Nagłe małżeństwo

newsempire24.com 3 tygodni temu

Nieoczekiwany związek

Weronika biegła przez centrum handlowe z górą toreb, wymijając ludzi na ruchomych schodach. Wściekała się w duchu na swojego niezaradnego chłopaka, Krzysztofa, który nie miał samochodu, by ją odebrać i zawieźć z zakupami do domu. Musiała zamówić taksówkę przez aplikację. I jak na złość, auto zostało przydzielone niemal natychmiast. Z włosami rozwianymi i na wysokich obcasach musiała biec przez pół galerii na parking.

Weronika była wściekła. Nie dość, iż nikt jej nie mógł odebrać, to jeszcze drogie skórzane buty obtarły jej nogę.

— Dziewczyno, uważaj! — oburzyła się kobieta na schodach, którą Weronika mimowolnie uderzyła torbą w głowę.
— Trzeba patrzeć pod nogi, a nie w chmury! — odcięła się spóźniona klientka, choćby się nie oglądając.
— Chamka! — warknęła obrażona kobieta, ale Weronikę jej zdanie zupełnie nie interesowało.

Dziewczyna pędziła na parking. Dopiero gdy wypadła przed drzwi centrum, przyszło jej do głowy sprawdzić numer taksówki. Ale było już za późno — kierowca odrzucił zlecenie, a cena zamówienia podskoczyła niemal dwukrotnie. Weronika z wściekłością anulowała przejazd, wsuwając telefon do kieszeni. Rozejrzała się. Tuż obok stała wolna ławka. Rzuciła na nią wszystkie torby i sama opadła obok, zdejmując z nogi głupie, niewygodne buty.

— Boże! Wszystko dziś przeciwko mnie! — zaklęła pod nosem, z irytacją odpychając jedną z siatek. Ta smętnie opadła na ławkę, gubiąc paragon.

Weronika odchyliła się do tyłu i przymknęła oczy. Ostatnio miała wrażenie, iż życie specjalnie wszystko utrudnia…

***

Weronika zawsze pragnęła więcej i nie zadowalała się byle czym. jeżeli telefon, to najnowszy model. jeżeli manicure lub farbowanie włosów, to tylko w najlepszym salonie. jeżeli buty, to najwyższej jakości. Podobne zasady stosowała wobec swoich adoratorów. Tylko iż z nimi jakoś nie wychodziło. Zamiast przystojnych, bogatych i inteligentnych trafiali się wyłącznie „niedorajdy”: starzy, grubi, łysi, głupi, biedni, leniwi. Przerzucała ich długo, ale nikt nie spełniał jej wymagań.

— Doprowadzisz do tego, iż nikt cię nie zechce — mówiła czasem Weronice matka. — Mężczyzna liczy się przez czyny, nie przez wygląd i portfel.
— I co, mam się tymi czynami zachwycać po nocach? A poza tym, żeby robić piękne rzeczy, trzeba mieć pieniądze — ripostowała dwudziestopięcioletnia dziewczyna.

Matka nie umiała znaleźć odpowiedzi. Tylko westchnęła. Weronika była zbyt rezolutna. Na wszystko miała gotową ripostę, jakby ukończyła kurs ciętej odpowiedzi, choć w rzeczywistości pracowała jako zwykła recepcjonistka w restauracji. I to właśnie tam, trzy lata wcześniej, wszystko się zaczęło. A raczej przybrało niewyobrażalne rozmiary. Przyglądała się tam damom w futrach, które przyprowadzali bogaci kawalerowie. I pomyślała: *A czemu ja nie mogę tak żyć?*

Tylko iż życie miało dla Weroniki własne plany. Bogaci mężczyźni jakoś na nią nie patrzyli. Coś w niej zdradzało prowincjuszkę ze średnim wykształceniem, pochodzącą z przeciętnej rodziny. A ona marzyła o narzeczonym, który będzie miał prestiż, dobrą posadę, jeździł drogim samochodem i nosił zagraniczne garnitury.

Ale czas płynął, faceci się zmieniali, a wymarzony ideał się nie pojawiał. W końcu Weronika uległa, gdy zaczął się o nią starać Krzysztof — bankowy urzędnik, cztery lata starszy, ze stabilną, przeciętną pensją. Wygląd miał zwyczajny — jasne włosy, szare oczy, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, niezbyt wysportowany, ale też nie otyły. Za to miał przestronne dwupokojowe mieszkanie, kupione na kredyt. Samochodu jednak nie posiadał. Uważał, iż w mieście, gdzie jest metro, autobusy i tramwaje, auto to zbędny luksus.

Okazał się jednak niezwykle dobrym, choć upartym chłopakiem. Długo zabiegał o Weronikę, nosił kwiaty do pracy, zabierał ją na randki. Po trzech miesiącach, pod wpływem nacisków matki, dziewczyna w końcu uległa.

— Dobry chłop, dba o ciebie, kocha — mówiła córce matka. — Lepiej wróbel w garści niż gołąb na dachu.

Weronika, niechętnie, zgodziła się na ten związek. Choć w gruncie rzeczy żyło jej się z Krzysztofem całkiem nieźle. Był troskliwy i opiekuńczy. Finansował jej zachcianki, zabierał na wakacje za granicę — choć nie do pięciogwiazdkowych hoteli i w ekonomicznej klasie. Gotował kolacje, przynosił kawę do łóżka, regularnie wysyłał na zakupy z koleżankami. I poważnie rozważał oświadczyny.

Minął prawie rok. Weronika przywykła. Ale nie przestała marzyć. A narzekać przed przyjaciółkami, iż Krzysztof nie spełnia jej oczekiwań, wcale się nie wstydziła. Choć… może jednak powinna?

***

— Dlaczego niby wszystko przeciwko tobie? Ja na przykład jestem całkiem po twojej stronie — rozległ się głos tuż nad uchem Weroniki.

Dziewczyna podskoczyła, otwarła oczy i odwróciła się. Za ławką stał Jakub. Kiedyś, jeszcze w liceum, próbował się do niej zalecać, ale wtedy ostentacyjnie go odrzuciła na oczach koleżanek.

Przez chwilę choćby go nie poznała. Zamiast nastolatka z trądzikiem i rozczochranymi włosami patrzył na nią przystojny brunet z modną fryzurą, niewielką brodą, szerokimi ramionami, ubrany w skórzaną kurtkę.

— Cześć, no proszę… — Weronika uśmiechnęła się zdumiona. — Ty… zmieniłeś się. Dawno się nie widzieliśmy.
— No, dawno — skinął głową Jakub. — Ale ja ciebie od razu poznałem. Co się stało? Siedzisz sama, bez buta, z górą zakupów i miną jak na pogrzebie.

Weronika skrępowana wzruszyła ramionami i opowiedziała o swoich perypetiach. Oczywiście, pomijając Krzysztofa.

— Słuchaj, może cię podwiozę? — zaproponował Jakub. — Auto stoi niedaleko.

Weronika podążyła za jego wzrokiem i ujrzała lśniącego, ogromnego czarnego SUV-a. Natychmiast skinęła głową i teatralnie potarła obolałą stopę. W minutę JakWeronika zrozumiała w końcu, iż prawdziwe szczęście nie leży w drogich rzeczach, ale w tym, kto trzyma cię za rękę, gdy świat wydaje się przeciwko tobie.

Idź do oryginalnego materiału