Nie lękaj się, zawsze przy tobie będę

newsempire24.com 3 dni temu

Dzisiaj znów czuję tę samą pustkę.

Po raz pierwszy założyłam kolorową letnią sukienkę, lekko podkreśliłam usta i z nieufnością przyjrzałam się w lustrze. „Może farba na włosy?” Westchnęłam i wyszłam z mieszkania.

Na zewnątrz był pierwszy prawdziwie upalny dzień lata. Słońce świeciło jasno, zieleń wydawała się radosna, białe obłoki płynęły po błękitnym niebie. W końcu, po całym maju i połowie czerwca, które były chłodne i deszczowe.

Spacerowałam w niewielkim parku naprzeciwko domu, kiedy nie było mnie na zakupach. To choćby nie park, tylko ogrodzone krzewami trawniki przecięte ścieżkami z kostki, przy których stały ławki. Przechodziłam się, a potem siadałam na jednej z ławek otaczających pomnik Adama Mickiewicza przed uniwersytetem. Siedzenia były wygodne, z oparciami, inaczej niż zwykłe ławki.

Usiadłam, wystawiając twarz promieniom słońca przebijającym się przez liście. Czteroletnia dziewczynka z zabawnymi blond warkoczykami goniła gołębie z radosnym piskiem. Jej mama siedziała na sąsiedniej ławce i wpatrywała się w telefon.

Na ławkę naprzeciwko przysiadł mężczyzna w jasnych spodniach i niebieskim swetrze, także obserwując dziecko. W końcu mama schowała telefon do torebki i zabrała córeczkę. Nie było już na co patrzeć. Złapałam wzrok mężczyzny. Wstał i podszedł do mojej ławki.

– Nie przeszkadzam? – zapytał, siadając nieopodal. – Często panią widuję. Mieszka pani w okolicy?

„Narzuca się. Stary, a takie rzeczy”, pomyślałam i nic nie odpowiedziałam.
Mężczyzna nie obraził się, tylko przysiadł wygodnie.

– Ja tam mieszkam, w tym bloku. Widuję panią z balkonu. Studiowałem, pracowałem i całe życie spędziłem przy tym uniwersytecie.

– Był pan wykładowcą? – zapytałam. Ta moja ciekawość…

– Dawno temu. Już na emeryturze.
Kiwnęłam głową w milczeniu.

– W końcu pogoda się poprawiła. Jest pani wdową? Zawsze panią widuję samą. – Zainteresował się.

„No, zaczyna. Pewnie ma zamiary.”

Ale zmęczyłam się samotnością i ciszą. Nie będę przecież rozmawiać z meblami.

– Teraz już wdowa. Rozstaliśmy się z mężem dawno. Potem zmarł. – Nie wiem, dlaczego się otworzyłam.

– Moja żona odeszła dwa lata temu. – Mężczyzna podniósł wzrok ku niebu, jakby szukał jej tam.

Rozmowa płynnie zeszła na dzieci i wnuki. Dowiedziałam się, iż syn Janusza mieszka za granicą, a córka z rodziną w Warszawie. Kiedy żyła żona, często zbierali się przy dużym stole. W domu robiło się ciasno i głośno. Kiedy został sam, nie chciał się przeprowadzać do dzieci – nie chciał im przeszkadzać.

– Tak pan o siebie dba, myślałam, iż ktoś panu pomaga. – Skomplementowałam.

– Sam wszystko potrafię. To nie sztuka, byle chcieć.

– Muszę już iść. Za chwilę zaczyna się serial. – Wstałam, zbierając się do wyjścia.

W rzeczywistości nie oglądałam seriali, ale pora była wracać. Bałam się, iż nowy znajomy też je lubi i zacznie wypytywać. Ale on też wstał i powiedział, iż woli czytać książki.

– Ja też. – Ożywiłam się. – Tylko ostatnio wzrok słabszy, mogę czytać tylko dużą czcionką.

– O, u mnie takich sporo. Mogę pani przynieść następnym razem? Mam dużą bibliotekę. jeżeli pozwoli pani, wybiorę coś według gustu. Wzruszyłam ramionami i pożegnałam się.

„Ale się rozmarzył. Następnym razem…” myślałam w drodze do domu.

Ale cały wieczór wspominałam nowego znajomego. Następnego dnia ubrałam się elegancko i znów wyszłam do parku. On już czekał na ławce przy pomniku. Obok leżała książka w reklamówce. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się radośnie. Moje serce zabiło szybciej, a zadowolenie rozświetliło twarz.

Każdego dnia niecierpliwie czekałam na te spotkania, starannie się ubierając i malując usta. Pewnego dnia zrozumieliśmy, iż nie zostało nam wiele czasu, i postanowiliśmy nie rozstawać się. Przeprowadziłam się do Janusza. Miał większe mieszkanie niż ja.

Od tamtej pory zawsze widywano nas razem. Spacerowaliśmy w każdą pogodę, chodziliśmy na zakupy i do teatru, czytaliśmy razem książki. Na początku bałam się osądów sąsiadów. „Zwariowała, poszła za pierwszego lepszego staruszka.”

Ale Janusz naprawdę świetnie radził sobie w domu, choćby gotował. Wszystko robiliśmy razem. Po kilku latach nie wyobrażałam już sobie życia bez niego. Nie sądziłam, iż na starość odnajdę spokój i szczęście.

– Irenko, może byśmy zalegalizowali nasz związek? Żyjemy nie po bożemu, – powiedział kiedyś.

– Co też tobie w głowie. Żyjemy i żyjemy. Chcesz, żeby ludzie się z nas śmiali? A jeżeli dzieci będą przeciw? – zaśmiałam się.

– Dzieci… Twoja córka pytała cię, jak ma żyć? Właśnie. Mnie też nikt nie pytał. Nie będziemy teraz prosić o pozwolenie.

– Może masz rację, ale… – wahałam się.

Czas mijał. Janusz co jakiś czas wracał do tematu ślubu, ale ja zwlekałam.

– Piasek nam się sypie, stawy trzeszczą, a my do USC. Śmiech. – Żartowałam.

Pewnego dnia zadzwoniła córka, zaczynając rozmowę od ogólników.

– Mamo, więc dalej mieszkasz u tego Janusza? Nie wracasz? Sławek nie dogaduje się z moim mężem. Może niech tymczasem wynajmie twoje mieszkanie? Ma dziewczynę, sympatyczną. Nie masz nic przeciwko?

Ania, moja córka, rozwiodła się, gdy Sławek miał osiem lat. Teraz studiował już na drugim roku. Rok temu Ania wyszła ponownie za mąż. Dorosły syn nie dogadywał się z jej nowym mężem.

– Niech mieszka. Po co ma stać puste? A nie myśli o ślubie?

– Mamo, no przecież kiedyś się ożeni. Ale teraz wszyscy żyją razem przed ślubem. Więc może jutro się wprowadzi?

Zgodziłam się. Jak nie? Wnuk to wnuk. Nie będzie przecież wynajmował.

Minął rok. Pewnego dnia sprzątaliśmy z Januszem. Wycierałam kurze, a on odkurzał dywan. Nagle pochylił się, by wyłączyć odkurzacz, i upadł na podłogę. Jęczał, nie mógł wstać. Lekarz pogotowia postawiPogrzeb miał skromny, a ja wróciłam do pustego mieszkania, gdzie teraz tylko zdjęcie Janusza przypomina mi, iż było jeszcze trochę szczęścia na końcu tej drogi.

Idź do oryginalnego materiału