**Dziennik, 15 września**
Koniec! Cierpliwość mi pękła! warknął Wojciech, ledwie przekroczyli próg mieszkania. Kiedy w końcu nauczysz się trzymać język za zębami?
Co ja takiego powiedziałam? obruszyła się Kinga.
I jeszcze się pytasz? syknął, krzywiąc się złowrogo. Przekroczyłaś wszelkie granice, moja droga! Czas cię wychować!
Wojtek, o co adekwatnie chodzi? cofnęła się o krok.
O to, iż twoje zachowanie to choćby nie przeciętność! Sama malutka, a arogancja jak u hrabiny!
Nie każdy musi być takim wielorybem jak ty! odcięła Kinga. Kobieta ma być drobna i delikatna!
A do tego cicha, uległa i posłuszna! Czego tobie brakuje! Wojciech zerwał pasek od spodni. Wychowam cię tak, jak przodkowie nakazali!
Oszalałeś?! krzyknęła, cofając się. Zamierzasz mnie bić?!
Wychowywać! warknął. I ukarać za twój długi język! Matkę moją dziś o krok od zawału doprowadziłaś!
Niech nie pieprzy głupot! warknęła Kinga. Dlaczego mam zdejmować buty, które przecież przyniosłam w torbie, żeby wciągać jej śmierdzące kapcie? Nie na moją figurę takie niskie obcasy!
Normalne kapcie! ryknął, nacierając. Dla gości!
A od kiedy goście mają zmywać naczynia i czyścić kuchenkę? spytała, przechylając głowę. I nienawidzę, gdy mi się rozkazuje!
Właśnie dlatego teraz oberwiesz! Jesteś moją żoną, a zachowujesz się jak nieudana księżniczka! Nauczę cię szacunku do męża i jego rodziny!
Niech sami się zachowują przyzwoicie! Kinga wślizgnęła się do pokoju. Sami chamują, a ja mam milczeć? Powinieneś bronić żony!
Wojciech podszedł, zamachnął się paskiem:
Trzeba wam, zuchwałym, rozum do głowy wtłoczyć! Inaczej nie pojmiecie!
***
Znajomość Wojciecha z rodzicami Kingi zostawiła trwały ślad w jego pamięci. Tadeusz, który kazał nazywać się tato Tadzio, ściskał go za rękę, potem objął jak syna:
Synu! Zrobię dla ciebie wszystko! Marzyłem o synu, a Elżbieta urodziła tylko córkę i na tym poprzestała! Ryby łowić, na mecz iść, polować! A tu co? Te babskie fanaberie! Ale z tobą, zięciu, odbijemy sobie!
Cieszę się, tato Tadzio bąkał Wojciech. W wędkarstwie się nie znam.
Spokojnie! Ja cię nauczę! zaśmiał się Tadzio. Będziesz mi jak syn!
Elżbieta odsunęła męża i zaprosiła do stołu:
To jego obsesja westchnęła. Pięć sióstr i praca wśród kobiet. Gdy Kinga się urodziła, omal mnie w szpitalu nie zostawił. Teraz wreszcie ma z kim pogadać!
***
Kilka lat minęło. Wojciech wciąż przepraszał rodziców za Kingę, aż w końcu usłyszał:
Jak długo będziesz się tak upokarzać? spytał ojciec. To hańba, gdy mężczyzna tak się poniża!
Ona cię ośmiesza dodała matka. W społeczeństwie kobieta ma stać za mężem, nie wychylać się!
Charakter ma taki wzdychał Wojciech.
Na każdy charakter jest kara! rzekł ojciec. Wychowaj ją, zanim usiądzie ci na karku!
Wojciech postanowił działać. Gdy Kinga znów się sprzeciwiła, sięgnął po pasek.
Wychowam cię! warknął.
Ale coś poszło nie tak.
Kinga, drobna i krucha, uderzyła go pięścią w splot słoneczny. Gdy się zgarbił, kolanem przyłożyła mu w twarz. Seria ciosów powaliła go na podłogę.
Mama zajęła się mną dopiero, gdy miałam szesnaście lat rzekła spokojnie. Wcześniej tatuś uczył mnie judo.
Tato Tadzio, cholera jęczał Wojciech.
No, wychowawco? uśmiechnęła się. Wystarczy ci?
Tydzień leżał w łóżku. Kinga opatrzyła go, spakowała walizki i wróciła do rodziców. Pozew rozwodowy wysłała, gdy jeszcze się wiercił z bólu.
Córeczko, nie zabiłaś go? pytał Tadzio, śmiejąc się.
Przeżyje.
Moja dziewczynka! zadowolony zniknął w kuchni.
Elżbieta westchnęła:
Za późno cię wychowywałam.
Ale umie się postawić! dobiegł głos Tadzia.
Mamo, jestem zadowolona rzekła Kinga. Znajdę porządnego męża. Albo sama go wychowam.
**Lekcja na dziś:** Siła nie zawsze tkwi w pięści, czasem w cierpliwości. A czasem w judo.











