Wciąż żyję tym remontem. I choć już dawno wprowadziliśmy się do naszego domu i zdążyliśmy się w nim urządzić, to wciąż rozmawiamy z moim mężem o tym dużym wyzwaniu, jakim był dla nas jego remont.
Nasz stary – nowy DOM <3
Dostaję sporo pytań, zwłaszcza od moich nowych czytelniczek, o historię zakupu domu i większe i mniejsze metamorfozy, które w nim przeprowadziliśmy.
W dzisiejszym wpisie zebrałam je więc w jednym miejscu. Z przyjemnością i mam nadzieję ku inspiracji, opowiem jak można dać drugie życie staremu domowi. Włożyliśmy w te wnętrza ogrom naszej pracy, czasu, energii i miłości. Naprawdę bardzo nam zależało, żeby te ściany odzyskały swój blask i stały się dla nas naszą bezpieczną przystanią.
KUCHNIA – SERCE NASZEGO DOMU
To oczywiste, iż zacznę od kuchni. Kuchnia jest zawsze sercem naszego domu. To tutaj toczy się większość naszego codziennego życia.
Nigdy nie ukrywałam, iż to właśnie na tę kuchnię czekałam najbardziej. Chciałam ją dopieścić i naprawdę niechętnie szłam na jakiekolwiek kompromisy.
W dniu zakupu domu, ta kuchnia wyglądała naprawdę przyzwoicie, i choć miała 30 lat, to była… nieużywana. A to dlatego, iż poprzedni właściciele zrobili remont, a krótko po nim wyjechali z Polski. Przez te wszystkie lata dom stał niezamieszkany.
Zrobiliśmy więc remont, a konkretnie to naprawdę niezłą demolkę. Zdecydowaliśmy się przenieść zlew pod okno, a kuchenkę na najdłuższą ścianę. Na podłodze położyliśmy przepiękne, klimatyczne płytki kamionkowe, które będą starzeć się, jak podłoga w kamienicy.
Znalezienie używanej kuchenki retro było dosyć proste. Ale już doprowadzenie tej transakcji ze sprzedającym do finału to już była ogromna szkoła cierpliwości. Ostatecznie, po wielotygodniowych prośbach i groźbach pan wysłał nam naszą kuchenkę. Na długo zapamiętam tę historię. Całe szczęście kuchenka jest już nasza, a ja uwielbiam na niej gotować.
Jeśli chodzi o meble w kuchni, zdecydowaliśmy się na klasyczny wzór frontów z IKEA. Blaty są marmurowe i mam szczerą nadzieję, iż z czasem zaczną się wycierać, starzeć i nabierać szlachetności.
Kuchnia wymaga jeszcze skończenia. Musi nabrać charakteru, ale dajemy sobie na to czas.
W najbliższych planach jest wstawienie drzwi między kuchnią, a jadalnią. Chcemy też zazielenić to pomieszczenie. Mnie marzy się piękne, soczyście zielone epipremnum nad oknami. W okolicy Świąt Bożego Narodzenia, zastąpiliśmy drewnianą półkę, witrynką pasującą do reszty mebli.
KLIKNIJ TUTAJ I ZOBACZ METAMORFOZĘ NASZEJ KUCHNI KROK PO KROKU.
JADALNIA – TU SPOTYKAMY SIĘ PRZY WIELKIM STOLE
Z kuchni przechodzi się do jadalni. Być może tego nie widać, ale to pomieszczenie też wymagało od nas ogromnego nakładu pracy.
Od pierwszych chwil urzekł nas piękny ogród z tyłu domu. Zdecydowaliśmy się więc poszerzyć otwór okienny i wstawić duże, przesuwne drzwi tarasowe. Mój mąż sam, samiuśki wyrwał stare drzwi balkonowe i okno. W ten sposób uzyskaliśmy całoroczny, przepiękny, żywy obraz w postaci zmieniających się pór roku w naszym ogrodzie. Zarówno w jadalni, salonie, jak i wszystkich pokojach na piętrze, odnowiliśmy parkiety. Podłoga odzyskała blask i naprawdę zachwyca.
Jadalnię uzupełniliśmy o dyskretny grzejnik w stylu retro, a żeby to zrobić musieliśmy totalnie zmienić hydraulikę. Na środku postawiliśmy stary, francuski stół z lat 60, który znalazłam na Allegro dwa dni po zakupie domu 🙂 Do tego minimalistyczne w formie krzesła z JYSK i skandynawska lampa z drugiej ręki, wyszperana w norweskim sklepie ze starociami.
W najbliższym czasie mamy w planach zrobić przeszkloną witrynkę do wnęki koło komina i galerię z naszych ulubionych plakatów na ścianie. No i rośliny oczywiście. W tym domu musi być zielono.
