W 2022 roku wszystkie gwiazdy na niebie, życiowe sprawy, nasze możliwości i marzenia spotkały się w jednym punkcie. Postanowiliśmy wyjechać na długą wyprawę samochodową przez Amerykę Północną i Południową. Polecieliśmy do Stanów Zjednoczonych i tam znaleźliśmy wymarzony samochód terenowy – Toyotę 4Runner. Od tego momentu, historia naszego wyjazdu to nie tylko opowieść o nas, ale też o naszym aucie. Poniżej znajdziecie jej trudniejszy fragment.
Część 1 – Chicago, USA
Pierwszy mechanik, który oglądał nasze auto, powiedział, iż podwozie jest trochę zardzewiałe, ale ogólnie w porządku. Poza tym w tym regionie w USA wszystko jest zardzewiałe, ze względu na srogie zimy i srogą ilość soli wsypywanej wtedy na drogi. Na ogół odzwierciedlają to ceny (i stan) samochodów w USA – im bardziej na południe, tym lepsze i droższe
Część 2 – Oaxaca, Meksyk
Pochyliłem się przy samochodzie, żeby zebrać śmieci na campingu i zobaczyłem dziurę w ramie wielkości pięści. Meksykańskie progi zwalniające zebrały swoje żniwo. Pomogła im rdza ukryta pod farbą, o której pierwszy z mechaników nie wspomniał, bo pewnie jej nie sprawdził. Pojechaliśmy do kolejnego mechanika, tym razem było to w samym centrum Meksyku. Na szczęście powiedział, iż może to naprawić.
Zła wiadomość była taka, iż cała rama jest zniszczona i po naprawie w jednym miejscu może zacząć pękać w innym. Na pytanie czy dojedziemy tym autem do Argentyny, spojrzał na nas dziwnie i nie odpowiedział nic. Między słowami padła sugestia, żeby raczej wrócić do domu, ale my z jego wypowiedzi, wzięliśmy do serca to, co najlepsze – iż ramę można naprawić Stwierdziliśmy, iż nie ma opcji na wcześniejszy powrót i iż będziemy unikali trudnego, dziurawego terenu i co jakiś czas będziemy sprawdzać ramę u mechanika i naprawiać w miarę potrzeb.
Część 3 – Monteverde, Kostaryka
To najkrótsza część opowieści, bo mechanik, którego nam polecono nam w Kostaryce nie odbierał telefonów i nie odpisywał na nasze wiadomości. Chcieliśmy u niego zrobić przegląd auta po wakacyjnej, dwumiesięcznej przerwie w Polsce. Auto stało pod chmurką, więc chcieliśmy, żeby ktoś je doprowadził do porządku i sprawdził, zwłaszcza ramę. Kończyła nam się kostarykańska wiza, więc odłożyliśmy sprawę do naszych przygotowań do wysyłki auta w Panama City.
Część 4 – Chitre, Panama
Niestety, nie udało się tam dotrzeć bez problemów. Kiedy wyjechaliśmy z Parku Sarigua, auto jakoś dziwnie się prowadziło – bujało się przy skręcaniu i zmianie prędkości. Było „luźne” do tego stopnia, iż zatrzymałem się na poboczu, żeby sprawdzić, czy wszystkie koła są dobrze dokręcone. Były. Zacząłem się dokładniej przyglądać i znalazłem miejsce, w którym pękła rama. Był to punkt mocowania elementu tylnego zawieszenia. Dla dociekliwych – wahacza podłużnego. Jest to element, który stabilizuje położenie tylnej osi – zapobiega jej skręcaniu. Rama pękła samym miejscu co w Meksyku, tyle iż z drugiej strony samochodu.
Pomoc zorganizował dla nas Pan opiekujący się domem, w którym spaliśmy. Skierował nas do warsztatu, w którym spawane są popularne w tym regionie nadbudówki – kosze mocowane na pickupach, przyczepach i ciężarówkach. Ponieważ rama pękła przy punkcie mocowania zawieszenia – musi być zachowana odpowiednia geometria i jego położenie. Patrząc, jak spawacze odmierzają miarką pozycje kół, ściągają je przy pomocy pasów bagażowych, wiedziałem, iż to tylko takie łatanie i ramą trzeba się będzie zająć na serio.
