Nie chcę być w starości niepotrzebna.

newsempire24.com 4 godzin temu

Nie chcę zostać samotna na starość

Mój syn ożenił się dziesięć lat temu. Od tamtej pory on, jego żona i córeczka tłoczą się w maleńkim jednopokojowym mieszkaniu. Siedem lat temu Krzysiek kupił działkę i powoli zaczął budować dom. Najpierw była długa cisza. Po roku postawili ogrodzenie i wylali fundamenty. Potem znów pustka – brakowało pieniędzy. Tak to się ciągnęło przez cały ten czas: wolno, ciężko, ale syn zbierał na materiały i się nie poddawał.

Przez te lata udało się postawić tylko parter. A marzą o domu piętrowym, gdzie będzie miejsce i dla nich, i dla mnie. Mój syn jest dobry, zawsze mówi: „Mamo, ty też z nami zamieszkasz, będziesz miała swój pokój”. Żeby mieć więcej na budowę, zamienili choćby dwupokojowe mieszkanie na kawalerkę, a różnicę w cenie włożyli w dom. Teraz im ciasno, zwłaszcza z dzieckiem.

Każda ich wizyta u mnie zamieniała się w rozmowy o budowie. Opowiadają, gdzie będzie łazienka, jak ocieplą ściany, jaka będzie instalacja elektryczna… Słucham ich, a serce mi się ściska. Ani słowa o moim zdrowiu, ani zainteresowania moim samopoczuciem – tylko ściany, rury, poddasze.

Pewnego dnia postanowiłam zapytać wprost:
— Więc mam sprzedać mieszkanie?
Ucieszyli się. Zaczęli gorączkowo opisywać, jak wspaniale nam się będzie razem żyć. Ale patrzyłam na synową i wiedziałam jedno – nie chcę dzielić z nią dachu nad głową. Ona mnie nie znosi, a ja ledwo powstrzymuję się, by nie powiedzieć czegoś niepotrzebnego.

Ale serce mi pęka za synem. On się stara, walczy. Ten dom skończy za dziesięć lat, jeżeli mu nie pomogę. Naprawdę chcę mu ulżyć. Ale spytałam o najważniejsze:
— A gdzie ja będę mieszkać?

Odpowiedź przyszła szybko. Synowa, jak zwykle z „genialnym” pomysłem, oznajmiła:
— Przecież masz domek letniskowy, możesz tam mieszkać. Cicho, spokojnie, nikomu nie będziesz przeszkadzać.

Domek jest, owszem. Ale to drewniana chata, która ma ze czterdzieści lat. Bez ogrzewania. Tak, latem można tam pojechać na dzień, pooddychać powietrzem, zerwać jabłko. Ale jak zimą tam żyć? Rąbać drewno? Chodzić do wychodka przez zaspy? Nogi już mi słabną, ciśnienie skacze. Boję się tam jeździć sama, a oni proponują mi tam ZIMOWANIE?!

Próbowałam tłumaczyć:
— Przecież tam zimno, ubikacja na dworze, brak wygód.
A w odpowiedzi usłyszałam:
— Ludzie na wsiach jakoś żyją i nie umierają.

Ot, tak. Nie zaproponowali, żebym u nich zamieszkała do końca budowy, nie powiedzieli, iż będę blisko. Tylko: „Sprzedaj mieszkanie – budowa stoi!”

A niedawno jeszcze podsłuchałam, jak synowa rozmawiała przez telefon z matką:
— Najlepiej przenieść ją do sąsiada, niech tam mieszkają razem. A mieszkanie szybciej sprzedać, zanim się rozmyśli.

Zrobiło mi się słabo. A więc tak. Już zdecydowali o moim losie. A ja myślałam, iż będę miała chociaż pokój w ich domu. A oni – do sąsiada, i klucze od mieszkania w ich ręce…

Często zaglądam do Wojtka, mieszkającego obok. Jest wdowcem, samotnym. Rozmawiamy, pijemy herbatę, wspominamy młodość. Ale mieszkać z nim?! I to nie z własnej woli? To upokarzające.

Siedzę i myślę: może jednak sprzedać mieszkanie? Wpłacić pieniądze na dom, pomóc synowi. A nuż potem naprawdę znajdzie mi kąt? A nuż będzie dla mnie dobry?

Ale potem patrzę na synową, przypominam sobie jej słowa… i ogarnia mnie strach: a jeżeli potem mnie wyrzucą? jeżeli znów zaproponują domek letniskowy i powiedzą „dziękuję”?

Za niedługo skończę siedemdziesiąt lat. Nie chcę zostać na bruku. Nie chcę być bezradną staruszką, którą przerzuca się z kąta w kąt. Nie chcę umierać w zimnej chacie pod kocem, wśród szczurów. I na pewno nie chcę być ciężarem dla syna i jego żony.

Po prostu chcę spokojnej starości. W swoim domu. W swoim łóżku. Gdzie wiem, gdzie co leży. Gdzie nie boję się zamknąć oczu.

Jestem matką, tak. Ale jestem też człowiekiem.

Idź do oryginalnego materiału