Nadmiar ust

newsempire24.com 3 tygodni temu

Nadmiar
Przy stole trzeba było się przesunąć. Pięciometrowa kuchnia nie mieściła już pięciu osób: dwojga dorosłych i trojga dzieci.

— Krzysiu, przynieś stołek z pokoju — powiedziała matka.

Siedemnastoletni chłopak przewrócił oczami, ale posłusznie wyszedł, wracając z drewnianym stołkiem.

— No. Przesuniemy stół i wszyscy się zmieścimy. Nic się nie stało, Maksiku, nic się nie stało — kobieta nie patrzyła na pięcioletniego chłopca, przez którego zrobił się ten cały zamęt. Zwróciła się za to do mężczyzny, który wyraźnie okazywał niezadowolenie z tych przestawianek.

Pierwszą miskę gorącego barszczu Ewa postawiła przed głową rodziny. gwałtownie pokroiła chleb, słoninę, podała córce główkę czosnku do obłuskania. niedługo na stole pojawiły się pozostałe talerze. Najstarszy syn, naśladując ojca, brał kawałek żytniego chleba, kładł na nim krótko wędzoną słoninę i zajadał, przeplatając to łyżką barszczu. Główki czosnku ojciec i syn gwałtownie rozdysponowali między sobą, zostawiając spodek pusty.

Maks trzymał łyżkę w dłoni, ale nie jadł. Wpatrywał się w dwóch mężczyzn siedzących naprzeciw siebie. Tak bardzo chciał ich naśladować, ale talerze stały za daleko, nie sięgał.

— Jedź — dziesięcioletnia Zosia podała chłopcu kawałek chleba, a potem plaster słoniny.

Maks porwał je i żuł, jakby to były czekoladowe cukierki. Ewa uśmiechnęła się i też wzięła łyżkę do ręki.

Drugiej porcji odmówił ojciec. Krzysztof milczą włączył głową. Córka poprosiła sól, by posypać kromkę chleba. Herbatę pili w ciszy. Każdy wpatrywał się w swój kubek. Sucharki i pierniki gwałtownie znikały z półmiska, wszyscy się spieszyli.

Gdy skończyli kolację, Andrzej pierwszy wstał od stołu i powiedział:

— Teraz dzieci jedzą pierwsze, potem my z tobą. Stolik mały.

Ewa zatrzymała się z talerzem w rękach, chciała zaprotestować, ale nie sprzeciwiła się mężowi, nie zareagowała. Krzyś spojrzał złośliwie na chłopca żującego piernik.

Wczoraj ojciec wrócił do domu nie sam. Otworzył drzwi i, żeby przyspieszyć sprawę, popchnął chłopca przed sobą.

— Wchodź, Maks — Ewa stała w korytarzu z ręcznikiem w ręku.

Było jasne, iż rodzice omówili ten moment i decyzja o przyjęciu Maksa do ich domu była przemyślana.

— Kto to? — Krzysiek wyszedł z pokoju z podręcznikiem.

— To Maks — powiedziała matka najłagodniej, jak potrafiła.

— Słyszałem, jak się nazywa. Kim jest? — syn powtórzył pytanie.

Andrzej i Ewa nie byli na to przygotowani. Powinni wcześniej wszystko wyjaśnić dzieciom, ale zlekceważyli tak istotną sprawę.

— Maks będzie z nami mieszkał. Do waszego pokoju postawimy jeszcze rozkładane krzesło.

— Do naszego pokoju? — Zosia też wyskoczyła do korytarza.

Ich pokój z bratem był podzielony szafą na dwie części, a wstawienie dodatkowego krzesła oznaczało przetasowania. Pokój był malutki, nikt nie miał pomysłu, gdzie jeszcze można by coś ustawić.

— Nic się nie stało, przecież się zmieścicie.

Autorytet ojca w rodzinie był niezachwiany. Często choćby nie musiał nic mówić – wystarczyło surowe spojrzenie, a dzieci robiły, co trzeba, bez tłumaczeń.

Siedem lat temu ojciec odszedł z domu. Był straszny skandal. Zawsze spokojna matka szlochała w histerii, błagała, żeby nie zostawiał jej z dwójką małych. Ale Andrzej po prostu spakował torbę i wyszedł. Zakochał się. Poznał Bożenę w pracy i nie mógł myśleć o niczym innym. Dzieci go nie zatrzymały. Dwa lata później wrócił. Z tą samą torbą. Nie przepraszał, tylko stanął przed otwartymi drzwiami i oznajmił:

— jeżeli wniosłaś o rozwód, to odchodzę. Tam wszystko bezpowrotnie.

Ewa nie znalazła słów odpowiedzi. Ile nocy i dni czekała na ten moment, jak ciężko jej było. A teraz… Nie miała nic do powiedzenia. Przebaczyła już dawno. Chciała tylko zobaczyć.

Prawie rok żyli jak sąsiedzi, aż Andrzej wszystko wyznał żonie i poprosił o przebaczenie. Wtedy Ewa odtajała, wszystko wróciło na dawne tory, choć z lekkimi zmianami. I wtedy pojawił się Maks.

Tamta kobieta, Bożena, nie była chora, nie stało się jej nic złego – po prostu nie potrzebowała dziecka. Przeszkadzał jej w życiu, w byciu wolnym. A urodziła tylko dlatego, iż z zakładowego przydziału dostała pokój.

— Zabieraj go albo oddam do domu dziecka — oświadczyła Andrzejowi, gdy przyszedł odwiedzić syna.

— Gdzie ja go zabiorę, nas już czworo w dwóch pokojach? — zapytał.

— Nie wiem gdzie — wzruszyła ramionami. — Jak rodziłam, nie pytałeś.

— Myślałem, iż mnie kochasz i chcesz Maksia.

— Ha. Myślałeś. Do końca miesiąca masz czas do namysłu. Pierwszego mam wolne, oddam twojego syna, jeżeli go nie zabierzesz.

Oczywiście straszyła. Wiedziała, jak Andrzej jest przywiązany do syna i nie pozwoli na coś takiego. Tak się stało.

Ewa od razu zgodziła się przyjąć chłopca, bez wahania. Nie robiła różnicy między dziećmi, starała się dawać każdemu to, czego najbardziej potrzebował. Kochała jednakowo.

Czas mijał. Kupili większy rozkładany stół do kuchni, by mogli jeść razem. Dla Zosi szczęśliwie wydzielono kąt w salonie, żeby zrobić miejsce dla chłopców w pokoju. Wyszło nieźle: przy oknie biurko, przy ścianie szafa i łóżko.

KrZ czasem Krzyś zrozumiał, iż rodzina to nie tylko miejsce przy stole, ale też więź, która potrafi zmienić człowieka na lepsze.

Idź do oryginalnego materiału