Część 5,6,7,8 i 9 – Chitre, Panama
Mechanik w zakładzie, który się zajmuje zawieszeniami, powiedział, iż nie będzie tego ruszał. Rama, do której jest zamocowane zawieszenie, jest zbyt zardzewiała i nie są w stanie jej naprawić. Kolejny zakład, tym razem zajmujący się naprawami powypadkowymi, powiedział, iż lepiej będzie kupić nowe auto, a to zezłomować, niż naprawiać ramę. Kolejny, podobnie. Byłem łącznie w 5 zakładach i wszędzie to samo – nie wymieniać, nie naprawiać, zezłomować. Ostatni z nich to zakład, w którym od podstaw budują terenówki. On najbardziej rokował, ale i tutaj była taka sama odpowiedź.
Część 10 – Ciudad de Panama, Panama
Powoli traciliśmy nadzieję, iż od jakiegokolwiek mechanika usłyszymy coś innego i zaczęliśmy rozpisywać w głowie różne, niezbyt wesołe scenariusze. Mimo to szukaliśmy dalej mechanika, tym razem w Internecie. Jak zwykle bardzo pomocna okazała się grupa Pan American Travelers Association. Polecono nam Alejandro z Overland Embassy i współpracujący z nim zakład mechaniczny. W sumie i tak planowaliśmy tam przegląd (w tym ramy) przed wysłaniem auta do Kolumbii, więc pojechaliśmy do miasta Panama. Czuliśmy się, jakbyśmy jechali do lekarza, który miałby uratować nam życie.
Na miejscu w biurze błysnęły iskierki nadziei. Pierwsze od kilku dni. Usłyszeliśmy, iż nie takie rzeczy się tu robiło i iż wielu podróżników otrzymywało tu pomoc, która pozwoliła im jechać dalej.
Możliwe rozwiązania problemu z samochodem
Najpierw trzeba było dowiedzieć się, na czym stoimy. Dokładne oględziny, potwierdziły wcześniejszą diagnozę – rama nie nadaje się do naprawy. Mieliśmy kilka opcji, każda z nich przedstawiała raczej nieciekawą perspektywę:
1. Wrócić na kołach do Stanów Zjednoczonych i tam sprzedać auto na części
Niestety, oględziny ramy pokazały, iż kontynuowanie dalekich podroży z tą ramą nie będzie bezpieczne. Dodatkowo na samą myśl o powrocie robiło nam się niedobrze. Znowu przekraczanie granic i kwestie bezpieczeństwa. Poza tym do Kostaryki nie mogliśmy wjechać przez kolejne 3 miesiące po wyjeździe, a do Nikaragui nie moglibyśmy wjechać z dronem.
2. Wysyłka auta kontenerem do USA i tam sprzedanie go na części
Wadą tego rozwiązania był koszt wysyłki samochodu, około 4 tys. USD. W tej opcji wyszlibyśmy na zero finansowo przy baaardzo dużym szczęściu i byłaby mała szansa, iż odzyskalibyśmy pieniądze po sprzedaży auta lub części z niego.
3. Sprzedaż auta na miejscu
Tutaj byłby problem z importem pozwalającym na zarejestrowanie samochodu w Panamie. Poza tym cło i opłaty sprawiłby, iż nie miałoby to sensu. Moglibyśmy sprzedać auto innym podróżnikom i przerejestrować je na inne amerykańskie blachy. No ale nie będziemy wciskać kitu innym i narażać ich bezpieczeństwa.
4. Zezłomowanie auta na miejscu
Musielibyśmy trochę pokombinować, ponieważ wjechaliśmy do Panamy autem, a wyjechalibyśmy bez. Na pewno ktoś by to zauważył No, ale byłoby to możliwie. Problem w tym, iż dostalibyśmy za samochód nie więcej niż 500 dolarów. Dwa „najcenniejsze” elementy naszego samochodu – rama i silnik ze skrzynią biegów, nie przedstawiały żadnej wartości. Rama już wiecie dlaczego, natomiast silnik nie jest tu poważany. Nasze benzynowe V6 samo w sobie jest bardzo dobre, ale jest stworzone na amerykański rynek. W Panamie rządzą diesle i w większości importowanych 4Runnerów silniki są wymieniane na te na olej napędowy.
Niestety każda z tych opcji byłaby dla nas zakończeniem podróży w tej formie. Jest to nasz zdecydowanie ulubiony środek transportu i choćby nie umielibyśmy inaczej (Kasia o podróży komunikacją miejską -”Jak się to robi?”). Oprócz transportu, nasze auto to również sypialnia, z której korzystamy przez 2/3 podróży. Dla nas było domem i jedyną stałą rzeczą w tej podróży. Wokół tego auta, na dwa lata zbudowaliśmy całe życie. Wiedzieliśmy, iż kiedyś trzeba będzie się z nim pożegnać, ale miało to się wydarzyć dopiero w Chile, a nie w połowie drogi.
