Dzisiaj znów myślałam o tym, jak ważne jest stawianie granic. Zawsze chciałam być dobrą, wyrozumiałą teściową. Wychowałam Dawida w duchu, iż kiedyś założy własną rodzinę, i nie mam prawa ingerować w jego życie.
Gdy przyprowadził do domu swoją narzeczoną, miłą dziewczynę o imieniu Ania, przyjęłam ją serdecznie. Ania też starała się przypodobać – chwaliła moje potrawy, komplementowała mieszkanie. Byłam pewna, iż między nami nie będzie konfliktów.
Młodzi postanowili zamieszkać razem. Dawid wspomniał choćby o wspólnym mieszkaniu ze mną, ale stanowczo odmówiłam.
— Nie wyrzucę was, oczywiście. Ale, synu, to kiepski pomysł. Młodzi i rodzice powinni mieć osobne życie. Każdy ma swój rytm dnia, każdy potrzebuje spokoju. Dwie panie w jednej kuchni to zawsze zły pomysł.
Dawid zrozumiał, jednak wynajem mieszkania przerastał jego możliwości finansowe. Zaproponowałam więc, iż pomogę przez pewien czas.
— Mogę płacić jedną trzecią czynszu, dopóki nie staniesz na nogi.
Przystał z radością. Dla mnie to była cena za spokój i dobre relacje. Pamiętałam własne doświadczenia z teściową – choć dobra kobieta, wspólne mieszkanie było koszmarem. Nie zgadzałyśmy się w kwestiach gotowania, a ja musiałam jeść te potrawy, by nie urazić gospodyni.
Wynajęli mieszkanie w mojej okolicy. Cieszyłam się, iż będę mogła ich odwiedzać, ale bez mieszkania pod jednym dachem. Ania pracowała jako przedszkolanka, zarabiając niewiele. Dawid też nie przejmował się rozwojem – satysfakcjonowała go praca na hucie.
Po przeprowadzce zaoferowałam pomoc w urządzaniu.
— O, dziękujemy! — zawołała Ania. — Mieszkanie jest takie zaniedbane, choćby nie wiem, od czego zacząć.
Wzięłam więc ścierki i środki czystości, by pomóc. gwałtownie jednak zauważyłam, iż Ania nie ma pojęcia o sprzątaniu. W zasadzie wszystko zrobiłam sama, a ona tylko rozpływała się w podziękowaniach, mówiąc, iż musi się ode mnie uczyć.
Następnego dnia Dawid zadzwonił, prosząc o wspólną niedzielną kolację.
— Przyjdziemy do ciebie, dobrze?
— Oczywiście, będę się cieszyć — odparłam, chociaż wiedziałam, iż znów spędzę pół dnia w kuchni.
Gdy przyszli, moje samopoczucie nieco podupadło. Przygotowałam kilka dań, a oni… z pustymi rękami. Nie to, bym oczekiwała prezentów, ale chociaż ciastek do kawy?
Po kolacji Dawid zapytał:
— Mamo, możemy zabrać resztki? Żebyśmy nie musieli gotować.
Westchnęłam. Choć sama czasem nie ma siły na gotowanie, dla syna zawsze znajdę sposób.
— Jasne, zabierajcie.
Trudno było nie czuć goryczy. Młodzi chcą żyć wygodnie, a ja… cóż, mogę gotować.
Pracuję głównie zdalnie, co jest wygodne. Ale gdy pewnego dnia Dawid zapytał, czy może wpaść na obiad, by zaoszczędzić, bo stołówka jest droga — zaniemówiłam.
— Dobrze, wpadaj — odparłam w końcu, rzucając się do kuchni.
Myślałam, iż to jednorazowa sytuacja. Niestety, zaczął przychodzić regularnie, a niedługo dołączyła Ania. Mój budżet topniał, a ja traciłam czas na pracę.
Pewnego dnia zapytałam nieśmiało:
— Dlaczego nie bierzecie jedzenia ze sobą?
— Ania nie za bardzo gotuje. A możesz nas zaprosić w weekend? Twoje obiady są najlepsze!
— Niestety, wybieram się do koleżanki — skłamałam, zawstydzona własnym tchórzostwem.
Nie umiałam powiedzieć wprost, iż to mnie męczy. Nie chciałam wyjść na skąpą.
Tak minęły trzy tygodnie. Aż w końcu Dawid zadzwonił z „wspaniałą” propozycją.
— Mamo, u Ani niedługo urodziny. Zapraszamy cię!
— Po co wam tam stara matka? Na pewno przyjdą znajomi.
— Ale my chcemy, żebyś była! Jesteś dla nas ważna!
Rozczuliłam się. Ale to był tylko wstęp.
— Słuchaj, możesz przyjść rano? Pomóc Ani posprzątać i ugotować.
— Ona sama nie da rady? — spytałam sucho.
— Nie no, przecież wiesz, iż ona nie umie. Możesz choćby ugotować u siebie i przywieźć. Tylko wcześniej, żeby zdążyć posprzątać.
— A produkty? — spytałam oszołomiona.
— Kupisz, co potrzeba. Nie wiemy, co będziesz robić. Ale wszystko jemy! — zaśmiał się. — I tak, nakryjesz do stołu? Ania pójdzie do fryzjera.
To był ostatni gwóźdź. Nie chodziło o miłość – oni widzieli we mnie darmową pomoc domową. Bankomat i kucharkę w jednym.
— Wiesz co? Nie przyjdę.
— Dlaczego?
— Przyszłabym jako gość. Ale jako służąca – nie.
— Przecież to głupie!
— Głupie? Stać pół dnia przy garnkach to głupie? Niech Ania sama przygotuje swoją imprezę! To jej urodziny! I tak – produkty kosztują. Pewnie choćby nie pomyśleliście o zwrocie.
— No ale my teraz oszczędzamy…
— Skoro Ania ma na fryzjera, znajdzie i na jedzenie. I tak, koniec z obiadami. To nie stołówka!
Dodatkowo chciałam powiedzieć, by sami płacili czynsz, ale bałam się, iż się wprowadzą.
Nie przeprosili. Nie wiem, jak sobie poradzili.
W końcu zrozumiałam: dobra matka to nie ta, która zawsze nakarmi syna. To ta, która odetnie go od swojej spódnicy. Bo jak on niby ma być dorosły, skoro wciąż siedzi u mamy na garnkach? Czas, by nauczyli się samodzielności.