Pewnego dnia poczuł lekki nacisk na swoim ramieniu i usłyszał łagodny głos: „Czy mogę prosić o kawałek chleba?” Janek odwrócił się i zaskoczony zobaczył małą dziewczynkę, około dziesięcioletnią, wyciągającą rękę w jego stronę.
Piekarnia Janka była dobrze znana w całej okolicy, a on zawsze miał wiernych klientów. Zarówno dorośli, jak i dzieci uwielbiali jego pyszne wypieki. Często oferował zniżki młodym klientom, co sprawiało, iż zawsze się uśmiechał, czując się doceniany przez ich rodziców.
Janek przyjechał do Polski kilka lat temu, po tym jak wielki kraj, w którym się urodził, upadł, a sytuacja niepewności i masowego bezrobocia zniszczyła jego rodzinną miejscowość. Pracowity mężczyzna spędził lata jako robotnik budowlany i sprzątacz, aż pewnego dnia przypadkiem trafił do kawiarni serwującej orientalną kuchnię. Był zaskoczony, gdy odkrył, iż wypieki, które tam oferowano, różniły się całkowicie od tych, które znał z dzieciństwa, zwłaszcza iż w regionie było tylko kilka tradycyjnych piekarni.
To właśnie wtedy zrodził się pomysł, by otworzyć własną piekarnię, w której on i jego żona, Maria, oferowaliby klientom wypieki o orientalnym smaku. Droga do tego marzenia była trudna i pełna przeszkód, ale dzięki wytrwałości i determinacji, Janek zrealizował swój cel. Minęło kilka lat od momentu, gdy upiekł swój pierwszy chleb, a dzisiaj był zarówno ojcem, jak i dziadkiem.
Janek był mężczyzną o wielkim sercu i kochał dzieci. Często dawał im chleb za darmo, bo uważał, iż są one kwiatami życia. Ponadto opiekował się bezdomnymi zwierzętami i wspierał lokalne schronisko dla zwierząt. Psy i koty były dla niego prawdziwymi przyjaciółmi człowieka, a jeżeli udało mu się uratować chociaż jedno życie, uważał, iż jego dzień nie był zmarnowany. Tego ranka, jak zwykle, zaczynał od karmienia bezdomnych psów na ulicy oraz starego kota porzuconego przez okrutnych właścicieli.
Podczas gdy Maria nadzorowała pieczenie i obracała złociste chleby, Janek wziął tacę ze resztkami chleba z poprzedniego dnia, by nakarmić głodne zwierzęta.
„Poczekajcie, poczekajcie… Nie spieszcie się! Wszyscy dostaną!” – krzyczał, czekając cierpliwie, aż zwierzęta skończą jeść.
Nagle poczuł lekki nacisk na ramieniu i usłyszał łagodny głos: „Czy mogę prosić o kawałek chleba?”
Janek odwrócił się i zaskoczony zobaczył małą dziewczynkę, która miała około dziesięciu lat, wyciągającą rękę w jego stronę.
„Co robisz, mała… Dlaczego chcesz stary chleb? Dam ci świeży! Co ty na to?” zapytał Janek, zmartwiony widząc głodną dziewczynkę, która wyglądała na smutną i przygnębioną.
„Przepraszam, panie… Nie mam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby coś kupić…” odpowiedziała dziewczynka, patrząc na kilka drobnych monet, które trzymała w ręce.
„Pieniądze? Proszę, mała, weź je! Mam wnuczkę w twoim wieku… Po co miałbym brać od ciebie pieniądze?” powiedział Janek, czując, jak jego serce ściska się ze współczucia. Poszedł do kuchni, wziął torbę papierową i napełnił ją świeżym chlebem oraz innymi wypiekami. Po chwili namysłu dodał kilka brzoskwiń i słodkie jabłko.
„Proszę, weź to… jeżeli naprawdę jesteś głodna, możesz usiąść na ławce i zjeść spokojnie… Nie śpiesz się” – zaproponował Janek.
„Dziękuję za jedzenie, ale muszę już iść” – odpowiedziała dziewczynka z uśmiechem, trzymając mocno torbę z chlebem.
„Proszę, nie idź sama na ulicy w takim wieku… To niebezpieczne” – powiedziała Maria, mając łzy w oczach.
W tym momencie Janek poczuł nagłą troskę o małą dziewczynkę. Bez wahania zdjęł fartuch i obiecał Marii, iż wróci niedługo. Pomachał jej i zaczął podążać za dziewczynką, która powoli oddalała się.
Choć była tylko małą dziewczynką, Janek udało się ją dogonić, zanim dotarła na centralny plac. Zanim ją zawołał, zbliżył się do niej duży pies, którego rasa była nieznana.
„Lucky, Lucky, chodź tutaj, piękny piesku! Zobacz, co ci przyniosłam!” – wołała dziewczynka radośnie, wyciągając kawałek świeżego chleba z torby.