SALON – ELEGANCKIE I PRZYTULNE POMIESZCZENIE, W KTÓRYM OBOWIĄZUJE REGULAMIN
Salon to jest to pomieszczenie w naszym domu, w którym za nic w świecie, nie chciałam iść na żadne kompromisy i powtarzałam to moim domownikom od samego początku. Gdy nasi synowie byli małymi brzdącami, zawsze przejmowali salon. W konsekwencji wycierali swoje keczupowe buzie w sofy, w każdym rogu stały kosze z ich zabawkami, a z dywanu można było wyjąć kilogram małych i ostrych klocków Lego. Jako iż chłopcy są już duzi, ogłosiłam bezdyskusyjny koniec tej epoki. Powiedziałam, iż salon w naszym nowym domu, będzie tym miejscem, w którym nie będziemy musieli mówić naszym gościom “przepraszamy za bałagan”. Nie ma opcji. Ani na jedzenie w salonie, ani na znoszenie swoich zabawek. Do jedzenia jest kuchnia i jadalnia, a do zabawy duże pokoje dziecięce i ogromne poddasze.
Początkowo musiałam bronić tej jasnej przestrzeni i wprowadzonych zasad, ale ostatecznie przywykli.
Salon w dniu zakupu domu był bardzo ciemny i nieco ponury.
Wycięliśmy stare i brzydkie tuje zasłaniające okna i wpuściliśmy do środka piękne światło. Położyliśmy nową instalację elektryczną. Mój mąż wprowadził do ściany rurkę, która miała zmieścić kable od przyszłego telewizora.
I tu pojawił się pewien zgrzyt, bo ja do telewizora przekonana nie byłam. Nie znałam się, nie oglądałam, nie chciałam, żeby zaburzył mi tę wypracowaną harmonię i spokój. Ale salon nie jest tylko mój i telewizor na ścianie w końcu zawisł. To model Philips 8506 z serii Performance, który jest dyskretny i minimalistyczny w formie. O jego zaletach, nowoczesnych funkcjach, do których i ja się przekonałam, napisałam w poście, który stworzyłam we współpracy z marką Philips:
MOJE 15 ULUBIONYCH KANAŁÓW NA YOUTUBE I DOKUMENTÓW NA NETFLIX
Wybór tego modelu pokazał mi, iż telewizor we wnętrzu wcale nie oznacza, iż to przestanie być eleganckie i ze smakiem. Nie ukrywam, iż oglądanie wieczorami dokumentów przyrodniczych czy podróżniczych albo ulubionych filmów, z włączonym systemem Ambilight, robi robotę.
Zresztą technologia Ambilight, czyli ta barwa poświata wokół telewizora, którą emitują inteligentne diody LED zamontowane z tyłu obudowy ma kilka zastosowań. Nie tylko sprawia, iż obraz jakby „wychodzi” poza ekran i staje się bardziej realny, ale też może być fajnym elementem, który buduje klimat we wnętrzu. W podstawowym ustawieniu, diody rzucają na ścianę światło w kolorach wyświetlanych aktualnie na ekranie, ale system możemy też zsynchronizować z dźwiękiem (fajna opcja gdy oglądamy na przykład koncert) albo ustawić podświetlenie w jednym określonym kolorze, które działa również przy wyłączonym ekranie. Wtedy telewizor zmienia się w barwną lampę, a pomieszczenia wypełnia „miękkie” światło.
No podoba mi się to bardzo!
Czego brakuje w naszym salonie? Oczywiście roślin. Muszę znaleźć takie gatunki, którym tu będzie dobrze. Bananowiec się zbuntował i marnieje z dnia na dzień. Monstera też nie jest zbyt skora do osiągania takich rozmiarów, jak w poprzednim domu. Zobaczymy.
Całą metamorfozę naszego salonu, krok po kroku, możesz obejrzeć klikając w ten link:
METAMORFOZA NASZEGO SALONU KROK PO KROKU.
PRZEDPOKÓJ WYDZIELONY Z GARAŻU
Brak dużego, funkcjonalnego przedpokoju był dużą wadą tego domu. Długo zastanawialiśmy się jak z tego wybrnąć, aż w końcu wymyśliliśmy, iż kosztem garażu, zrobimy przedpokój. I choć nie ukrywam, iż wolelibyśmy mieć i jedno i drugie pomieszczenie, to uważamy, iż to była dobra decyzja.
Na zdjęciach poniżej możesz zobaczyć jak to zrobiliśmy.
W przedpokój idealnie wpasowała się pojemna szafa PAX. Na podłodze położyliśmy płytki lastriko (bardzo polecam), a na ścianie mój mąż położył boazerię, którą pomalowaliśmy na taki delikatnie szałwiowy kolor.
