**Dziennik Marii**
Nie tak jak w serialu, ale podobnie. Uwielbiałam seriale i marzyłam, żeby w moim życiu było tak pięknie jak na ekranie. Ale to były tylko marzenia, a rzeczywistość okazała się dużo prostsza i nudna.
Wyszłam za mąż za Michała tak mi się wtedy wydawało, iż z miłości. On jednak, jak był w dzieciństwie niestały i rozpustny, takim pozostał. Zamieszkaliśmy w jego małym domku na wsi. A po trzech latach małżeństwa oświadczył nagle:
Wyjeżdżam do miasta. Żyj sobie, jak chcesz. Duszno mi tu, na wsi, moja dusza pragnie czegoś więcej.
Michał, o co ci chodzi? Przecież wszystko było dobrze próbowałam go powstrzymać, choć nie rozumiałam, co się stało.
Tobie było dobrze, a mnie nie.
I wyszedł, zabierając paszport i parę swoich rzeczy w starą torbę. Po wsi natychmiast rozniosły się plotki:
Michał porzucił Marysię i uciekł do miasta, pewnie jakaś nowa go zwiodła.
Przeżywałam to w milczeniu, bez łez i skarg. Zostałam w jego domu, bo nie miałam dokąd iść. U rodziców mieszka brat z wielką rodziną nie było tam dla mnie miejsca. Nie urodziłam dziecka.
Widocznie Bóg uznał, iż Michał byłby kiepskim ojcem myślałam, patrząc na wiejskie dzieci.
Każdego wieczora, po skończonych pracach, siadałam przed telewizorem, oglądałam seriale pełne namiętności i zdrad. Wczuwałam się w nie, a potem długo nie mogłam zasnąć.
Nowy dzień zaczynał się od nakarmienia prosiaka, gęsi, kur i młodego byczka, Pluto. Trzeba go było przypiąć za ogrodem nie wypuszczałam go do stada.
Marysiu! usłyszałam głos sąsiadki. Twój Pluto się zerwał, biega po wsi!
Wyskoczyłam za bramę i zobaczyłam, jak byczek szarpie płot, próbując podważyć go nowo wyrastającymi rogami.
Pluto, Pluto łagodnie go przekonywałam, podsuwając kawałek chleba, ale on tylko potrząsał łbem. A niech cię! krzyknęłam w gniewie, a Pluto, jakby urażony, rzucił się w bok, rozpędzając stadko sąsiadkowych kacząt.
Nie wiadomo, jak długo bym za nim biegała, gdyby nie traktorzysta Jarek. Zręcznie złapał oderwany sznur, przyciągnął byczka i przywiązał go do płotu.
Patrzyłam na jego silne ręce, na mięśnie widoczne przez brudną koszulę. Nagle poczułam, iż chcę, żeby te ręce mocno mnie objęły
Ale natychmiast otrząsnęłam się z tych myśli:
Co mi się wydaje? Jakbym kotka, co się łasi
Zawstydziłam się.
To chyba jakieś uroki. Nigdy nic takiego do Jarka nie czułam. Był zawsze tylko tym jasnowłosym chłopakiem z klasy, wiecznie śmieszkującym. Zresztą, nie jest wolny mieszka z tą swoją Zosią, rosłą jak dąb
Odwróciłam wzrok i odeszłam.
Z Michałem rozwiodłam się szybko, gdy uciekł za lepszym życiem. Miałam zalotników, choćby propozycje małżeństwa, ale żaden mi nie pasował. Żyłam sama, jakby niekochana.
Jarek wycierał ręce trawą, a ja nagle powiedziałam:
Chodź, umyjesz ręce w domu.
Milcząco poszedł za mną, a ja czułam na plecach jego gorące spojrzenie. Zauważyłam, iż patrzy na mnie inaczej niż zwykle.
Co on takiego dziś ma? zastanawiałam się.
Ale Jarek tylko umył ręce pod pompą, wytarł o wiszący ręcznik, jeszcze raz dziwnie na mnie spojrzał i poszedł.
Odtąd wydawało nam się, iż między nami pojawiła się jakaś niewidzialna nić. Gdy Jarek przechodził obok, rumieniłam się. Zaczął chodzić rano koło mojego domu, choć wcześniej tędy nie chadzał.
Ja też zaczęłam wstawać wcześniej, tłumacząc sobie, iż to przez poranną świeżość. Ale wiedziałam, iż chcę go spotkać. Patrzyliśmy na siebie, a w jego sprytnych oczach był prawdziwy męski zachwyt. Może choćby uwielbienie.
Odpędzałam grzeszne myśli, bo bałam się Zosi.
Niech tylko zobaczy, to mnie zmiażdży myślałam. I jeszcze rozgada po całej wsi.
Ale Jarek wciąż pojawiał się, rzucał mi te palące spojrzenia, a ja odpowiadałam półuśmiechem. Czułam, iż to jak w *”M jak miłość”*, tylko nie wiadomo, jak się skończy.
Pewnego dnia, gdy zamiatałam podwórko, usłyszałam znajomy głos:
Witaj, Marysieńko
Obrociłam się gwałtownie i zobaczyłam Michała. Ta sama bezczelna mina, te piwne oczy, od których kiedyś drżało mi serce.
No, wróciłem Przyjmiesz mnie z powrotem?
A co się stało? Miasto ci nie podeszło?
Tym razem serce choćby nie drgnęło. Widocznie nie było tam miłości. A może była, ale odeszła. Drzwi zamknęły się przed nim na zawsze, gdy zostawił mnie samą.
Michał wrócił do swojego domu. Ja nie miałam dokąd pójść, więc musiałam go wpuścić. Na noc zamykałam się w swojej izdebce, przesuwając ciężką szafę, żeby nie mógł wejść. On spał w drugiej części domu, wychodząc tylko na noc.
A Jarek wciąż przechodził, coraz bardziej ponury. Aż pewnego dnia zobaczył, jak wychodzę przez okno. I coś w nim znowu zawrzało.
Więc go nie przyjęła
Następnego ranka, gdy wychodziłam przez okno, zobaczyłam dwa malutkie stopnie pod framugą.
Kto to zrobił? zdziwiłam się. Na pewno nie Michał, on teraz tylko baluje z kumplami.
To Jarek w nocy podłożył mi tę prowizoryczną drabinkę.
Z Zosią nie był żonaty, żyli tak od kilku lat. Ona była starsza, miała córkę z pierwszego małżeństwa, ale Jarek traktował ją dobrze.
Zosia sama przyszła do niego kiedyś, gdy po pijaku nie wiedział, co robi. I tak już zostało.
Nadeszła zima. Michałowi skończyły się pieniądze, nikt go już nie częstował, więc znowu uciekł do miasta. Odetchnęłam.
A u Jarka też się coś zmieniło. Zosia zachorowała. Taka silna kobieta, a nagle osłabła. Jej matka zabrała wnuczkę, Jarek się nią opiekował, ale w końcu zabrali ją do szpitala. I już nie wróciła.
Pochowali Zosię całą wsią.
Duża była, ale spokojna mówPo kilku miesiącach Jarek i Marysia stali przed ołtarzem, a gdy wyszli na kościelne schody, choćby Michał, stojący z boku, musiał przyznać, iż dziś jego była żona wyglądała piękniej niż kiedykolwiek.