Mamy fundusz awaryjny, ale nie zakłada on kupna auta co roku Takie auto kupowalibyśmy w Ameryce Południowej, żeby nie musieć wysyłać go w kontenerze z Panamy do Kolumbii. Osobom z zagranicy najłatwiej jest kupić i zarejestrować auto w Chile. Tam kosztowałoby około 10 tys. USD. Dodatkowo trzeba by było policzyć koszty rejestracji, pierwszych napraw i nowej zabudowy. Takich pieniędzy po prostu nie mieliśmy.
Wymiana ramy
Jeżeli chcielibyśmy kontynuować jazdę samochodem, została nam jedna opcja:
5. Wymiana ramy.
Ponieważ stara się nie nadawała, musielibyśmy znaleźć nową, niezardzewiałą. Rama jest kręgosłupem samochodu (w dzisiejszych czasach – głównie ciężarówek i terenówek), do którego jest zamontowane w zasadzie wszystko – karoseria, zawieszenie z kołami, silnik i reszta napędu. Montaż ramy to w zasadzie przebudowa auta, taka operacja nie może być ani szybka, ani tania
Dlatego wszyscy mechanicy, nie podejmowali się tego i odradzali nam taką naprawę. Biorąc pod uwagę koszty naprawy starego auta w porównaniu do kupna nowego, w „normalnych” warunkach nie ma to finansowego sensu. Ale, w połowie podróży przez dwa kontynenty, ponad 6 tysięcy kilometrów od miejsca, gdzie jest zarejestrowane, podejście do niego jest nieco inne. Nie mówiąc już o perspektywie wywieszenia białej flagi i przerwania podróży. Rozumieli to ludzie z Overland Embassy. Rozumiał to Alejandro, zaprzyjaźniony z nimi mechanik prowadzący warsztat Movilize, który powiedział, iż zajmie się naszym ukochanym samochodem.
Poszukiwanie szkieletu dla naszego samochodu
Stopniowo, mieliśmy coraz więcej nadziei, iż uda nam się jakoś z tego wyjść (wyjechać?). Pierwszą kwestią było znalezienie nowej ramy. Bardzo miło się zaskoczyliśmy, iż mechanik miał namierzoną jedną sztukę już następnego dnia! Rama pochodziła z samochodu z innym silnikiem i nie było wiadomo, czy będzie pasowała. Alejandro sprawdził to w Toyocie i niestety okazało się, iż trzeba szukać innej.
Powoli zaczęliśmy się przyzwyczajać do naprzemiennych dobrych i złych wiadomości, których było pełno w trakcie całego procesu. Na szczęście, kolejna znaleziona rama już była w porządku, ale znajdowała się poza miastem Panama, więc dodatkowo trzeba było zapłacić za jej transport. Przed podjęciem decyzji chcieliśmy, aby mechanik podniósł auto na podnośniku i zajrzał do środka, żeby się nie okazało, iż kupimy ramę, a samochód będzie w tak złym stanie, iż nie będzie sensu jej montować.
Szukanie ramy łącznie zajęło tydzień i już po 7 dniach mieliśmy nowy, zdrowy szkielet dla Rejczel, gotowy do przeszczepu. Jak go zobaczyliśmy, to aż nam się zaświeciły oczy – jest nadzieja
Ale wracając z powrotem na ziemię – kolejnym problemem było oszacowanie całkowitego kosztu operacji. Nie był znany, dopóki nie rozłożyło się auta na części i nie zobaczyło jakie elementy nadają się do ponownego użycia. Czekaliśmy na ostateczną wycenę jak na wyrok.
Po kilku dniach oczekiwania dostaliśmy informację – całość miała kosztować nas 5 tys. dolarów. Z jednej strony, to tyle ile zapłaciliśmy za sam samochód, z drugiej – mogliśmy kontynuować i na tyle mogliśmy sobie pozwolić. Okazało się, iż samochód to nie tylko środek transportu, ale też emocjonalna kolejka górska.
Do tego w tym momencie wydawała się nie mieć końca, bo termin odbioru się zmieniał. Na szczęście, po 3 tygodniach, auto było gotowe do dalszej drogi. Jak na tak dużą naprawę, nie czekaliśmy bardzo długo. No i w końcu możemy jechać dalej. Cieszymy się, ale trudni zapomnieć o takiej akcji. No i mamy wielką nadzieję, iż nigdy nie będziemy jej musieli powtarzać. Z drugiej strony mieliśmy dużo szczęścia, iż trafiliśmy na mechanika, który bez problemu zajął się naprawą naszego samochodu i od początku brzmiał, jakby wiedział co robi.
Ruszamy!