Nie mogę już dłużej. Gdzie mogę oddać moją starszą mamę?
Nie wiem, ile już wytrzymam. Na początku wydawało się, iż dam radę, iż to tylko trudny okres, iż miłość i cierpliwość pomogą przez to przejść. Ale teraz stoję na skraju wyczerpania – emocjonalnie, fizycznie, psychicznie. Może ktoś mnie osądzi za te słowa. A może ktoś zrozumie, bo sam przez to przeszedł. Chcę opowiedzieć moją historię – nie po to, by się tłumaczyć, ale żeby po prostu się… wygadać.
Nazywam się Bożena, jestem drugim dzieckiem w rodzinie. Mam starszego brata, jest ode mnie trzy lata starszy. Mama urodziła nas w dojrzałym wieku: brata miała czterdzieści dwa lata, a mnie – czterdzieści pięć. Rodzice długo nie mogli mieć dzieci, a gdy w końcu się udało, mama traktowała nas jak prawdziwy cud. Byliśmy dla niej sensem życia. I mimo iż była starsza od innych matek, dawała nam wszystko – troskę, ciepło, wykształcenie.
Gdy miał już siedemnaście lat, straciłam ojca. Dla nas z bratem był to ogromny cios, ale dla mamy – koniec świata. Ledwo się z tego podniosła, a ja, jak mogłam, starałam się ją wspierać. Brat wyjechał na studia, potem przeniósł się do Kanady – pracować, budować karierę, zakładać rodzinę. Zostałyśmy we dwie. Ja i mama.
Minęło wiele lat. Teraz mama ma siedemdziesiąt osiem. I wciąż jestem przy niej. Tylko iż ona już nie jest po prostu mamą. To osoba, która wymaga ciągłej opieki. Praktycznie całodobowej. I ja już nie daję rady.
Mama zapomina o podstawowych rzeczach. Zostawia włączone żelazko, nie wyłącza kuchenki, może postawić czajnik w lodówce, a mleko schować do szafki. Mówiłam jej tysiąc razy, żeby mi nie pomagała – iż ja wszystko zrobię. Ale ona wciąż próbuje – z dobrego serca, z przyzwyczajenia, żeby być potrzebna. Tylko iż to bardziej przeszkadza niż pomaga. A ja wstydzę się powiedzieć: „Mamo, nie rób tego”, ponieważ widzę, jak bardzo ją boli, iż stała się bezradna.
Ostatnio zdarzyło się coś najgorszego. Mama wyszła na dwór i nie wróciła. Zapomniała, gdzie idzie. Zapomniała, gdzie mieszka. Szukaliśmy jej ponad trzy godziny. Dzwoniłam do wszystkich znajomych, przeszukałam okolicę, prawie oszalałam ze strachu. Znalazłam ją przypadkiem – koleżanka zauważyła ją po drugiej stronie miasta i do mnie zadzwoniła. Mama była zagubiona, zmarznięta, przerażona. A ja – wykończona, złamana, pusta w środku.
I to niestety nie jest odosobniony przypadek. To już codzienność. Ciągłe napięcie. Ciągły strach, iż coś się stanie. Nieustająca odpowiedzialność. Nie mogę odetchnąć ani na chwilę. Budzę się w nocy na każdy szelest. Nie wyjeżdżam nigdzie. Nie żyję – wegetuję. Nie jestem już córką. Jestem opiekunką. I to mnie powoli, ale skutecznie niszczy.
A przecież ja też mam rodzinę. Męża, dzieci, wnuki. Kocham ich, dla nich żyłam. Ale teraz na moich barkach jest mama. I czuję, jak tracę siły. Jestem zmęczona. Wypalona. Płaczę w nocy, bo nie wiem, co dalej.
Nawet nie potrafię na głos wypowiedzieć tej myśli: „Gdzie mogę oddać mamę?” To słowo – „oddać” – brzmi jak zdrada. Jakbym nie był córką, tylko obcą osobą. Ale przecież są domy opieki. Są ośrodki z całodobowym dojściem. Są specjalne placówki. Dlaczego nie mogę o tym pomyśleć bez poczucia winy?
Bo tak nas wychowano. Bo matka to świętość. Bo ona mnie urodziła, wychowała, chroniła. I teraz mój obowiązek to być przy niej. Ale obowiązek to nie wyrok. Nie krzyż. A ja mam wrażenie, iż zawieszono mi kamień na szyi i powiedziano: „Nieś, aż upadniesz”.
Brat pomaga finansowo, dzwoni, wspiera. Ale on jest za oceanem. Nie widzi, jak mama płacze w nocy, jak gubi się w czterech ścianach, jak myli moje imię z imieniem babci. Nie biega po osiedlu w panice, gdy nie wróciła ze sklepu. Nie sprząta rozbitych talerzy, które upuściła. On żyje spokojnie. A ja – tu. W tym domu. W tej zamkniętej pętli.
Nie wiem, co robić. Po prostu chcę móc oddychać. Chcę się obudzić bez tego lęku. Chcę pojechać do córki, nie martwiąc się, iż w tym czasie mama podpali mieszkanie. Nie proszę o wiele. Chcę trochę życia. Trochę spokoju. Trochę… siebie.
I może ktoś mnie osądzi. Powiedzą, iż jestem złą córką. Że matkę powinno się nosić na rękach do końca. Ale niech najpierw sam tak przeżyje rok, dwa, pięć. A potem niech powie, jak to jest – być żywym człowiekiem, który nie ma prawa do odpoczynku.
Nie chcę rezygnować z mamW głębi serca wiem, iż muszę znaleźć miejsce, gdzie będzie bezpieczna, gdzie ktoś zadba o nią tak, jak ja już nie potrafię.