Nadszedł czas, by nasza córka zaczęła tworzyć własną rodzinę. Ma już 27 lat.

polregion.pl 1 dzień temu

Z mężem, Wojtkiem, postanowiliśmy wydać naszą córkę Kingę za mąż. Kinga ma już 27 lat, najwyższy czas założyć własną rodzinę, zwłaszcza iż spotkała porządnego chłopaka – Bartosza. Jest odpowiedzialny, pracuje jako inżynier, dba o Kingę, a my z Wojtkiem od razu go zaakceptowaliśmy. Wszystko zmierzało ku ślubowi, zaczęliśmy już ustalać datę, suknię, gości. Ale gdy dowiedziałam się, jakim „posagiem” zapewniła swojemu synowi Bartoszowi jego matka, Krystyna Antonina, mało nie straciłam głosu. Co to, w XXI wieku znów bawimy się w średniowiecze, gdzie o wartości człowieka decyduje posag?

Kinga to dziewczyna z głową. Skończyła uniwersytet, pracuje jako marketingowiec, utrzymuje się sama. Zawsze uczyliśmy ją z Wojtkiem niezależności, by nie liczyła tylko na męża. Jednak jako rodzice chcieliśmy pomóc młodej parze na starcie. Postanowiliśmy dać im pieniądze na wkład własny do mieszkania, żeby mogli wziąć kredyt. Poza tym, po cichu zbierałam dla Kingi „posag” – piękną pościel, zestaw naczyń, choćby nowe zasłony, by ich gniazdko było przytulne. Myślałam, iż to drobiazgi, ale pokażą, iż się troszczymy. Bartosz też obiecywał swoją część – miał oszczędności i mówił, iż chce, by u nich z Kingą wszystko było na równych zasadach.

W zeszłym tygodniu pojechaliśmy z Wojtkiem do Krystyny Antoniny, by omówić ślub. To kobieta z klasą, zawsze z fryzurą jak z salonu i tonem, jakby wiedziała wszystko najlepiej. Siedzieliśmy przy stole, piliśmy herbatę, gdy nagle zaczyna: „Danuto, a co dajecie Kindze w posag? U nas przecież tradycja, by panna młoda wchodziła do rodziny z odpowiednim zabezpieczeniem.” Najpierw pomyślałam, iż żartuje. Jaki posag? Mamy przywozić krowy i skrzynie pełne złota? Ale Krystyna Antonina mówiła poważnie. I wtedy oznajmiła: „Ja Bartkowi kupiłam samochód, całkowicie opłacony, i dołożyłam połowę ceny mieszkania. A u was co?”

Mało nie upuściłam filiżanki. Samochód? Połowa mieszkania? Co, teraz będzie nam wystawiać rachunek za swojego syna? Opanowałam się, uśmiechnęłam i powiedziałam, iż też pomagamy dzieciom, ale szczegółów nie podałam. W środku jednak wszystko się we mnie gotowało. Nie jesteśmy z Wojtkiem bogaczami, ale dla Kingi zrobiliśmy, co mogliśmy. A teraz wychodzi na to, iż nasz posag to „grosze”, a Krystyna Antonina wychowała prawdziwego księcia, którego mamy obsypywać prezentami?

Wróciwszy do domu, opowiedziałam wszystko Kindze. Tylko się roześmiała: „Mamo, co za różnica, co oni dają? Ja i Bartek damy sobie radę.” Ale mnie było przykro. Nie o siebie, o Kingę. Taka jasna, dobra dziewczyna, a teraz oceniają ją jakimś średniowiecznym miernikiem. Porozmawiałam z Wojtkiem, ale on, jak zwykle, zbył: „Danka, nie przejmuj się. Ważne, iż młodzi się kochają.” Łatwo mu mówić, a ja nie mogę się uspokoić. Dlaczego to my mamy tłumaczyć się przed Krystyną Antoniną? I skąd u niej takie wymagania? Myśli, iż jej Bartek to towar na targu, a my mamy za niego „zapłacić”?

Po paru dniach Kinga powiedziała, iż Bartek też nie zachwycony tymi rozmowami matki. Mówił, iż samochód i pieniądze to fajnie, ale nie chce, by ślub zamienił się w licytację. „Żenię się z Kingą, a nie z jej posagiem” – powiedział. Wtedy trochę odtajałam. Bartek ma głowę na karku i chyba naprawdę kocha naszą córkę. Ale Krystyna Antonina nie odpuszcza. Przedwczoraj zadzwoniła i zaczęła wypytywać o suknię ślubną, ilu gości przyprowadzimy i czy nie zamierzamy „dokładać czegoś konkretnego” do posagu. Ledwo powstrzymałam się, by nie powiedzieć jej kilku ciepłych słów.

Teraz siedzę i myślę: jak się zachować? Z jednej strony nie chcę psuć relacji z przyszłą świekrą. Ślub to święto, marzę, by Kinga była szczęśliwa. Ale z drugiej – wkurza mnie ten ton, jakbyśmy coś byli winni. Z Wojtkiem całe życie pracowaliśmy, wychowaliśmy Kingę, daliśmy jej wykształcenie, wartości, miłość. Czy to nie ważniejsze niż jakieś auta i mieszkania? I czy to nie młodzi powinni sami budować życie? My z Wojtkiem zaczynaliśmy od pokoju w komunalnym i jakoś sobie poradziliśmy. A tu czuję, jakby wciągali nas na jakiś przetarg.

Kinga, moja mądra dziewczyna, stara się pogodzić wszystkich. Mówi: „Mamo, nie martw się, ja i Bartek się dogadamy. jeżeli trzeba, weźmiemy kredyt i kupimy mieszkanie bez żadnych posagów.” Ale widzę, iż jej też głupio. Chce, by ślub był radosny, a nie powodem do sporów. Postanowiłam nie wdawać się już w te rozmowy z Krystyną Antoniną. Niech mówi, co chce, a my zrobimy, jak uważamy. Damy Kindze i Bartkowi to, co obiecaliśmy, i będziemy się cieszyć ich szczęściem. jeżeli świekra chce się mierzyć portfelami, to jej sprawa.

Ale jednak gdzieś w sercu zostaje niesmak. Chciałabym, by ślub był o miłości, a nie o wyliczeniach. Wierzę, iż Kindze i Bartkowi się uda. Są młodzi, silni, kochają się. A posag… Niech Krystyna Antonina zostawi swoje samochody dla siebie. Najważniejszy posag Kingi to jej dobre serce, rozum i życzliwość. I z tym na pewno będzie w każdej rodzinie na wagę złota.

Idź do oryginalnego materiału