Nie jak w serialu, ale serce i tak wybrało swoje
Kasia uwielbiała seriale. Wierzyła, iż prawdziwe życie może być równie barwne jak na ekranie – pełne zwrotów akcji, burzy uczuć, dramatu i szczęśliwego zakończenia. Ale jej rzeczywistość była inna – szara, rutyniarz i nudna. Mieszkała w małej wsi pod Lublinem, a choćby małżeństwo nie przyniosło szczęścia, o którym marzyła w młodości.
Michał, jej mąż, na początku wydawał się kochający i opiekuńczy. Ale po trzech latach małżeństwa oznajmił nagle:
– Wyjeżdżam. Nie mogę tu dłużej być. Duszno. Jestem stworzony dla dużego miasta, Kasia.
– Co masz na myśli? Przecież u nas wszystko jest dobrze – próbowała go zatrzymać.
– Tobie dobrze, mi nie – odparł krótko i wrzuciwszy parę koszul do starej torby, wyszedł bez oglądania się za siebie.
Plotki po wsi rozeszły się w mgnieniu oka. Baby plotkowały:
– Michał zostawił Kasię, pojechał do Łodzi. Pewnie nowa kobieta się znalazła.
Kasia milczała. Nie płakała, nie narzekała. Po prostu żyła. W rodzinnym domu nie było dla niej miejsca – brat z żoną i czwórką dzieci zajęli każdy kąt.
– Widocznie Pan Bóg mnie chronił. Z takim jak Michał ojca by nie było – myślała, patrząc na dzieci sąsiadów.
Wieczorami siadała przed telewizorem i wpatrywała się w kolejny odcinek – jak w serialu zdradzają, kochają, cierpią. Fabuła wypalała jej serce. Po takich seansach długo nie mogła zasnąć.
A rano wszystko od nowa – świnie, gęsi, kury, cielak Stefek. Nie w oborze – sama przywiązywała go za domem. Pewnego dnia sąsiadka krzyknęła:
– Kasia, twój cielak biega po wsi, wyrwał się!
Wybiegła za furtkę – Stefek bodł płot, próbował podważać rogami ogrodzenie.
– Stefciu, no proszę cię, stój – namawiała, machając chlebem. A on w odpowiedzi kręcił łbem i szarpał się. Nagle szarpnął mocno i spłoszył stadko kacząt.
Jak zwykle pomógł Bartek – traktorzysta, jej dawny kolega ze szkoły. Złapał cielaka, sprytnie owinął sznurem i przywiązał. Kasia patrzyła, jak sobie radzi – ręce miał silne, pod koszulą widać było mięśnie. I nagle coś w niej ukłuło: jak bardzo pragnęła, żeby właśnie te ramiona ją przytuliły…
– Co ja gadam, chyba zwariowałam – zarumieniła się. – Jak kotka na wiosnę.
Zawstydziła się. Przecież Bartek żył z Grażyną, wysoką, postawną kobietą, która kiedyś po imprezie wykorzystała moment, gdy się przesadził z alkoholem. Przyprowadziła choćby córkę z pierwszego małżeństwa. I tak zostali, choć bez ślubu.
Kasia z Michałem rozwiodła się gwałtownie – jak tylko zniknął. Potem byli inni zalotnicy, choćby oświadczyny składali, ale serce milczało. A teraz nagle ten Bartek, dawny kolega, patrzy inaczej, z ciepłem. Czuła jego spojrzenie, jak ogień. Bała się. Bała się, iż Grażyna się dowie, rozniesie po wsi.
Ale Bartek codziennie przechodził obok, miedzą, gdzie wcześniej nie chodził. Ona wstawała wcześniej, niby do pielenia grządek – w rzeczywistości czekała na jego kroki. Ich spojrzenia się spotykały, a w jego oczach było coś, czego u Michała nigdy nie widziała – ciepło, choćby czułość.
A potem Michał wrócił. Tak po prostu, jakby nigdy nie wyjeżdżał.
– Przyjmiesz mnie? – zapytał z tym samym uśmieszkiem.
– Dlaczego nie zostałeś w mieście?
Ale serce milczało. Nie zabiło mocniej. Okazało się, iż nie było tam miłości. Albo dawno umarła.
Został w domu – nie mogła go wyrzucić, ale i szacunku nie okazywał. Na noc zamykała się od środka, przystawiała komodę, przez okno wchodziła. Bartek widział – rozumiał: Kasia nie wzięła Michała z powrotem.
Pewnego ranka pod oknem pojawiły się schodki. Ktoś troskliwie je postawił, żeby jej było wygodniej. Na pewno nie Michał… On wciąż znikał na całe noce. To Bartek w nocy je zbił.
A potem… Do wsi wróciła Grażyna. Ale zachorowała, nagle, poważnie. Jej córkę zabrała babcia. Grażynę zabrano do szpitala, skąd już nie wróciła. Zmarła.
Kasia widziała, jak Bartek zimą odśnieżał nie tylko swój podwórek, ale i jej dom. Po cichu. Wiosną pewnego dnia wróciła z pracy – drzwi otwarte, w kuchni siedziała krągła kobieta, piła herbatę z jej kubka.
– Cześć, gospodyni – zaśmiał się Michał. – od dzisiaj tu mieszkamy z Ewą. Dom jest mój. A ty się pakuj i wynoś.
Tej nocy Kasia znów przysunęła komodę. Rano zaczęła wynosić rzeczy. Bartek podszedł, w milczeniu wziął walizkę, zaniósł do siebie. Potem znów i znów. Nie pytając, po prostu zabierał. Michał z Ewą milczeli, wymieniali spojrzenia.
– To co, u was miłość? – zaśmiał się Michał. – No to powodzenia.
Bartek podszedł, wziął Kasię za rękę. Poprowadził do siebie. Ona nagle rozpłakała się – z radości, zaskoczenia, może z ulgi. Przygarnął ją, i cały dom zakręcił się jej przed oczami.
Wkrótce wzięli ślub. Kasia spodziewa się dziecka. Michał wyszedł z domu, patrzył za nimi, niespokojny. Ale już go to nie obchodziło. Za jej plecami stał teraz prawdziwy mężczyzna. I nie w serialu, tylko w życiu.