**Dziennik, 15 maja 2024**
Nie jestem służącą dla teściów. Mycie podłóg w ich domu? Dziękuję, nie mam na to ochoty! Ja, Kinga, w wieku trzydziestu ośmiu lat postanowiłam wreszcie żyć dla siebie, a nie biegać ze szmatą po ich przestronnej willi. Moi teściowie, Stanisław i Halina, mają odpowiednio 92 i 83 lata i oczywiście nie są już w stanie sami radzić sobie z domem. Mój mąż, Marek, to ich jedyny syn, urodził się, gdy mieli już ponad czterdzieści lat, i teraz wszyscy patrzą na mnie jak na główną wybawicielkę. Ale ja nie zgadzałam się być ich służką! Ludzie plotkują, teściowie delikatnie napomykają, a ja postawiłam sprawę jasno: dość, mój czas należy do mnie i koniec.
Z Markiem jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat i przez cały ten czas starałam się być dobrą synową. Teściowie to ludzie niełatwi, ale nie źli. Stanisław, mimo wieku, wciąż pełen werwy: chodzi z laską, czyta gazety, uwielbia opowiadać o swojej młodości. Halina jest słabsza, głównie siedzi w fotelu, dzierga albo ogląda seriale. Ich dom — duży, stary, z drewnianymi podłogami i mnóstwem pokoi, których uparcie nie chcą wynająć ani sprzedać. „To nasze gniazdo” — mówią. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby to „gniazdo” nie stało się moim zmartwieniem.
Gdy się pobraliśmy, często do nich zaglądałam, pomagałam w sprzątaniu, gotowałam, woziłam do lekarza. Nie było mi ciężko — myślałam, iż to tymczasowe, dopóki mają siły. Lata mijały, a ich oczekiwania rosły. Teraz za każdym razem, gdy przyjeżdżamy, Halina ze smutkiem spogląda na podłogi i wzdycha: „Oj, Kinguś, tu by się przydało umyć, taki kurz”. A Stanisław dorzuca: „No tak, synowa, ty jesteś taka gospodarna, dasz radę”. Gospodarna? Pracuję w marketingu, mam dwoje dzieci, kredyt i milion spraw. Kiedy mam być ich sprzątaczką?
Kilka dni temu sytuacja osiągnęła punkt krytyczny. Przyjechaliśmy na weekend, a Halina, zanim zdążyłam zdjąć buty, podała mi wiadro i mopa: „Kinga, umyj podłogi, bo ja już nie daję rady, nogi bolą”. Oniemiałam. Czy ja jestem tu na etacie? Grzecznie odmówiłam: „Halino, wybacz, ale mnie też plecy dokuczają, i jeszcze tyle do zrobienia”. Zacięła usta, a Stanisław burknął: „Młodzież teraz taka leniwa”. Leniwa? Ja po pracy odbieram dzieci ze szkoły, odrabiam z nimi lekcje, jem w biegu, a oni mi o lenistwie?
Powiedziałam Markowi, iż nie zamierzam więcej sprzątać u jego rodziców. On, jak zwykle, próbował łagodzić: „Kochanie, oni są starzy, ciężko im. No pomóż raz, co to kosztuje?” Raz? Przecież to nie raz, to za każdym razem! Przypomniałam mu, iż jego rodzice mają emeryturę, mogą zatrudnić pomoc. Ale Marek tylko westchnął: „Wiesz, iż oni obcych do domu nie wpuszczą”. Nie wpuszczą? A ja to niby nie obca, więc można mną pomiatać? Postawiłam ultimatum: albo pomoc domowa, albo ja ich podłóg więcej nie tknię. Marek obiecał porozmawiać, ale wiem, iż ich żałuje i nie postawi sprawy jasno.
Sąsiedzi oczywiście już wiedzą. W naszym miasteczku plotki rozchodzą się jak błyskawica. Kiedyś pani Zosia, ich sąsiadka, zagadnęła mnie w sklepie: „Kinga, jak tak można, te staruszki, a ty im nie pomagasz? Przecież oni dla Marka wszystko zrobili!” Ledwo się powstrzymałam, by nie rzucić: „A ja dla niego i naszych dzieci to co, nic nie robię?” Dlaczego wszyscy myślą, iż mam poświęcić życie ich domowi? Szanuję Stanisława i Halinę, ale nie jestem ich służącą. Mam swoją rodzinę, marzenia. Chcę zapisać się na jogę, pojechać z dziećmi na wakacje, po prostu przeczytać książkę bez myślenia o cudzych podłogach.
Zaproponowałam kompromis: przyjedziemy, pomożemy z zakupami, zawieziemy do lekarza, ale sprzątanie to nie moja rola. Halina skrzywiła się: „Kinga, ty co, nam obcych do domu wprowadzisz?” A Stanisław dodał: „Myśleliśmy, iż jesteś jak córka”. Jak córka? Córka to nie znaczy służąca! Trzymałam fason, ale we mnie kipiało. Dlaczego nikt nie myśli o moich uczuciach? Całe życie starałam się dogodzić innym, a teraz chcę żyć dla siebie. To zbrodnia?
Moja przyjaciółka, gdy się jej wyżaliłam, powiedziała: „Kinga, masz rację. Postaw granice, bo cię wykorzystają”. I zdecydowałam: koniec. Nie biorę więcej do ręki ich mopa. jeżeli teściowie chcą czystości, niech zatrudnią pomoc albo poproszą Marka. On, swoją drogą, też nie garnie się do szorowania, ale jakoś cała odpowiedzialność spada na mnie. Czasem marzę, żeby wyprowadzić się do innego miasta, uciec od tych oczekiwań. Na razie uczę się mówić „nie”. I wiecie co? To wyzwala.
Niech sąsiedzi plotkują, niech teściowieNiech się wściekają, ale moje życie jest już tylko moje.