Najważniejszy Mężczyzna

newsempire24.com 1 dzień temu

Najważniejszy mężczyzna

Na początku listopada nagle zrobiło się zimno. Z nieba sypała się drobna, kłująca krucha, wiatr zrywał czapki i rozwiewał poły płaszczy. Kinga ucieszyła się, iż jej płaszcz ma zamek błyskawiczny. Ale wiatr przechodził na wylot, nie wspominając już o nogach w krótkich botkach i cienkich rajstopach. Kinga wtuliła głowę w ramiona, stojąc na przystanku, i wyglądała jak nastroszony wróbel. A autobusu wciąż nie było.

Przy chodniku zatrzymał się samochód, a kierowca zatrąbił. Ludzie na przystanku wymienili się spojrzeniami i jakoś wszyscy spojrzeli na Kingę. Podeszła do auta. Szyba opadła i Kinga rozpoznała mężczyznę z pracy.

– Wsiadaj szybko, bo zupełnie zmarzniesz. Autobus jeszcze daleko – powiedział z uśmiechem.

Kinga, bez zastanowienia, wsiadła na miejsce pasażera. W środku było ciepło i nie słychać było wycia wiatru.

– Dzięki – powiedziała, rozsiadając się wygodniej.

– Proszę bardzo. Codziennie tędy jeżdżę, a ciebie nigdy nie widziałem.

– Ja zwykle wychodzę wcześniej, ale dziś trochę się spóźniłam – odparła Kinga.

Tadeusz od dawna zwracał uwagę na spokojną, młodą kobietę. Gdy wchodził do księgowości, witała się uprzejmie i zaraz pochylała głowę nad papierami na biurku. Nie plotkowała, nie kokietowała mężczyzn jak inne. Widząc ją na przystanku, ucieszył się – będzie mógł spędzić z nią całe piętnaście minut w samochodzie.

Kiedyś Iza była taka sama – skromna i cicha. Ale po ślubie jakby ją podmieniono. Stała się kapryśna, drażliwa przy byle okazji. Tadeusz początkowo myślał, iż to przez ciążę. Potem urodziła się córeczka, a było jeszcze gorzej. Wiecznie niezadowolona, narzekała, iż Tadeusz mało zarabia, iż inni mężowie to mężowie, a jej się nie poszczęściło. Że koleżanka Jadźka kupiła nowe futro, a Elka poleciała na Wyspy Kanaryjskie…

– Spłacimy kredyt, wszystko będzie – uspokajał Tadeusz żonę.

– Mam czekać do emerytury? – krzyczała, i zaczynało się od nowa.

Pewnego wieczoru Tadeusz szedł do domu po pracy już po ciemku. Światło z okien ledwo rozświetlało podwórko. Przed klatką zatrzymał się samochód, z którego wyskoczyła kobieta, pomachała kierowcy i roześmiała się szczęśliwie.

Po tym śmiechu Tadeusz rozpoznał żonę. Zrobiło mu się tak niedobrze, iż chciał wyć na księżyc. Zrozumiał, iż czepiała się go, bo znalazła lepszego i bogatszego. Gdy wszedł do klatki, na schodach wciąż słychać było pośpieszne stukanie jej obcasów, unosił się znajomy zapach drogich perfum.

Nie urządzał awantury. Po prostu spakował rzeczy.

– Wynoś się i nie wracaj! – krzyknęła żona z sypialni.

Córka rzuciła się do ojca, przytuliła.

– Tato, nie odchodź!

– Madziu, ja nie od ciebie odchodzę. Zawsze będę twoim tatą.

Córkę naprawdę kochał ponad wszystko.

W przedpokoju pojawiła się żona, stanęła w drzwiach ze skrzyżowanymi ramionami.

– Mieszkania ci nie oddam, nie licz na to – rzuciła ostro.

Tadeusz gwałtownie się do niej odwrócił.

– Przez te wszystkie lata spłacałem kredyt. Ja też muszę gdzieś mieszkać.

– Normalni faceci, jak odchodzą, zostawiają wszystko żonom z dziećmi – zaśmiała się zjadliwie.

– A ja nie jestem normalny. – Tadeusz wyszedł z mieszkania.

W sądzie Tadeusz w milczeniu, płonąc ze wstydu, słuchał, jak żona oskarża go, iż nie przynosi pieniędzy do domu, iż chodzi w łachmanach, iż nie pomaga, a ona kręci się jak wiewiórka w kole. Sędzia nie wytrzymała i skarciła żonę, iż ma na sobie markową sukienkę i włoskie buty. A futra przez cały czas nie ma. Rozwiedli się szybko.

Ale z wymianą mieszkania ciągnęło się długo. Żonie nie podobały się propozycje pośrednika. W końcu wybrała mieszkanie z dużą kuchnią w tej samej dzielnicy, a Tadeusz dostał maleńką, zaniedbaną kawalerkę na obrzeżach miasta. Po pracy zajmował się remontem, odwracając uwagę od ciężkich myśli i nie pozwalając, by tęsknota rozżarzała duszę.

Pewnego dnia nie wytrzymał, spotkał Madzię pod szkołą. Ta ucieszyła się, przytuliła, rozpłakała. Serce Tadeusza rozrywało się z miłości i litości do córki. Zadzwonił do żony i poprosił, by w weekend puściła Madzię do niego choć na kilka godzin. Myślał, iż zrobi awanturę. Ale ona niespodziewanie łaskawie się zgodziła. To dawało jej czas na siebie i układanie życia osobistego.

I tak zabierał córkę w weekendy albo na filmy, gdy pogoda dopisywała.

Tadeusz zerknął na Kingę. Patrzyła przed siebie, zamyślona. Wysiadła przed budynkiem księgowości i znów podziękowała krótko, bez wdzięczeń i zalotów.

Po pracy czekał na nią na przystanku i odwiózł do domu.

– O której wychodzisz z domu? – zapytał, gdy Kinga zbierała się do wyjścia.

– Popsułeś mnie. Do dobrego człowiek gwałtownie się przyzwyczaja – uśmiechnęła się i wysiadła.

Następnego dnia czekał pod przystankiem. I tak zaczął wozić ją do pracy, potem zaprosił do kina…

– Normalny facet. Czego się wahasz? Patrz, jakaś młoda i sprytna ci go podbierze – mówiła koleżanka Kindze. – Jeździcie tylko autem, czy co?

– Żadne „czy co”. O czym ty mówisz? Syn w wieku buntu, tylko pilnuj, żeby nie nabroił – machnęła ręką Kinga.

– Tym bardziej czas ich poznać. Mężczyzna w domu się przyda – nie odpuszczała koleżanka.

Kinga zamyśliła się. Tadeusz jej się podobał. Nie rozrabiał, nie nalegał na bliskość, zachowywał się z klasą. Ale bała się reakcji syna. W końcu w weekend zaprosiła Tadeusza na obiad. Rano gotowała, piekła ciasta.

– Mamo, goście będą? – zapytał Kacper, wchodząc rano do kuchni.

– Tak, na obiad. Nigdzie nie wychodzisz?

– A mam? – odburknął Kacper.

– Oczywiście, iż nie. Nie ruszaj, idź się umyć. – Kinga klepnęła go po ręce, gdy sięgał po plasterek kiełbasy z miski sałatki.I tak pewnego wiosennego dnia, gdy słońce przygrzewało już na dobre, a pąki na drzewach pękały z radości, Kinga, Tadeusz, Kacper i Madzia stali przed ołtarzem, tworząc nową, choć nieco pokręconą, ale pełną miłości rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału