Nie było cię gdy był sztorm, to nie przychodź, gdy woda spokojna

kobietytomy.pl 1 tydzień temu

Pamiętaj, kto był, kiedy nie było nikogo. Do kogo mogłaś zadzwonić w środku nocy. Odwieźć dziecko, wiedząc, iż w danym miejscu będzie bezpieczne. Kogo mogłaś poprosić o przysługę, gdy świat się walił. Gdzie mogłaś znaleźć wsparcie, gdy wszyscy odwracali się plecami i nie chcieli widzieć, co się z Tobą dzieje. Odsuwali się, ze wstrętem, jakby z obawą, iż zarażą się Twoim nieszczęściem. Pamiętaj, na kogo mogłaś liczyć, gdy Twój świat się walił. Pamiętaj też o tych pozostałych, o tych, którzy wrócili, gdy sytuacja się ustabilizowała z ustami pełnymi frazesów i wymówkami długimi niczym świeżo rozpoczęta rolka papieru toaletowego. Już wiesz do czego są ich usprawiedliwienia. Tak, do d… Nie wierz w nie. Nie po czasie.

Pamiętaj, kto uciekł

Nie brakuje ludzi, którzy są blisko, kiedy czegoś potrzebują. Obecni, gdy się im to opłaca. Gdy można się ogrzać w czyimś blasku. Gdy to wygodne, zabawne, bezproblemowe. Dopóki ich słuchasz ze zrozumieniem, jesteś empatyczna i wyrozumiała. Może choćby za bardzo niż potrzeba. To takie osoby, które biorą, gdy dają. Nie mają skrupułów, żeby korzystać z „zasobów”. kilka jednak dają od siebie. Ciągle zapatrzeni w swoje korzyści. Bardzo wygodni, niehonorowi, życiowe chorągiewki, oportuniści. Liczą się ich korzyści, żadne tam zasady, z góry ustalone normy. Są tak długo, jak im pasuje. Nie mają nic jednak przeciwko, by całkowicie urwać kontakt, gdy coś zaczyna zgrzytać.

Może być to cokolwiek.

Raz się postawisz. Powiesz „nie”. Już ich nie ma. Znikają, często przy tym się śmiertelnie obrażając.

Poprosisz o pomoc. Przecież to oczywiste, tyle razy Ty pomagałaś, to nie ma problemu, iż raz potrzebujesz pomocnej dłoni. Mocno się jednak zdziwisz i zaskoczysz, bo nagle okazuje się, iż ci, co czerpali z Twojego wsparcia, znikają. Ulatniają się pod byle pretekstem, bo praca, obowiązki, dziecko chore, babcia w szpitalu, awaria w domu, dopisz do tej listy, co zechcesz.

I pamiętaj, kto był

Wiele razy zdarzyło mi się doświadczyć wielkiej życzliwości od nieznajomych. Obce mi osoby potrafiły pomóc, w konkretny sposób, niekiedy słowem, mówiąc takie coś, co wywracało chwilowo mój świat do góry nogami. Otwierano mi w ten sposób oczy, dzielono się ze mną radą, wskazywano drogę. Bez zazdrości, z ludzkiej potrzeby niesienia pomocy.

To niebywałe, iż najczęściej wsparcia doświadczałam od osób, które nierzadko mało miały. Od tych na glinianych nogach z wielkim sukcesem za plecami, niekoniecznie. Często to właśnie ta druga grupa, nowobogackich nie bardzo się cieszyła moim szczęściem. Czekała tylko na potknięcie. Z satysfakcją przyjmowała każdą przeszkodę na mojej drodze. Osoby, które z kolei osiągnęły naprawdę coś, nie obnosiły się z tym, nie zamykały się w swojej bańce, kółku wzajemnej adoracji, przeciwnie motywowały do tego, żeby szeroko rozkładać skrzydła i uczyć się latać.

Prawdziwy sukces innych po tym się poznaje, iż po ich stronie jest to spokojna wygrana. Nie taka, która obawia się osiągnięć innych. Czyjeś szczęście im nie umniejsza, nie czyni ich mniej szczęśliwymi. Przeciwnie to forma dojrzałości, która rozumie, iż każdy sukces cieszy, bo właśnie on sprawia, iż wszystkim żyje się lepiej. Tu chodzi o rozumienie prostej rzeczy. Im inne osoby są szczęśliwsze, tym świat staje się lepszym miejscem do życia.

Tylko osoby małe, zagubione wydzielają ci dobro, wyliczają każdy gest, domagają się tego samego, co dały, co do symbolicznego grosza, nie pamiętając przy tym, jak wiele uzyskały od ciebie. One znikają jako pierwsze. Gdy coś się dzieje, rozpływają się.

Mówisz do nich, nie słuchają. Dzwonisz, nie odbierają. Oddzwaniają zbyt późno lub wcale. Zawsze mają piękną wymówkę, dlaczego ich nie było.

Nie możesz mi niczego dać

Na samym dnie człowiek jest szalenie samotny. Czasami choćby spojrzy na górę, w miejsce, w którym kiedyś był… Opluwany, szydzony, wyśmiewany, wytykany palcami – czasami jednak nie ma odwagi. Traktowany jako antyprzykład, coś, na co można się powołać, aby gwałtownie poprawić sobie poczucie własnej wartości.

Gdy jesteś na fali, masz obok siebie mnóstwo ludzi. Gdy z kolei spadasz na samo dno, nie ma prawie nikogo. Te osoby, za które dałabyś sobie odciąć rękę, często znikają, odwracają się plecami, chichoczą melodię pod tytułem, a nie mówiłem/nie mówiłam. Nie ma ich. Czasami wracają, gdy widzą, iż to jednak jeszcze nie twój koniec, iż wstajesz z kolan. Wtedy niczym wygłodniałe osy zbliżają się do owoców, które znowu pięknie pachną i kuszą smacznym sokiem. To ten moment, w którym warto wyciągnąć wnioski. Przejrzeć na oczy. Tylko czy masz odwagę?

Jeśli kogoś nie ma, gdy trwa największa burza w twoim życiu, to nie powinno go również być, gdy wychodzi słońce, wody są spokojne i zachęcają do radosnej zabawy, ty płyniesz na materacu i popijasz ulubiony koktajl. Czas kryzysu powiedział ci, na kogo można liczyć…

Idź do oryginalnego materiału