Nie jak w filmie, ale prawie tak

twojacena.pl 1 tydzień temu

Nie jak w filmie, ale blisko

Jagoda uwielbiała melodramaty i marzyła, by jej życie przypominało te ekranowe historie, gdzie wszystko kończy się szczęśliwie. ale marzenia pozostawały marzeniami, a rzeczywistość płynęła szaro i monotonnie w małej wiosce na północy Podlasia.

Za mąż za Darka wyszła, myśląc, iż to miłość. Ale Darek, lekkoduch i nieodpowiedzialny od młodości, nie zmienił się. Sprowadził żonę do swojego starych chaty. Po trzech latach oświadczył:

— Wyjeżdżam do miasta. Żyj, jak chcesz. Duszno mi tu, dusza pragnie wolności.

— Darek, o czym ty mówisz? U nas przecież jest dobrze — Jagoda poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.

— Tobie dobrze, ale nie mnie…

Powiedział to i wyszedł, zabierając paszport i starą torbę z rzeczami. Wieś zaroiła się plotkami, sąsiadki szeptały:

— Darek rzucił Jagodę, uciekł do miasta. Pewnie znalazł sobie inną.

Jagoda milczała. Nie płakała, nie skarżyła się, dalej żyła w domu Darka. Nie miała dokąd iść — u rodziców tłoczyła się siostra z rodziną, miejsca brak. Dzieci nie miała.

— Widocznie Bóg uznał, iż Darek nie będzie ojcem, dlatego nie dał mi dziecka — myślała, patrząc na sąsiednie dzieci.

Każdego wieczoru, po skończonych obowiązkach, siadała przed telewizorem. Oglądała seriale, w których wrzały namiętności i rozgrywały się dramaty. Przeżywała je, a potem przewracała się w łóżku, nie mogąc zasnąć.

Nowy dzień zaczynał się od obowiązków: nakarmić świnię, kury, cielaka Bruna, przywiązać go za ogrodem — do stada nie puszczała.

— Jagoda! — krzyknęła sąsiadka. — Bruno się urwał, biega po wsi!

— Gdzie?! — wybiegła za bramę. Cielak uderzał rogami w płot, próbując zaczepić nimi o nowe deski.

— Bruno, Bruno — namawiała go, podając chleb. Zwierzę kręciło głową. — Żebyś ty…! — krzyknęła w gniewie. Bruno szarpnął się i rozpędził sąsiednie gęsi.

Nie wiadomo, jak długo by go goniła, gdyby nie mechanik Wojtek. Zręcznie złapał sznur, przyciągnął cielaka do płotu i przywiązał. Jagoda patrzyła na jego silne ręce, na mięśnie widoczne pod starą koszulą. Nagle poczuła pragnienie, by te ręce objęły ją, przycisnęły do siebie.

Odepchnęła tę myśl:

— Co ze mną? Jak nastolatka, która marzy o czułości.

Zawstydziła się. Wojtek — to przecież kolega z klasy, rudzielec, wiecznie uśmiechnięty żartowniś. Mieszka z Kasią, twardą kobietą, kilka domów dalej. Nie potrzebuje go.

— Nigdy czegoś takiego do niego nie czułam — pomyślała, odwracając wzrok.

Z Darkiem rozwiodła się od razu, gdy uciekł. Byli adoratorzy, choćby o rękę prosili, ale żaden jej nie poruszył. Żyła sama, niedoceniona.

Wojtek wycierał ręce trawą, gdy nagle Jagoda powiedziała:

— Wejdź na podwórko, umyjesz ręce.

Milcząco podążył za nią. Plecami czuła jego wzrok.

Zauważyła, iż Wojtek patrzy na nią inaczej, i zdziwiła się:

— Co z nim?

Umył ręce, wytarł ręcznikiem, raz jeszcze spojrzał — wymownie — i odszedł.

Od tamtej chwili między nimi pojawiła się nić porozumienia. Gdy Wojtek przechodził obok, Jagoda rumieniła się. Zaczął chodzić przez jej podwórko, choć wcześniej tego nie robił. Jagoda zaczęła wstawać wcześniej, pielić grządki w porannej chłodzie — tak sobie tłumaczyła. Ale wiedziała: czeka na spotkanie z Wojtkiem. Ich spojrzenia się spotykały, a w jego oczach płonęło coś więcej niż tylko ciekawość — niemal uwielbienie.

Myśli odpędzała, bała się Kasi:

— Zobaczy — będzie bieda. Ośmieszy mnie przed całOna choćby nie wiedziała, iż Wojtek już od dawna zerwał z Kasią, a teraz czekał tylko na odpowiedni moment, by wyznać jej wszystko.

Idź do oryginalnego materiału