Nie licz cudzych pieniędzy

newsempire24.com 2 dni temu

– Znowu wydajesz więcej, niż trzeba!

Ania westchnęła. Takim lub podobnym okrzykiem zaczynała się niemal każda jej rozmowa z mężem w ostatnim czasie, gdy tylko pokazywała coś ze swoich nowych nabytków. Ostatnio Ania w ogóle przestała chwalić się przed Tomkiem czymkolwiek, czy to nowym swetrem, butami, czy torebką. Ale mąż, oczywiście, nie mógł nie zauważyć nowości w jej garderobie. I się kłócić.

Chociaż obiektywnie nie było za co Ani zarzucać. Zarabiała na równi z mężem, a wkład do domowego budżetu oboje dzielili po równo. Mimo wszelkich chęci Tomek nie mógł powiedzieć, iż utrzymuje żonę czy iż wydaje na wspólne wydatki więcej niż ona. Ale z jakiegoś powodu każda nowa rzecz kupiona przez Anię dla siebie ostatnio wzbudzała w mężu oburzenie.

Ania nie mogła zrozumieć, o co chodzi. Rodzina się nie martwiła – spokojnie spłacali kredyt hipoteczny, mogli pozwolić sobie na dobre wakacje, a po wszystkich miesięcznych wydatkach zostawało jeszcze wystarczająco na różne małe przyjemności jak nowa odzież. Ale skąpstwo męża było dla niej nagłe i niezrozumiałe. Ania długo się zastanawiała, jaka może być przyczyna. Z Tomkiem znali się od wielu lat – poznali się jeszcze na pierwszym roku studiów, sympatia przerodziła się we wrażenie, a potem w silną więź i w końcu w miłość. Pobrali się zaraz po ukończeniu studiów. I już od pięciu lat byli małżeństwem. Całkiem szczęśliwym – do niedawna.

Tomek pracował w kancelarii prawnej, zajmując się prawem cywilnym i rokował dobrze – z czasem miał szanse zostać wspólnikiem. Ania pracowała w dużym biurze nieruchomości, prowadziła księgowość. Harmonogram pracy obojga na razie nie pozwalał im myśleć o dziecku, choć oboje mieli już po dwadzieścia dziewięć lat. I rodzice obojga często dawali im do zrozumienia, iż powinni pomyśleć o dzieciach.

– Aniu, nie zwlekaj – mówiła jej mama, Pani Ewa, chuda, wysportowana kobieta. – Im później urodzisz, tym większe ryzyko, iż dziecko przyjdzie na świat niezdrowe.

Sama Pani Ewa urodziła Anię w wieku trzydziestu trzech lat, o czym córka regularnie jej przypominała, wskazując, iż nie ma żadnych wad rozwojowych ani wrodzonych chorób. Na co Pani Ewa tylko rozkładała ręce:

– Udało się. Ale ty nie zwlekaj, mnie się udało, a tobie może się nie udać! Przypadek to kapryśna rzecz.

Zwykle w tym momencie teatralnie spluwała przez lewe ramię lub się żegnała. A Ania westchnęła – w duchu. Bo nie było możliwości, by przekonać mamę.

Rodzice Tomka też nie ustępowali – jednogłośnie przekonywali syna, iż powinni już mieć wnuczęta. Dwójkę, a najlepiej – trójkę.

– Wszystko jest – zaczynał ojciec Tomka – mieszkanie, samochód, praca. Pieniądze są. No dalej, posadź tę Ankę w domu, niech rodzi! Baby są do tego.

– Oj, nie naciskaj! – podłapywała, niby oburzona, jego żona. – Kobiety mogą wiele osiągnąć! Ale ty, Tomku, oczywiście potwierdź, ślicznie przedstawić, iż z twoim tatusiem chcemy już doświadczyć wnucząt!

Czas mijał. Ania i Tomek zaczynali się przyzwyczajać do tych rozmów, akceptując je jako nieuniknioną część życia. Ale rodzice oczywiście nie mieli zamiaru się uspokajać. Widząc, iż proste przekonywanie do niczego nie prowadziło i młodzi małżonkowie przez cały czas nie spieszyli się z zakładaniem rodziny, przeszli do bardziej aktywnej strategii.

Mama Ani, zawsze witalna i energiczna, nagle zaczęła “chorować”. Rzuciła swoją ulubioną nordic walking i basen, a przy każdej okazji opowiadała córce, jak ciężko jej teraz choćby z prostymi pracami domowymi. Ojciec małomówny, zabierał głos tylko wtedy, gdy żona zwracała się do niego o potwierdzenie jej słów. Wtedy przytakiwał krótko, patrząc w podłogę, i natychmiast się odwracał, jakby rozmowa była dla niego niewygodna.

Ania doskonale wiedziała, iż to wszystko to manipulacja i oszustwo. Jej mama, oprócz nieco podwyższonego ciśnienia, była zdrowa. Pani Ewa była wyjątkowo zdrowa. Od młodości była sportowcem i choćby brała udział w regionalnych zawodach, zdobywała nagrody. A i w wieku ponad sześćdziesięciu lat nie straciła formy. Ania nie pamiętała, żeby jej mama była czymś chora poza zwykłym przeziębieniem, które gwałtownie mijało.

