Nauczyciel pomógł zmarzniętemu chłopcu – ten spłacił dług po siedmiu latach

newsempire24.com 1 tydzień temu

Stołówa w szkole rozbrzmiewała gwarem uczniów, stukiem tac i syczeniem automatu, który po raz kolejny odmówił przyjęcia monety. Było to typowe mroźne popołudnie w grudniu w Liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie. Większość dzieciaków zgromadziła się w grupkach przy swoich posiłkach, śmiejąc się, wymieniając przekąskami i narzekając na pracę domową.

Ale pan Kowalski nie patrzył na hałaśliwe stoliki.

Obserwował chłopca stojącego przy automacie — samotnego, lekko drżącego pod zniszczoną bluzą z kapturem, z palcami drżącymi, gdy liczył monety. Coś w sposobie, w jaki stał, w jego przygarbionych ramionach i unikaniu spojrzeń, poruszyło serce starszego nauczyciela.

— Przepraszam, młody człowieku — zawołał pan Kowalski, wstając od stolika.

Chłopiec zastygł w bezruchu. Odwrócił się powoli, ostrożnie. Jego duże, czujne oczy spotkały się ze wzrokiem nauczyciela na sekundę, po czym znów opadły na podłogę.

— Mogłoby mi przydać się towarzystwo — dodał pan Kowalski z ciepłym uśmiechem. — Może usiądziesz ze mną?

Chłopiec zawahał się. Na jego twarzy malowała się walka między głodem a dumą. Po chwili jednak głód zwyciężył. Skinął głową i podążył za nauczycielem do stolika w kącie.

Pan Kowalski zamówił dodatkową porcję rosołu, kanapkę i kubek gorącego kakao. Nie robił z tego wielkiego wydarzenia. Po prostu podsunął tacę, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Chłopiec mruknął „dziękuję” i zaczął jeść, jakby od dni nie miał ciepłego posiłku.

— Jak masz na imię? — zapytał pan Kowalski, popijając kawę.

— Tomek — odparł chłopiec między kęsami.

— Miło cię poznać, Tomku. Jestem pan Kowalski. Kiedyś uczyłem w tej szkole, teraz głównie jestem na emeryturze, tylko czasami pomagam z korepetycjami.

Tomek skinął głową. — Ja tak naprawdę nie chodzę do tej szkoły.

Nauczyciel uniósł brew. — Ach tak?

— Przechodziłem tylko obok. Szukałem miejsca, gdzie jest ciepło.

Prawda zawisła między nimi, ciężka, ale niewypowiedziana. Pan Kowalski nie dopytywał. Tylko skinął głową i uśmiechnął się. — Cóż, zawsze możesz zjeść ze mną posiłek, kiedy tylko zechcesz.

Rozmawiali przez chwilę. O niczym ważnym. Wystarczająco, by rozproszyć zimową ciszę. Gdy posiłek dobiegł końca, Tomek cicho wstał.

— Dziękuję, panie Kowalski — powiedział. — Nie zapomnę tego.

Nauczyciel znów się uśmiechnął. — Dbaj o siebie, synu.

I z tymi słowami Tomek zniknął za drzwiami stołówki.

*****

SIEDEM LAT PÓŹNIEJ

Zimowy wiatr wył na zewnątrz zaniedbanego bloku przy ulicy Lipowej. W środku pan Kowalski siedział sam przy oknie, owinięty starą wełnianą swetriną, z kocem na kolanach. Kaloryfer przestał działać kilka dni temu, a administrator nie odbierał telefonów. Jego dłonie, niegdyś pewne, gdy kreślił kredą zadania na tablicy, teraz drżały ze starości i zimna.

Żył teraz cicho. Bez rodziny w pobliżu. Tylko skromna emerytura i okazjonalne wizyty dawnych uczniów.

Dnie ciągnęły się długo, noce jeszcze dłużej.

Tego popołudnia, gdy sączył letnią herbatę, zaskoczyło go pukanie do drzwi. Niewielu go teraz odwiedzało.

Powłóczył nogami w kapciach po zniszczonym linoleum. Gdy otworzył drzwi, zamarł ze zdumienia.

Na śniegu stał wysoki młody mężczyzna w granatowym wełnianym płaszczu. Włosy miał starannie uczesane, a w rękach trzymał duży kosz z prezentami.

— Panie Kowalski? — zapytał, a w jego głosie pobrzmiewało lekkie drżenie.

— Tak? — odparł starszy nauczyciel, wytężając wzrok. — Znamy się?

Mężczyzna uśmiechnął się. — Pewnie pan mnie nie pamięta. Nie chodziłem do pana szkoły, ale siedem lat temu kupił pan obiad zmarzniętemu chłopcu w stołówce.

Oczy pana Kowalskiego rozszerzyły się, gdy w jego pamięci pojawiło się wspomnienie.

— Tomek?

Młody mężczyzna skinął głową.

— Mój Boże… — pan Kowalski odsunął się. — Proszę, wejdź!

Tomek przekroczył próg małego mieszkania i natychmiast poczuł chłód. — Kaloryfer nie działa — stwierdził, marszcząc brwi.

— Tak, zamierzałem wezwać kogoś, ale… — pan Kowalski machnął ręką.

Tomek postawił kosz na stole i od razu sięgnął po telefon. — Niech się pan tym nie martwi. Mam znajomego hydraulika. Będzie tu w ciągu godziny.

Pan Kowalski otworzył usta, by zaprotestować, ale uciszył go stanowczy, choć łagodny ton Tomka.

— Powiedział mi pan kiedyś, żebym dbał o siebie, panie Kowalski. Teraz moja kolej, by zatroszczyć się o pana.

W koszu były świeże produkty spożywcze, ciepłe rękawiczki, skarpety, nowy koc elektryczny i kartka.

Dłonie pana Kowalskiego drżały, gdy ją otworzył.

„Dziękuję, iż pan mnie wtedy zauważył, gdy nikt inny tego nie zrobił” — głosił napis. „Pańska dobroć zmieniła moje życie. Chcę się odwdzięczyć — nie tylko dziś, ale zawsze.”

W oczach nauczyciela zaszkliły się łzy.

— Nigdy nie zapomniałem tamtego obiadu — Tomek mówił cicho. — Byłem bezdomny, przestraszony i głodny. Ale tego dnia potraktował mnie pan jak człowieka. To dało mi nadzieję.

Pan Kowalski przełknął łzy. — Co się z tobą działo przez te lata?

— Niedługo potem trafiłem do schroniska dla młodzieży — wyjaśnił Tomek. — Pomogli mi stanąć na nogi. Ciężko pracowałem, dostałem stypendium i właśnie skończyłem prawo. Dostałem już pierwszą pracę.

— To wspaniałe — pan Kowalski ledwie panował nad głosem.

Tomek uśmiechnął się. — Długo pana szukałem. Kilku dawnych pracowników szkoły podpowiedziało mi, gdzie pan mieszka.

Siedzieli godzinami, rozmawiając i śmiejąc się, jak dobrzy znajomi. Gdy hydraulik przyjechał, Tomek od razu zapłacił mu gotówką. Zorganizował też sprzątanie mieszkania raz w tygodniu i dostawę zakupów.

— Niech to będzie inwestycja — powiedział z uPan Kowalski spojrzał na Tomka i szepnął: “Największa nagroda nauczyciela to widzieć, jak jego uczniowie stają się lepszymi ludźmi niż on sam był kiedykolwiek.”

Idź do oryginalnego materiału