Kasia, słuchaj, mam genialny pomysł! wpadł do kuchni Tomek z oczami pełnymi entuzjazmu. Start-up. Rewelacyjna idea. Unikalna! Platforma do dostawy wszystkiego od skarpetek po kebaba!
To już istnieje odparła leniwie Kasia, mieszając owsiankę.
Ale nasza będzie inna! wskazał dramatycznie na sufit. Inteligentna dostawa z AI! Rozumiesz? Algorytm będzie przewidywał, czego chcesz, i dostarczał, zanim w ogóle zamówisz!
Czyli zgadywanie życzeń?
Dokładnie! To rewolucja.
I gdzie to chcesz robić?
No w domu. Na razie. Etap startowy. Kuchnia jako coworking, tak to ujmijmy.
Tomek. Ja też mam „coworking”. Nazywa się praca. I mam deadline.
Kochanie, nie będziemy sobie przeszkadzać. Już zaprosiłem ludzi są w temacie. Będzie super!
„Ludzi” okazało się czworo.
Następnego dnia o 9:00 Kasia weszła do kuchni i zastygła.
Przy stole siedziało trzech facetów i jedna dziewczyna w bluzie z napisem „Jestem freelancerem, a ty?”. Zapach kawy przypominał festiwal baristów, laptopy zajmowały cały stół, a na lodówce wisiała diagram zatytułowany „Wzrost hipotez od zera do marzeń”.
Dzień dobry! powiedział jeden z brodaczy.
Ja tu mieszkam odparła Kasia.
Super! My też. No, prawie mrugnął Tomek. Poznajcie, to Arek, Krzysiek, Zosia i Marek. To podstawa naszego zespołu!
Na długo?
Dopóki nie wystartujemy.
A jeżeli nie wystartujecie?
Nie ma „jeśli”. Jest tylko „kiedy”.
Kasia nalała sobie kawy, ale okazało się, iż ktoś wsypał do ekspresu matchę. W czajniku pływała czyjaś bomba do kąpieli sądząc po zapachu, pomarańcza i niepokój. Mleka nie było. Za to stało pudełko kokosowego.
Wróciła do sypialni i zamknęła drzwi.
Rozpoczynam dzień pracy mruknęła. W piekle.
Następnego dnia Kasia otworzyła laptop i założyła słuchawki. Po minucie pukanie do drzwi.
Kas, nie widziałaś ładowarki do Maca?
Nie.
A możesz trochę ciszej stukać w klawiaturę? Mamy burzę mózgów.
To klawiatura. Służy do stukania.
No ale właśnie wymyślamy, jak zmonetyzować hipotezę o dostawie racuszków przed śniadaniem.
Przed śniadaniem? A teraz co?
Etap przygotowawczy!
Po tygodniu Kasia poczuła, iż jej dom to teraz coworking, a ona nieproszony gość.
Zosia suszyła bieliznę w salonie. Krzysiek samowolnie zmieniał ustawienia routera. Marek prowadził wideokonferencje z klientami prosto z kuchni. A Tomek był w euforii:
Jesteśmy o krok od przełomu! Potrzebujemy tylko kilku caseów i trochę reklamy!
I trochę przestrzeni. Odrobinę. Naprawdę malutko powiedziała Kasia, nalewając kawę z kubka, do którego ktoś wsypał nasiona chia.
Po prostu nie przywykłaś do kreatywnej energii!
Przywykłam do ciszy. I do tego, iż mój dom jest mój. A nie biurem z miętowym odświeżaczem i jedną ładowarką dla wszystkich.
Kiedy w piątek Zosia weszła pod prysznic z telefonem i prowadziła Zooma na tle kafelków, Kasia postanowiła działać.
Najpierw niewinnie.
„Przypadkowo” wyłączyła router. Po pięciu minutach zapukał Krzysiek:
U ciebie działa internet?
Nie, chyba awaria u dostawcy.
Akurat teraz? Mamy prezentację!
Cóż, bywa. Może wszechświat jest przeciw.
Następnego dnia Kasia zmieniła hasło do Wi-Fi. Nazwa sieci brzmiała „Cisza_i_spokój”. Tomek biegał w panice z laptopem:
Kto to zmienił? To sabotaż!
A może znak?
Kas, mieliśmy spotkanie z inwestorem! Nie mógł dołączyć do Zooma!
Może dlatego, iż jesteście w salonie, a nie w biurze?
To dom marzeń, nie biuro!
To dlaczego ja tu jestem jak lokator?
W poniedziałek stało się wielkie inwestor wycofał się. „Nie poczuł profesjonalizmu”, zwłaszcza gdy z łazienki wyszła Zosia w ręczniku i krzyknęła: „Kto ukradł mój szampon?!”
Tomek wszedł do sypialni w ciszy. Usiadł na łóżku. Zdjął kapcie.
Spapraliśmy to.
A, zauważyłeś? Kasia zamknęła laptop. Już myślałam, iż na zawsze wsiąknąłeś w ten chat.
Chciałem zbudować biznes
A zbudowałeś akademik. Z klimatem kolonii i dietą z batoników.
To był zły plan?
To przez cały czas był twój dom. Ale ja w nim się rozpuściłam.
Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś?
A ty byś usłyszał?
Milczał.
Pomyślałem powiedział cicho może wynajmiTomek wziął głęboki oddech i powiedział: „Wiesz co, może po prostu zamówimy kebaba i porozmawiamy jak ludzie, a nie jak współlokatorzy”, a Kasia uśmiechnęła się, bo w końcu usłyszała to, na co czekała.