„Nie jestem ci prawdziwą matką i już”
– Po co się wtrącasz w nie swoje sprawy? – krzyczała Ewa, wymachując rękami. – To moja córka, nie twoja!
– Chciałam tylko pomóc – cicho odpowiedziała Bożena, stojąc przy kuchence z patelnią w ręku. – Julka jest chora, ma wysoką gorączkę…
– Pomóc! – przedrzeźniała Ewa. – Chcesz pokazać, jaka to z ciebie dobra macocha, tak? Żeby tatuś się wzruszył?
– Ewa, przestań – próbował interweniować Stanisław, ale córka choćby nie spojrzała w jego stronę.
– A ty się zamknij! Zawsze ją bronisz! – Wskazała palcem na Bożenę. – Nie jesteś mi prawdziwą matką i koniec! Wymieniłeś własną córkę na tę… na tę…
Ewa nie dokończyła, odwróciła się i wybiegła z kuchni. Drzwi do jej pokoju zatrzasnęły się z taką siłą, iż zatrzęsły się szklanki w szafce.
Bożena odstawiła patelnię na stół i opadła na krzesło. Ręce się jej trzęsły, w oczach miała łzy.
– Nie przejmuj się – Stanisław podszedł do żony i położył dłoń na jej ramieniu. – Jest zdenerwowana przez studia. Nie dostała się na uczelnię państwową, teraz ma żal do całego świata.
– Staszku, ona ma rację – szepnęła Bożena. – Naprawdę nie jestem dla niej rodziną. I nigdy nią nie będę.
– Mówisz głupstwa. Czas wszystko ułoży.
Bożena uśmiechnęła się gorzko. Czas. Byli małżeństwem już cztery lata, a relacje z Ewą tylko się pogarszały. Najpierw dziewczyna była po prostu chłodna i zdystansowana. Potem zaczęły się docinki, złośliwe uwagi. Teraz otwarta wojna.
– Może nie powinnam była proponować, iż opłacę jej studia? – zapytała Bożena.
– Dlaczego? Chciałaś dobrze.
– Ale ona odebrała to jak próbę kupienia jej sobie.
Stanisław westchnął i usiadł obok żony.
– Bożenko, wiem, iż ci ciężko. Ale Ewa straciła matkę, gdy miała czternaście lat. Boi się, iż ktoś zajmie jej miejsce.
– Ja choćby nie próbuję zastąpić jej matki. Chcę tylko, żebyśmy żyły w zgodzie.
– Wiem. I kiedyś to zrozumie.
Bożena skinęła głową, ale w głębi duszy wątpiła. Każdy dzień w tym domu był walką. Ewa jakby specjalnie szukała powodów do kłótni. Albo Bożena źle gotowała, albo ustawiła rzeczy nie tam, gdzie trzeba, albo rozmawiała zbyt głośno przez telefon.
Z pokoju Ewy dochodziła głośna muzyka. Sąsiedzi już nie raz narzekali, ale dziewczyna ignorowała uwagi.
– Idź i powiedz jej, żeby ściszyła muzykę – poprosiła Bożena.
– Powiedz sama. Musicie się nauczyć rozmawiać.
– Staszku, po tym, co się stało?
– Tym bardziej. Nie można pozwolić, żeby konflikt się pogłębiał.
Bożena niechętnie wstała i podeszła do drzwi pasierbicy. Zapukała.
– Ewa, mogę wejść?
Muzyka stała się jeszcze głośniejsza. Bożena zapukała mocniej.
– Ewuniu, musimy porozmawiać.
Drzwi otworzyły się gwałtownie. W progu stała dziewczyna z czerwonymi od płaczu oczami.
– Czego chcesz?
– Proszę, ścisz muzykę. Sąsiedzi narzekają.
– Mam w nosie sąsiadów!
– Ewa, rozumiem, iż jesteś zdenerwowana…
– Nic nie rozumiesz! – wybuchnęła dziewczyna. – Myślisz, iż jak zaproponowałaś kasę, to mam cię polubić? Nigdy!
– Nie oczekuję, żebyś mnie lubiła. Chcę tylko, żebyśmy przestały się kłócić.
– Nie chcesz się kłócić – to wynoś się stąd. To nasz dom, mój i taty. A ty tu jesteś nie na miejscu.
Słowa zabolały Bożenę. Próbowała zachować spokój.
– Ewa, twój tata mnie kocha. Ja też go kocham. Jesteśmy rodziną.
– Nie! – krzyknęła dziewczyna. – My z tatą jesteśmy rodziną! A ty tu tylko mieszkasz! Myślisz, iż nie wiem, iż wyszłaś za niego dla mieszkania?
Bożena zbladła.
– Kto ci to powiedział?
– Babcia. Mama mamy. Mówi, iż jesteś łowczynią majątku. Że specjalnie się do taty przypchałaś, jak się dowiedziałaś, iż jest wdowcem z trzypokojowym mieszkaniem.
– To nieprawda…
– Prawda! – Ewa podeszła bliżej, oczy błyszczały jej z gniewu. – Miałaś czterechdziestkę, mieszkałaś w kawalerce, a tu taka gratka – facet z trzypokojowym! Oczywiście, iż poślubiłaś go!
Każde słowo było jak policzek. Bożena czuła, jak płoną jej policzki.
– Kocham twojego ojca…
– No tak, jasne. Kochasz jego mieszkanie i wypłatę. A jego samego tylko tolerujesz.
– Dosyć! – nie wytrzymała Bożena. – Nie masz prawa tak mówić!
– Mam! To mój dom! A ty tu jesteś nikim!
Ewa zatrzasnęła drzwi przed noskiem macochy. Muzyka zagrała jeszcze głośniej.
Bożena stała w korytarzu, trzęsąc się z emocji. Słowa Ewy uderzyły w najczulszy punkt. Tak, poznała Stanisława, gdy miała czterdziestkę. Tak, mieszkała w kawalerce i marzyła o własnym mieszkaniu. Ale wyszła za mąż z miłości, nie z wyrachowania.
Stanisław znalazł ją w łazience, gdzie próbowała się uspokoić.
– Co się stało? Ewa drze się jak opętana.
– Powiedziała, iż wyszłam za ciebie dla mieszkania.
Stanisław zmarszczył brwi.
– Skąd jej takie myśli?
– Od twojej byłej teściowej. Okazuje się, iż Nina karmi ją takimi bredniami.
– Rozumiem – Stanisław zaciął pięści. – Nina nigdy mnie nie lubiła. A po naszym ślubie zupełnie się wściekła.
– Staszku, może naprawdę powinnam odejść? – cicho zapytała Bożena. – Widzisz, jak Ewa cierpi. Nie chcę niszczyć twojej relacji z nią.
– Nigdzie nie idziesz – stanowczo powiedział mąż. – Jesteś moją żoną. I jeżeli komuś to nie pasuje, to jego problem.
– Ale Ewa…
– Ewa musi zrozumieć, iż świat nie kręci się wokół niej. Że ludzie mają prawo do szczęścia.
Bożena przytuliła się do męża. W jego ramionach zawsze czuła się bezpieczna. Ale gdy zostawała sama z Ewą, wszystko wracało.
NastępnegoPo wielu burzach i trudnych rozmowach, Ewa, Bożena i Stanisław znaleźli w końcu wspólną drogę, ucząc się szacunku i cierpliwości, by być dla siebie rodziną nie z musu, ale z wyboru.