Nie jesteś tu mile widziana” – drwił z matki w klasie biznesowej, aż głos pilota zmienił wszystko

polregion.pl 1 tydzień temu

**Dziennik osobisty**

Nie pasujesz tutaj drwił z matki w klasie biznesowej. Wtedy głos kapitana sprawił, iż jego uśmieszki zniknęły.

Łukasz Nowak lubił kontrolę. Kontrolę nad harmonogramem, nad spotkaniami, nad każdym szczegółem, który mógł go spowolnić. Tego ranka, gdy wsiadał do samolotu do Warszawy, poczuł satysfakcję, widząc swoje nazwisko na karcie pokładowej miejsce 4A w klasie biznesowej, z wystarczająco dużo miejsca na laptop, notatki i trzygodzinną wideokonferencję z inwestorami z Szanghaju.

Idealnie.

Schował torbę, zdjął marynarkę i zaczął rozkładać swój mały centrum dowodzenia: laptop, ładowarki, dokumenty, długopis, telefon w trybie Nie przeszkadzać. W jego głowie nic nie mogło zakłócić skupienia.

A potem ciszę przerwał szmer.

Dziecięce głosy.

Łukasz spojrzał w kierunku przejścia i zobaczył *ją*. Młodą kobietę, może trzydziestkę, z włosami spiętymi w kucyk, w wyblakłej bluzce i znoszonych dżinsach. Jedną ręką trzymała torbę podręczną, drugą prowadziła chłopca, który kurczowo ściskał pluszowego królika. Za nimi szła dziewczynka, około dwunastu lat, ze słuchawkami na szyi, oraz drugi chłopiec, może dziewięcioletni, ciągnący plecak z superbohaterem.

Łukasz spojrzał na numery miejsc na ich kartach pokładowych, gdy zatrzymali się obok niego. Rząd 4. *Jego* rząd.

Nie krył irytacji.

NIE WYGLĄDACIE, JAKBYŚCIE TU PASOWALI powiedział sucho, przesuwając wzrokiem po jej ubraniach i dzieciach.

Kobieta zmrużyła oczy, zaskoczona. Zanim zdążyła odpowiedzieć, pojawiła się stewardesa z profesjonalnym uśmiechem.

Proszę pana, to pani Danuta Kowalska z dziećmi. Mają prawidłowe miejsca.

Łukasz pochylił się do niej. Słuchaj, mam międzynarodowe spotkanie w trakcie lotu stawka to miliony. Nie mogę pracować, gdy wokół są kredki i płacz.

Uśmiech stewardesy stał się chłodniejszy, choć głos pozostał spokojny. Proszę pana, zapłacili za te miejsca, tak jak wszyscy.

Kobieta Danuta odezwała się wtedy, cicho, ale stanowczo. Nie ma problemu. jeżeli ktoś chce się zamienić, możemy się przesiąść.

Stewardesa pokręciła głową. Nie, proszę pani. Pani i dzieci macie pełne prawo tu być. jeżeli komuś to przeszkadza, może sam się przenieść.

Łukasz westchnął przesadnie, wcisnął się w fotel i włożył słuchawki. W porządku.

Danuta pomogła dzieciom się usadowić. Najmłodszy, Jaś, dostał miejsce przy oknie, żeby mógł przykleić nos do szyby. Średni, Tomek, usiadł obok matki, a najstarsza, Zosia, zajęła środkowe miejsce z godnością, jaką potrafi wykazać się tylko dwunastolatka.

Łukasz tymczasem zerkał na ich znoszone ubrania i zniszczone buty. *Wygrańcy w konkursie* pomyślał. *Albo marzyciele na kredyt*.

Silniki zaryczały. Gdy samolot uniósł się w powietrze, Jaś pisnął: Mamo! Patrz! Lecimy!.

Kilku pasażerów uśmiechnęło się na dźwięk jego radości. Łukasz nie.

Wyjął jedną słuchawkę. Możecie proszę uciszyć dzieci? Zaraz zaczynam rozmowę. To nie plac zabaw.

Danuta odwróciła się, przepraszająco. Oczywiście. Dzieci, mówimy cicho, dobrze?.

I przez następną godzinę zajmowała je cichymi zabawami książeczkami z łamigłówkami dla Tomka, kolorowankami dla Zosi i opowiadaną szeptem historią o latarni morskiej dla Jasia.

Łukasz prawie tego nie zauważył. Był zbyt zajęty, pochylony nad kamerą, rozmawiając o prognozach marży i kwartalnych dystrybucjach, rozkładając próbki tkanin na stoliku kaszmir, jedwab, tweed, ułożone jak trofea. Wspominał Mediolan i Paryż, jakby to były jego prywatne podwórka.

Gdy w końcu skończył rozmowę, Danuta spojrzała na próbki. Przepraszam spytała uprzejmie czy jest pan w branży tekstylnej?.

Łukasz uśmiechnął się drwiąco. Tak. Nowak Fashion. Właśnie podpisaliśmy międzynarodową umowę licencyjną. Nie iż pani by to zrozumiała.

Danuta skinęła głową. Prowadzę mały butik w Poznaniu.

Roześmiał się cicho. Butik? To tłumaczy styl. Nasi projektanci pokazują kolekcje w Mediolanie i Paryżu. Nie na targach.

Jej głos był spokojny. Podobał mi się pański granatowy wzór w kratę. Przypomniał mi projekt, który kiedyś stworzył mój mąż.

Łukasz przewrócił oczami. No tak. Może kiedyś wam się uda wejść do wielkiej ligi. Na razie trzymajcie się pchlich targów.

Palce Danuty zacisnęły się na podłokietniku, ale nic nie powiedziała. Tylko wzięła za rękę Jasia, potem Tomka, potem Zosię jakby przypominając sobie, co jest ważne.

Gdy samolot zbliżał się do Warszawy, rozległ się głos kapitana. Panie i panowie, witamy na lotnisku Chopina. Zaczynamy podejście do lądowania. Proszę zająć miejsca i zapiąć pasy.

Łukasz schował laptop, zadowolony, iż dzień przebiega zgodnie z planem.

Wtedy kapitan mówił dalej, tym razem cieplej.

Zanim wylądujemy, chciałbym powiedzieć kilka słów osobiście. Dziękuję wszystkim za podróż z nami a szczególnie jednej pasażerce: mojej żonie, Danucie Kowalskiej, i naszym trzem wspaniałym dzieciom, za to, iż ich pierwszy lot ze mną był tak wyjątkowy.

W samolocie rozległy się westchnienia i uśmiechy. Pasażerowie spojrzeli na Danutę, ich twarze złagodniały.

Łukasz zdrętwiał.

Jak większość z was wie kontynuował kapitan latam od dziewiętnastu lat, ale nigdy z rodziną na pokładzie. Moja żona trzymała nasz dom w ryzach, gdy ja byłem tysiące kilometrów stąd. A dziś, po raz pierwszy, są tu dzieląc ze mną niebo.

Stewardesa minęła miejsce Łukasza, jej uśmiech był pełen satysfakcji. Należy tu bardziej niż ktokolwiek, proszę pana.

Danuta wstała, pomagając dzieciom zebrać bagaże. Spojrza

Idź do oryginalnego materiału