Co roku w okresie turystycznym ratownicy TOPR mają bardzo dużo pracy. Nadmierny ruch turystyczny w Tatrach generuje dużo wypadków i co za tym idzie akcji ratowniczych. Zwykle, są to niegroźne interwencje, niestety co roku zdarzają się również śmiertelne wypadki. Poniżej zostały przedstawione te najbardziej tragiczne w skutkach, gdzie życie stracili ratownicy, doświadczeni oraz zwykli turyści.
Tragedie z burzami w Tatrach
Dnia 15 sierpnia 1937 r. zdarzył się pierwsza na większą skalę tragedia porażenia piorunem na obszarze polskich Tatr. O godzinie 14:15 TOPR zostaje poinformowany telefonicznie z Kalatówek o wypadku rażenia piorunem kilku osób na Giewoncie. W jego wyniku zginęły 4 osoby, a 13 zostało rannych.
Opis z „Księgi wypraw” był lakoniczny, ale dość drastyczny:
„Po dojściu na szczyt Giewontu członkom ekspedycji przedstawił się następujący widok: w oddaleniu ok. 10 m od krzyża leżały doszczętnie zwęglone zwłoki dr. Leopolda Schlönvogta i Jana Mroza, stykając się plecami. Po przeciwległej stronie krzyża leżały już zimne zwłoki sprzedawcy ciastek Kazimierza Bani. Siłą powstałego prądu powietrza przy wyładowaniu elektryczności rzucony został dr Erwin Schlönvogt około 50 m ku południowi. W pierwszym rzędzie Pogotowie zajęło się ciężko rannym dr. Erwinem Schlönvogtem, którego zniesiono do schroniska Polaka na Kondratowej [...]. Oprócz trzech zabitych i jednej osoby ciężko rannej porażonych przez piorun zostało 13 osób, które po założeniu pierwszego opatrunku o własnych siłach wróciły do Zakopanego”.
Po dwóch tygodniach zmarł w szpitalu ciężko ranny Erwin Schlönvogt. Jak się okazuje, nie były to jedyne przypadki porażenia piorunem na tym szczycie. Doszło do nich na Giewoncie lub bezpośredni pod nim jeszcze 13 sierpnia 195 r., 7 czerwca 1961 r., 21 lipca 1964, 24 lipca 1966 r.
Tragedia na Giewoncie — 22 sierpnia 2019 r.
W tragiczny sierpniowy czwartek, śmierć poniosły 4 osoby, pośród, których było dwoje dzieci. Rannych ciężej lub lżej zostało 157 osób, a 40 osób ciężko. Część osób przetransportowanych z zakopiańskiego szpitala została po południu do placówek w Nowym Targu, Limanowej, Suchej Beskidzkiej oraz Krakowa.
W akcji ratowniczej zaangażowanych było prawie 180 ratowników TOPR i GOPR, pracowników TPN, Policji oraz Straży Granicznej. W akcji pomagał śmigłowiec TOPR Sokół oraz cztery śmigłowce LPR. Na wszelki wypadek został choćby ściągnięty policyjny Blackhawk.
Jak napisano w relacji na stronie TOPR, pierwsze zgłoszenie dotarło do centrali z okolic Chudej Przełączki o godz. 13:06. Porażonego piorunem osobę turyści sprowadzili na Halę Ornak i prosili o pomoc przez telefon. Kolejna o 13:16 informacja jest już o uderzeniu pioruna w masyw Giewontu, gdzie reanimowane są trzy osoby, w tym dwoje dzieci. Po 15:00 ratownicy informują Centrale, iż pomimo intensywnych zabiegów resuscytacyjnych nie udało się uratować trzech osób, w tym dwojga dzieci. Po 17:00 nadchodzi informacja o śmiertelnej ofierze burzy w żlebie Kirkora.
156 osób trafiło po burzy w Tatrach do zakopiańskiego szpitala. Należy podkreślić, iż tak masowego wypadku nie było w historii TOPR-u.