W planach mamy dodać tu trochę detali, takich jak obrazki nad boazerią i być może wymianę lustra. Ja widziałabym tu jakieś rattanowe w stylu boho.
Całość tej metamorfozy możesz zobaczyć klikając w link poniżej.
JAK URZĄDZILIŚMY GARDEROBĘ I PRZEDPOKÓJ
A propos boazerii, to bardzo polecam to rozwiązanie. Zrobiliśmy ją z moim mężem samodzielnie również w pokojach naszych synów. Jak?
Kupiliśmy pod Lublinem gotowe deski boazeryjne na OLX. Następnie mój mąż dociął je wszystkie na odpowiednią wysokość. Potem przykleił je klejem Mamut do ściany. Na Allegro znaleźliśmy drewniane listwy wykończeniowe i też przykleiliśmy je Mamutem. Następnie ja pomalowałam wszystko farbą gruntującą do drewna (radzę nie pomijać tego etapu), a następnie dwiema warstwami farby do drewna w docelowym kolorze. Wyszło super. Ponadczasowa klasyka.
KLIKNIJ TUTAJ I ZOBACZ JAK TA BOAZERIA WYGLĄDA W POKOJACH NASZYCH SYNÓW.
ŁAZIENKA NA GÓRZE I PRYSZNIC ZAMIAST WANNY
Z łazienką na górze była podobna historia do tej z kuchnią. Generalnie nie było do czego się przyczepić. Wszystko nowe i świeżo po remoncie, ale … 30 letnie i zupełnie nie w naszym stylu. Tutaj też postanowiliśmy zrobić remont generalny.
Tomek skuł wszystko do betonu, a ja nosiłam gruz w wiaderkach i zapełniałam nimi worki Big-Bag stojące przed domem. A potem zaczął się wielotygodniowy remont.
Pozbyliśmy się wanny i zrobiliśmy duży prysznic z murowaną ścianką. Pomysł zaczerpnięty z Pinterest, na który się uparłam. Komodę pod umywalkę kupiliśmy w IKEA, ale daliśmy jej złote uchwyty i toczone nóżki. Najtrudniej było dobrać ten sam odcień złotego na różnych elementach w łazience. Nie udało nam się, ale ostatecznie zupełnie nam to nie przeszkadza.
W łazience brakuje drewnianej szafki nad toaletą i pewnie jakiś obrazków na ścianie.
Całość metamorfozy możesz zobaczyć, klikając w poniższy link.
METAMORFOZA ŁAZIENKI KROK PO KROKU.
NASZE PODDASZE – UWIELBIAMY JE!
Na koniec nasza perełka – poddasze. Doskonale pamiętam dzień, w którym oglądaliśmy ten dom. Gdy agent nieruchomości otworzył ostatnie drzwi na to poddasze, obydwoje, i ja, i mój mąż, zaniemówiliśmy. Myślę, iż to wtedy podjęliśmy decyzję o zakupie. Mimo, iż było niewykończone, brudne, ciemne i zakurzone, widzieliśmy w nim ogromny potencjał, który zamierzaliśmy jak najlepiej wykorzystać.
Matulu Kochana, ile tutaj trzeba było włożyć pracy, aby to pomieszczenie wyglądało tak, jak wygląda dzisiaj!
Nowa elektryka, ocieplenie dachu, karton gipsy, zabudowanie licznych schowków, gładzie, malowanie ścian, likwidacja schodka i belek w podłodze, pomalowanie starych drzwi i ratowanie tej pięknej, drewnianej podłogi zajęło kilka miesięcy.
Ale dzięki tej pracy dzisiaj mamy przestrzeń wielofunkcyjną dla gości, dla dzieci i dla nas samych.
Klikając w link poniżej zobaczysz metamorfozę krok po kroku.
METAMORFOZA NASZEGO PODDASZA.
Uff! To już wszystko. To znaczy wszystko, co mam na zdjęciach i w formie postów. Do tego dochodzi mnóstwo roboty, której nie widać, a która pochłonęła nas bez reszty na długie miesiące. Ale było warto. Oj było! Mamy tak ogromną satysfakcję z tego, iż tyle rzeczy zrobiliśmy sami. Że nie szliśmy na kompromisy i cierpliwie czekaliśmy na wymarzone rozwiązania.
Dziś jesteśmy maksymalnie wdzięczni. I za ten dom, i za prawdziwy koktajl emocji towarzyszący zarówno jego zakupowi jak i remontowi.
Która metamorfoza podoba Ci się najbardziej?
Mój dzisiejszy wpis powstał we współpracy z marką Philips.