Następnego ranka, jak obiecałam, pojechałam do syna i synowej. W mieszkaniu było posprzątane – nowe firanki w oknach, naczynia błyszczały w kuchni. choćby zarysowania na panelach zamaskowano pastą. Na stole nakrycie dla trzech osób: dania z indykiem i puree, bulion z sałatką. Posiedzieliśmy, porozmawialiśmy. Zaczęli mnie prosić, żebym im wybaczyła i nie wyrzucała z mieszkania

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Uważam, iż moja synowa, Kasia, jest po prostu niewdzięczna, ale cóż – nie każdy potrafi docenić to, co dostał. Inna cieszyłaby się z takich warunków, pomagałaby, a ta nic nie szanuje. Dopiero kiedy pokazałam jej, iż nic nie przychodzi za darmo, zaczęła rozumieć.

Z mężem mieszkaliśmy w skromnym, dwupokojowym mieszkaniu. Tam też wychowaliśmy naszego syna, Michała. Dobry chłopak, choć trochę leniwy. Po studiach inżynierskich dostał pracę w solidnej firmie projektującej instalacje budowlane. Tam poznał Kasię – 25-letnią recepcjonistkę.

Michał zabrał ją na romantyczną wycieczkę do Szwecji, bardzo jej się tam podobało. Po pół roku oświadczył się – pobrali się. Już wtedy mówiłam: „Michał, nie za wcześnie? Najpierw trzeba się zająć mieszkaniem, potem rodziną.”

Pomogłam im zorganizować wesele i dałam im porządny prezent – dwadzieścia tysięcy w kopercie. Najbardziej martwiło mnie, gdzie będą mieszkać. Michał mieszkał wtedy u mnie, a Kasia z rodzicami, chorą babcią i dwoma studiującymi braćmi w ciasnej kawalerce.

Miałam niewielką kawalerkę na obrzeżach Warszawy, odkładaną latami, żeby na emeryturze coś z niej mieć – wynajmować i mieć grosz do grosza. Mąż mówił: „Zaciskajmy pasa teraz, to na starość trochę pożyjemy.” Ale nie pożyliśmy – mąż zmarł przedwcześnie.

Postanowiłam, iż sama będę wynajmować to mieszkanie – może choćby uda się pojechać nad morze. Ale wtedy Michał rozwiał wszystkie moje plany. Co miałam zrobić – wyrzucić syna z synową na bruk? Do mnie za ciasno. Jeszcze umiem sobie sama nalać szklankę wody.

Oddałam im klucze z prośbą, żeby dbali o porządek. Przeprowadzili się i zaczęli nowe życie. Michał z natury był leniwy, ale tam zupełnie się rozleniwił. Po pracy tylko leżał i oglądał telewizję. Kasia też nie była zbyt pracowita – rzeczy porozrzucane, brudna kuchnia, umywalka z kamieniem i zatkany syfon.

Pomocy z ich strony żadnej – o mnie zupełnie zapomnieli. Na początku dzwonili z pytaniami: „Ile gotować ziemniaki?”, „Jak zrobić owsiankę?”, „Jak używać pralki?”. A potem – cisza.

Jedna trzecia mojej emerytury szła na rachunki za ich mieszkanie, a reszta ledwo wystarczała. Podziękowań od synowej żadnych. Michał też się nie zastanawiał, jak mi pomóc.

Minął prawie rok. Pewnego wiosennego dnia powiedziałam sobie: „Dość! W końcu to moje mieszkanie. Pojadę zobaczyć, co się tam dzieje.”

Pojechałam w wolny dzień. Kasia otworzyła mi rano drzwi, a z mieszkania powiało stęchlizną. Z progu widać było brud i zniszczenia. Rzeczy porozrzucane wszędzie.

Zapytałam zdziwiona, co się tu dzieje? Michał siedział przy komputerze. Na mój widok tylko zapytał: – Mamo? My się ciebie dziś nie spodziewaliśmy…

– Oczywiście, iż się nie spodziewaliście! – weszłam do środka i zobaczyłam, jak bardzo zaniedbali mieszkanie. – Zapomnieliście o mnie, ale ja o was nie! Tu się w ogóle nie sprząta?

Mówię wam – jeżeli dziś nie zaczniecie porządków, to lepiej szukajcie sobie nowego lokum! Mam swoją emeryturę i ledwo daję radę, a wy… I ty, Kasiu! Miałam nadzieję, iż chociaż ty będziesz zaradna… A tu taki wstyd!

Wyjdę teraz, ale jutro wracam. jeżeli nie zobaczę zmian – koniec z wami.

I wróciłam. Rano, jak obiecałam. Mieszkanie lśniło – nowe firanki, czyste naczynia, panel naprawiony, na stole jedzenie… Porozmawialiśmy.

Prosili o przebaczenie i żebym ich nie wyrzucała. Wybaczyłam. Teraz choćby mnie odwiedzają, próbują pomagać, choć na razie daję sobie radę sama.

Michał założył dla mnie osobne konto i z Kasią co miesiąc przelewają mi drobną kwotę. Żebym na emeryturze miała trochę lżej.

Idź do oryginalnego materiału