wielkiej Brytanii, żeby zdążyć zarobić na mieszkanie.

Jestem tak obrażona na swoje dzieci, iż nie jestem w stanie tego wyrazić słowami, już nie dostaną ode mnie ani jednego funta. Nie mogę im tego wybaczyć, ani sobie, iż tak lekkomyślnie przepisałam mieszkanie na córkę.

A teraz kto wie, czy uda mi się jeszcze zarobić na to mieszkanie, bo nie jestem już młoda, mam 62 lata. Ale jadę i będę próbować, jeżeli Bóg da – uda się.

Idź do oryginalnego materiału