Pies podszedł, usiadł i zaczął machać ogonem, szczęśliwy.
„Czekałam na ciebie, piękny! Obiecałam, iż gwałtownie wrócę!” – mówiła dziewczynka, głaszcząc psa po szorstkim futrze.
Po tym, jak pies zjadł kawałek chleba, dziewczynka ruszyła w stronę składanych krzeseł pod drzewem, gdzie znajdował się karton i gumowa piłka. Wydawało się, iż pies pilnował dziewczynki, strzegąc jej rzeczy, podczas gdy ona starała się zjeść.
Z wyglądu dziewczynki było widać, iż była tak samo głodna jak pies.
„Dobra, gotowy, Lucky? jeżeli tak, to zaczynajmy!” – powiedziała dziewczynka, podnosząc gumową piłkę i rzucając ją w górę.
W mgnieniu oka pies skoczył i złapał piłkę. Następnie stanął na tylnych łapach i odesłał ją z powrotem do swojej pani, która zaczęła śmiać się i klaskać. Pracowali jak doskonale zgrany duet, a przechodnie, którzy krążyli wokół, zaczęli się zatrzymywać, by ich obserwować. Ludzie bili brawo i śmiali się radośnie, a ich szczęście rozbrzmiewało na całym placu. Dziewczynka i jej pies wydawali się być artystami cyrkowymi, idealnie zsynchronizowanymi.
Przedstawienie trwało około dziesięciu minut, podczas których śmiechy i brawa nie cichły.
Po zakończeniu przedstawienia dziewczynka i pies ukłonili się i zaczęli chodzić po ludziach, zbierając pieniądze do swojego kartonowego pudełka. Janek stał cicho, obserwując ludzi, którzy wrzucali do środka kilka monet, złożone banknoty, a czasem choćby czeki.
Zaskoczony tym, co widział, Janek nie mógł powstrzymać łez. Podszedł do dziewczynki, pełen podziwu, opróżnił swój portfel i wrzucił do pudełka kilkaset euro oraz wszystkie drobne monety.
„Panie, pan się myli… To za dużo… Już nam pomógł pan z jedzeniem i z Lucky” – powiedziała dziewczynka, patrząc na niego zaskoczona.
„Weź to, mała, weź… Zasługujesz na to! Jaki występ, jak magicy!” – powiedział Janek, odpychając rękę dziewczynki, która próbowała oddać mu pieniądze.
Dziewczynka uśmiechnęła się do niego ciepło i ukłoniła teatralnie.
Włożyła pieniądze do kieszeni, złożyła krzesło i powiedziała: „Dobrze, teraz czas
wracać do domu z Lucky”.
„Pozwól, iż cię odprowadzę do domu, mała” – powiedział Janek. Czuł, iż musi upewnić się, iż dziewczynka dotrze bezpiecznie do domu. Był zaskoczony, iż zgodziła się i oboje ruszyli w drogę.
W drodze dziewczynka opowiedziała Jankowi swoją historię. Nazywała się Zosia i mieszkała z mamą w pobliskim bloku.
Janek był wstrząśnięty, gdy dowiedział się, iż Zosia znalazła Lucky’ego dwa lata temu, przy śmietniku. Pies miał wtedy zaledwie kilka tygodni i płakał z rozpaczy, szukając swojej matki. Zosia uratowała go, nakarmiła butelką i wychowała z wielką miłością.
Mimo trudności Zosia była doskonałą uczennicą, a Janek podziwiał ją głęboko.
Kiedy dotarli do bloku, Zosia zaprosiła Janka do środka. Na początku Janek wahał się, ale widząc szczery uśmiech dziewczynki, nie mógł odmówić.
Gdy Zosia otworzyła drzwi, zawołała: „Mamo, jestem w domu! I mam gościa, to pan Janek! Pomógł nam dzisiaj z Lucky!”
Janek wszedł do mieszkania i natychmiast zatrzymał się, gdy dostrzegł kobietę w korytarzu. Była niewidoma i szukała podparcia przy ścianie, by móc się poruszać. Wydawało się, iż ma trudności z chodzeniem.
„Czy ona jest pijana?” – pomyślał Janek, czując gniew w swoim sercu. Jednak, gdy kobieta znalazła się w świetle, Janek zdał sobie sprawę, iż to nie była nietrzeźwość, ale tragiczna rzeczywistość – była niewidoma.
Nazywała się Klara i wyjaśniła, iż straciła wzrok siedem lat temu w wypadku samochodowym. Jej mąż zginął w tym wypadku, a Zosia przeżyła tylko dlatego, iż w tym czasie była u swojej babci.
Klara mówiła drżącym głosem, wyjaśniając, iż nie mogli sobie pozwolić na operację przywracającą jej wzrok, a jej pensja jako pracownicy fabryki odzieżowej nie wystarczała na pokrycie kosztów.