No więc te ciągłe rozmowy o domniemanym złym samopoczuciu były blefem. Ania widziała, iż mama wygląda na zdrową, je z apetytem, zajadając swoje ulubione pierniki i sałatki warzywne. A gdy Ania przyjeżdżała, zawsze czekał na nią domowy pasztet i jakieś wyszukane zupy – dania, których na pewno nie przygotowałaby ciężko chora, osłabiona kobieta.

Tomek słuchając narzekań Ani na nieudolne manipulacje jej mamy tylko się uśmiechał.

– Pewnie mówi, iż niedługo umrze, a wnuków nie zdąży poniańczyć, co? – obejmował żonę i całował ją w skroń, delikatnie dotykając jej skóry ustami. – Nie martw się, Aniu. Po prostu ponaglają wydarzenia. A my przecież już wszystko zaplanowaliśmy, prawda?

Małżonkowie naprawdę mieli plan. Ania zamierzała pracować jeszcze przez rok – żeby zdobyć wystarczający staż, który przydałby się jej po urlopie macierzyńskim, jeżeli zechce znaleźć pracę na nie gorszym stanowisku – i odejść z pracy. Zajmie się zdrowiem i przebada, skoro teraz nigdy nie ma na to czasu. I wtedy z mężem postanowią się postarać o dziecko. Albo może i nie tylko jedno.

Na razie jednak nie zamierzali wtajemniczać rodziców w swoje plany. Zdecydowanie by się ekscytowali, pytając “czemu tak długo?”, a tego ani Ania, ani Tomek nie chcieli. Więc w tej chwili przyszłe dzieci były tematem rozmów tylko wtedy, gdy byli sami.

I wszystko toczyło się jako tako, poza narzekaniami Pani Ewy na rzekomo pogarszające się zdrowie, aż do niedawna. Aż Tomek zaczął nagle oskarżać żonę o nadmierne wydatki.

Ania przez jakiś czas nie mogła zrozumieć, o co chodzi. W końcu usiadła i zaczęła przeglądać swoje wydatki w aplikacji bankowej. Może faktycznie wydaje więcej na siebie i tego nie dostrzega? A Tomek, jako troskliwy mąż i gospodarny mężczyzna, próbuje ją ostrzec?

Jednak analiza wydatków w aplikacji pokazała, iż są takie same jak zawsze. Ania odłożyła telefon i zaczęła się zastanawiać. Zatem naprawdę nie było powodów do zarzutów. Może Tomkowi coś się nie układa w pracy i martwi się, iż rodzinie zacznie brakować pieniędzy?

Ania zdecydowała się porozmawiać o tym z mężem. W sobotni poranek, gdy oboje usiedli na kanapie z kawą, przedstawiła swoje przemyślenia.

Tomek pokręcił głową, odstawiając filiżankę z niedopitą kawą.

– Nie, Aniu, w pracy u mnie wszystko dobrze. Naprawdę. Możesz się nie martwić o to, takie rzeczy w żadnym wypadku bym przed tobą nie ukrywał.

– Więc o co chodzi? – zapytała wprost Ania. – Zobacz, przeanalizowałam swoje wydatki – nie wzrosły.

Wyjęła telefon i pokazała mu wykresy w aplikacji bankowej. Tomek przeglądał wykresy, marszcząc brwi.

– W zeszłym miesiącu choćby mniej wydałam – dodała Ania, nie rozumiejąc, dlaczego mąż się mści. – Co się dzieje?

– To wszystko przez moją mamę – w końcu niechętnie powiedział Tomek. – Ciągle mi mówi, iż trzeba oszczędzać, bo inaczej na dziecko nie wystarczy pieniędzy, trzeba odkładać, a wy wszystko wydajecie…

– To ona? – powtórzyła Ania, już domyślając się, kto jest źródłem tych narzekań Tomka na wydatki. – To twoja mama liczy moje pieniądze?

Mąż potaknął ze wstydem. Ania chciała się zdenerwować, ale zamiast tego się roześmiała.

– No cwaniara! – pokręciła głową. – Rozumiesz, iż twoja mama w ten sposób próbuje na nas wymusić, byśmy zaczęli oszczędzać? Najpierw chce zmusić mnie do oszczędzania na siłę, a potem przyjść z rozmowami na temat “macie już oszczędności, teraz dzieci”.

– Rozumiem – niechętnie powiedział Tomek. – Tylko jak mam jej to wytłumaczyć?

– W sumie wcale – Ania odparła, patrząc zamyślona na swoją filiżankę z resztką kawy. – Tomek, może porozmawiamy z nimi o naszych planach? Tak, będą krzyczeć, iż zwlekamy, ale przedstawimy im sytuację taką, jaka jest. O stażu moim i tak dalej. Myślę, iż zrozumieją. A choćby jeżeli nie – gorzej już chyba nie będzie.

– No, chyba… – przyznał mąż.

– Jutro akurat jest niedziela, zaprośmy ich na herbatę i w rodzinnym gronie wszystko omówmy. Dobrze? Upiekę coś. Twoi rodzice uwielbiają moje kruche ciasteczka, mogę zrobić.

– Dobrze – Tomek objął żonę i, jak zwykle, pocałował ją w skroń. – W końcu masz rację – lepiej mówić otwarcie, niż planować za plecami.

Idź do oryginalnego materiału