Wszystko w biegu, w pędzie, na już albo co gorsza – na wczoraj. Te dwadzieścia kilka lat temu, kiedy to byłam małą dziewczynką, życie było spokojniejsze, wolniejsze, cichsze. Teraz wciąż gdzieś gonimy, za czymś pędzimy, nie nadążamy. Tak bardzo kochamy, ale i tak bardzo tęsknimy za poranną herbatą wypitą w łóżku w obecności tych, za którymi skoczylibyśmy w ogień. Nie piszę w imieniu wszystkich, ale w imieniu niektórych osób, które podobnie jak ja tęsknią za tymi, których tak naprawdę na co dzień mają w pobliżu.
Paradoks
Widzimy się o poranku, popołudniami, wieczorami. Wiem, co robią, jak minął im dzień. Jemy wspólnie posiłki (a przynajmniej jeden dziennie), rozmawiamy, wymieniamy się spostrzeżeniami. Do tych, którzy oddaleni są dziesiątki lub setki kilometrów ode mnie, dzwonię. Mam kontakt, choćby dobry.
Ktoś mógłby zapytać, o co mi zatem chodzi? Czego mi brakuje? Za czym tęsknię? Tęsknię
właśnie za nimi. Za tymi, których niby mam obok siebie, ale nie do końca. Bo to wszystko jest takie szybkie, niedopracowane, niedokończone. Często nie skończymy jakiejś rozmowy, nie przytulimy się na pożegnanie i nie damy sobie buziaka. Nie powiemy sobie miłego słowa, nie zjemy śniadania w spokoju czy nie dokończymy grać w planszówkę.
Bo już nie ma czasu, trzeba biec, autobus ucieka, lekcja się zaczyna, praca czeka. Niby są, ale odnoszę wrażenie, iż ukryci są za jakąś szybą. Za szybą, którą chcielibyśmy stłuc, ale też nie mamy czasu wziąć kamienia i nim rzucić.
Wreszcie będziemy razem
W świąteczny weekend nie ma żadnych zajęć dodatkowych, urodzin, spotkań z kolegami. Na zakupy też już się nie wybieramy, sprzątania nie planujemy. Będziemy w domu, razem, ze sobą. W sobotni poranek ubierzemy koszyczek i skryjemy w jego wnętrzu różne smakołyki. Razem, trzymając się za ręce, rozmawiając i będąc dla siebie w 100 proc., pójdziemy do kościoła poświęcić to, co przygotujemy.
Zapewne będziemy odpowiadać na tysiące najdziwniejszych pytań, które zadadzą nasze dzieci. I będzie sprawiało nam to ogromną przyjemność! Bo będziemy mieli na to czas i przestrzeń.
A kiedy wrócimy, napijemy się ciepłej herbaty z odrobiną miodu i z grubym plastrem cytryny, a potem zaszyjemy się w kuchni. Będziemy piec, smażyć, gotować. Próbować, doprawiać. Ale co najważniejsze, będziemy ze sobą i będziemy cieszyć się swoją obecnością.
Brak wymagań
Nie musi perfekcyjnie, jak od linijki. Mazurek nie musi wyglądać jak ten z najlepszej cukierni. Żurek nie musi mieć idealnie wyważonych smaków. To ma być nasze, przygotowane z miłością. Nam ma smakować, nikomu innemu. jeżeli nie zdążymy pięknie udekorować stołu, nie szkodzi. Bo to nie biały obrus, świąteczne serwetki czy wypolerowane sztućce są najważniejsze.
W niedzielę nasz dom wypełni się najbliższymi, za którymi na co dzień tęsknię. Tymi, dla których w tym jakże zabieganym świecie nie mam zbyt wiele czasu.
Stop
Chciałabym, by czas zatrzymał się w miejscu. By ten spokój i beztroska trwały w nieskończoność. Wiem, to niemożliwe i nie mam na to żadnego wpływu. Zdaję sobie sprawę, iż we wtorek wszystko powoli zacznie wracać do normy, a w środę znów wpadniemy w ten kołowrotek. Pęd, chaos, zamieszanie.
Póki co, nie jestem w stanie tego zmienić. Może kiedyś się uda. Zobaczymy, czas pokaże. Teraz cieszę się z tego, co mam. Doceniam, iż mam z kim gotować i kogo zaprosić do swojego domu. Że są osoby, z którymi mogę zasiąść do świątecznego stołu.