Przedwojenna tragedia na Świnicy
15 sierpnia 1939 r. to data jednej z największych tragedii tatrzańskich spowodowanych przez burze, w której następstwie zginęło 6 osób. Byli to uczestnicy koloni młodzieży żydowskiej Akiba. Grupa aż 65 osób mieszkająca w Bańskiej Wyżniej wyruszyła na wycieczkę przez Zawrat na Świnicę. Ok. 15:3 nastąpiło pierwsze uderzenie pioruna, po chwili uderzył kolejny.
W jego następstwie oderwał się blok skalny na szczycie Świnicy. Z powodu lawiny kamiennej, deszczu i wynikającej z tego paniki zginęło sześć osób, a wiele innych zostało rannych. Akcją ratunkową kierował Józef Oppenheim, który nie zdążył opisać akcji w księdze wypraw TOPR.
Katastrofa śmigłowca „Sokół”
Dnia 11 sierpnia 1994 r. o godzinie 13:17 nad Doliną Olczyską wydarzyła się katastrofa śmigłowca TOPR.
W słoneczne popołudnie dociera do centrali TOPR, iż w Kotle Gąsienicowym znajdują się dwie kontuzjowane osoby. Startuje „Sokół”, na którego pokładzie znajdują się ratownicy: Robert Janik, Roman Kubin, Janusz Kubica, Stanisław Mateja, Rafał Mikiewicz i Mieczysław Ziach. Za sterami piloci Bogusław Arendarczyk i Janusz Rybicki.
Po dotarciu śmigłowca okazuje się, iż to dwie z połamanymi nogami turystki ze Szwecji. Lot przebiegał bez problemów, helikopter zatrzymuje się w niedużym zawisie kilkadziesiąt metrów powyżej rannych kobiet, ratownicy desantują się do nich. W międzyczasie ratownicy dostrzegają rannego i nieprzytomnego kolegę Janusza Kubicę. Ratownicy wciągają go na pokład i natychmiast odlatują w stronę zakopiańskiego szpitala.
Wracając z akcji ratowniczej, „Sokół” runął z wysokości ok. 200 m w lasy na stoku Kopieńca w Dolinie Olczyskiej. W wyniku katastrofy śmierć ponieśli ratownicy Janusz Kubica i Stanisław Mateja-Torbiarz oraz piloci Bogusław Arendarczyk i Janusz Rybicki. Przebieg wypadku nagrał kamerą z Nosala 12-letni chłopak, tworząc pełen dramatyzmu dokument filmowy, który można znaleźć w internecie.
Ofiar mogło być więcej, ponieważ Mieczysław Ziach, Robert Janik, Roman Kubin i Rafał Mikiewicz wyskoczyli wcześniej z helikoptera, aby pomóc poszkodowanym turystkom. Szwedki zostały zniesione przez ratowników tradycyjnym sposobem.
W „Księdze wypraw” Robert Janik zapisał:
„Dwie szwedzkie turystki uratowane. Zginęli dwaj piloci i dwaj ratownicy TOPR. A oto ich nazwiska: Bogusław Arendarczyk i Janusz Rybicki oraz Janusz Kubica i Stanisław Mateja. Zginęli podczas pełnienia czynności służbowych, na ratowniczym posterunku”.
Wypadki lawinowe w Tatrach
Lawina z Kondratowego Wierchu do Doliny Goryczkowej
2 marca 1956 z Kondratowego Wierchu zeszła olbrzymia lawina. Wielkie masy śniegu zasypały schronisko i szałasy pasterskie na Hali Goryczkowej. Budynek schroniska stał w miejscu uważanym za całkowicie bezpieczne, choćby w trakcie największych opadów śniegu. W akcję ratowniczą zaangażowało się całe społeczeństwo zakopiańskie, podobnie jak to bywa podczas klęsk żywiołowych.
W lawinie zginęli gospodarze schroniska — małżeństwo Marcinkowskich oraz trzej żołnierze WOP, którzy znaleźli się tam przypadkiem w trakcie rutynowego patrolu rejonu granicznego. Zofia Marcinkowska została odnaleziona pod zwałami cegieł z rozburzonego pieca, a jej mąż Władysław Marcinowski został wydostany dwie godziny później, spod belek sufitu. w tej chwili przez Żleb Marcinowskich biegnie trasa narciarska.
