W naszej spokojnej miejscowości na Podlasiu, gdzie zimy bywają srogie, a ludzie przywiązują wielką wagę do rodzinnego ciepła, zawsze staraliśmy się z mężem dać córce to, co najlepsze. ale teraz serca nam pękają z niepokoju: nasza dziewczyna chce wyjść za mąż za chłopaka, który zdaje się nie być zdolnym do niczego poza pustymi obietnicami i lenistwem.
Ja i mój mąż, Wojciech, wiemy dobrze, jak trudno znaleźć tę adekwatną osobę. Kiedyś moi rodzice byli stanowczo przeciwko niemu. Mama bała się jego zamiłowania do samochodów — ciągle grzebał przy jakimś starym „Maluchem”, a ona uważała, iż to niebezpieczne. Tata zaś marzył, bym wyszła za syna jego przyjaciela, zamożnego inżyniera. Ale ja pokochałam Wojtka bez pamięci. Jego dobroć, pracowitość i troska podbiły moje serce, więc poszłam pod prąd woli rodziców. Pobraliśmy się, a lata pokazały, iż dokonałam dobrego wyboru. Razem wychowaliśmy naszą córkę, Kingę, i włożyliśmy w nią całe serce, by nigdy na niczym jej nie zbrakło.
Kinga zawsze była naszą dumą: bystra, ambitna, z iskrą w oku. Dwa lata temu zaczęła studia w Lublinie i tam poznała chłopaka o imieniu Kacper. Początkowo cieszyliśmy się jej szczęściem — bo miłość w młodości to przecież cud! Ale im więcej dowiadywaliśmy się o Kacprze, tym większy ogarniał nas niepokój. A teraz Kinga oznajmiła, iż zamierza za niego wyjść. My z Wojtkiem jesteśmy przerażeni, bo Kacper to prawdziwy leń, i to nie są puste słowa.
Widzieliśmy to na własne oczy, nie raz. Każde lato Kinga spędza na dorywczej pracy: w kawiarni, jako pomoc biurowa. Oszczędza, by pod koniec wakacji wyjechać z Kacprem nad morze. A on? Nic. Przez dwa lata ani razu nie próbował znaleźć pracy, choćby dorywczej. Kinga ciągnie wszystko sama, a on tylko korzysta z jej wysiłku, jakby mu się to należało. To łamie nam serce — nasza córka zasługuje na więcej!
Pewnego razu rodzice Kacpra rozpoczęli remont w swoim mieszkaniu. Chcąc poprawić relacje, zaoferowaliśmy pomoc. Przyjechaliśmy, przywieźliśmy narzędzia, farbę, tapety. I co? Gdy my z Wojtkiem przyklejaliśmy tapety i tynkowałymy ściany, Kacper siedział w swoim pokoju wpatrzony w komputer. Grał w swoje niekończące się gry, choćby nie zaproponował nam herbaty. My, obcy ludzie, dźwigaliśmy się w ich domu, a on, młody, silny chłopak, nie kiwnął palcem. Wtedy uderzyła mnie jak grom ta myśl: czy naprawdę to ten człowiek, z którym moja córka chce związać życie?
Kacper żyje w swoim wirtualnym świecie. Godzinami przesiaduje przed komputerem, prawie nie rozmawia z ludźmi, a jeżeli już, to tylko o swoich grach albo o tym, jak „wszystko go wkurza”. Nie wyobrażam sobie, by Kinga była szczęśliwa u boku takiego człowieka. Ona jest jak jasna gwiazda, a on ciągnie ją w dół, w bagno własnej apatii. Wiem, iż to małżeństwo stanie się dla niej pułapką, ale jak ją do tego przekonać?
Próbowaliśmy rozmawiać z Kingą, ale ona jest zakochana i nie słyszy nas. Każde nasze słowo o Kacprze traktuje jak atak. „Po prostu go nie znacie!” — krzyczy, a w jej oczach błyszczą łzy. Widzę, jak miota się między miłością a naszymi argumentami, i rozdziera mi to duszę. Nie chcę, by moja dziewczyna powtórzyła błędy, które będą ją prześladować całe życie.
Co noc leżę bez snu, wyobrażając sobie, jak Kinga, pełna nadziei, idzie do ołtarza z człowiekiem, który nie docenia ani jej, ani jej ciężkiej pracy. Boję się, iż poświęci swoje marzenia dla kogoś, kto nie jest choćby w stanie wstać z kanapy. Jak do niej dotrzeć? Jak uchronić ją przed błędem, który może złamać jej życie? Moje matczyne serce krzyczy: to małżeństwo to katastrofa, ale nie wiem, jak uratować moją córkę.