Natrętna teściowa wpadała jak do siebie aż w końcu odpłaciłam jej pięknym za nadobne
Czasem wróg w domu to nie obcy, tylko teściowa z uśmiechem dobroci i pojemnikiem pełnym podejrzanych klopsików. Nazywam się Weronika, od dwóch lat jestem mężatką, i jak to mówią, między mną a mężem wszystko było idealne dopóki jego matka nie zaczęła ogrzać naszego domu trochę za często. I z takim uporem, iż choćby listonosz zaglądał rzadziej niż ona.
Przebierałam właśnie zapasy w kuchennej szafce, gdy nagle dzwonek do drzwi. Otwieram. Oczywiście, kto by inny? Danuta, moja teściowa.
Weronika, dzień dobry, zrobiłam klopsiki! Z dorsza! Świeżutkie! radośnie wyciąga plastikowy pojemnik.
Wzdycham. Mój mąż i ja nienawidzimy ryb od dzieciństwa. Mnie karmiono nimi na siłę, a on, syn rybaka, jadł ich tyle, iż mało nie wyrosły mu skrzela. Mówiliśmy o tym. Wielokrotnie. Ale teściowa udawała, iż nie słyszała.
Danuto, my nie jemy ryb Pani wie.
Ale nie wyrzuca się tego! Zostawcie, może komuś podarujecie! tłumaczyła się.
Lecz problem nie ograniczał się do przeklętych klopsików. Przychodziła coraz częściej. Bez zapowiedzi. Bez pukania. Wchodziła jak do siebie i zaczynała inspekcje:
O, co to za ser? Nigdy nie jadłam, wezmę kawałek. I trochę kiełbasy też, kupisz sobie nową. A tak w ogóle, przyniosłam wam rybę trzeba umieć się dzielić!
Z każdą wizytą jej apetyty rosły. Pewnego dnia zjawiła się z koleżanką. Bez telefonu. Bez pytania.
Byłyśmy w aptece chciałyśmy się ogrzać. Poczęstujesz nas kawą?
Gdy ja stałam jak zamurowana w progu, ona już buszowała w lodówce, wyciągając dżem, ser, ciastka, a jej koleżanka rozsiadała się wygodnie przy stole.
Czułam się jak intruzka we własnym domu. Mąż tylko wzruszał ramionami to mama, jest miła. Miła? Widziałam, jak chowa naszego ananasa pod płaszczem. To nie była pomoc ani troska to była bezczelna okupacja.
Więc opracowałam plan. Delikatny, ale precyzyjny. Następnego dnia zabrałam koleżankę Kasię, kupiłyśmy najostrzejsze sushi w okolicy i bez zapowiedzi poszłyśmy do Danuty.
Dzień dobry, byłyśmy w pobliżu, pomyślałyśmy, iż wpadniemy! Przyniosłyśmy sushi spróbujcie! uśmiecham się, wręczając jej tackę.
Teściowa zbladła. Nienawidzi sushi. Raz spróbowała i od tamtej pory nazywa je surowymi szczurami na ryżu.
Rozgośćcie