Wypadek licealistów pod Rysami
28 stycznia 2003 r. pomimo pogarszających się warunków atmosferycznych i II stopnia zagrożenia lawinowego grupa licealistów z Tych pod opieką nauczyciela wyruszyła znad Morskiego Oka w celu zdobycia Rysów. Grupie nie towarzyszył licencjonowany przewodnik tatrzański i pomimo ostrzeżeń dyżurującego w schronisku, doświadczonego ratownika Włodka Cywińskiego nauczyciel zdecydował się na wycieczkę.
Powyżej Czarnego Stawu pod Rysami na stromym podejściu, zrobił się spory dystans między czołówką grupy a pozostałymi uczestnikami. Gdy pierwsze 4 osoby były na wysokości grzędy, żlebem zeszła potężna lawina, porywając przebywające niżej 9 osób.
O godzinie 11:00 do TOPR telefonuje turysta, który informuje o zejściu lawiny. Na lawinisku po 20 min pojawił się śmigłowiec i ratownicy gwałtownie odkopują trzy osoby:
Jedna miała duże szczęście, ponieważ została tylko lekko przysypana, gwałtownie odnaleziona i odkopana spod śniegu. I pomimo lekkich obrażeń, złamaniem ręki i głębokiej traumie nie doznała większych obrażeń. Ratownicy wyciągnęli jeszcze drugiego z uczestników. Niestety jego stan był bardzo ciężki i mimo wysiłków lekarzy zmarł w szpitalu 10 kwietnia, nie odzyskując przytomności. Trzecia odnaleziona osoba zmarła przed odkopaniem.
Pomimo intensywnych poszukiwań w trudnych zimowych warunkach nie udało się odnaleźć pozostałej szóstki uczniów. Lawina o długości 1 km zeszła na taflę Czarnego Stawu nad Morskim Okiem, załamując lód i ciała pozostałych licealistów zostały wciśnięte do wody. Dopiero późną wiosną, pomiędzy 13 maja a 17 czerwca ratownicy TOPR z uprawnieniami nurkowymi wydobyli ciała pozostałych uczniów.
Lawina pod Szpiglasową Przełeczą
30 grudnia 2001 r. to jeden z najtragiczniejszych dni w historii TOPR. Po świeżych opadach śniegu, ogłoszonej lawinowej III, przy mroźnej i wietrznej pogodzie, wczesnym popołudniem, 30 grudnia 2001 do schroniska w dolinie 5 Stawów polskich dociera chłopak informujący, iż dwoje jego towarzyszy porwała lawina spod Szpiglasowej Przełęczy.
Ze schroniska natychmiast wyrusza dwoje ratowników, którzy na miejscu znajdują ciała dwóch turystów z Gdyni. Naczelnik Jan Krzysztof podchodzi z kolejnymi ośmioma ratownikami z dołu. W trudnych warunkach, ciemności, mgle, przy wietrze i zamieci docierają do miejsca lawiny.
O godzinie 17:23 schodzi kolejna lawina, która zgarnia całą grupę ratowników. Ratownicy, którzy jako pierwsi wydostali się spod zwałów śniegu, dość gwałtownie wykopują pozostałych zasypanych kolegów. Dwaj z nich zasypani najgłębiej Bartek Olszański i Marek Łabunowicz „Maja” pomimo podjętej natychmiast reanimacji zmarli. Zginęli podczas pełnienia ratowniczej służby. Maciej Cukier, który również stracił przytomność, na szczęście został skutecznie reanimowany. Pomijając katastrofę śmigłowca opisaną powyżej, był to najtragiczniejszy wypadek w dziejach TOPR.
Bartek i Marek zostali pochowani z ratowniczymi honorami. Ich grób znajduje się na Starym Cmentarzu na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem.
Źródło:
„Wołanie w górach” Michał Jagiełło
rok. wyd. 2012