Słyszę cię w pociągu i w metrze, i sklepie
Nie wiem, czy kiedykolwiek skupiliście się nad tym, jak wiele ludzi nie używa chusteczek. Na dworze rano jest chłodno, wystudzą się na peronie, a potem ogrzewanie w pociągu robi swoje. Lody puszczają, globalne ocieplenie uruchamia tsunami "fruk, fruk". Słychać to z lewa, z prawa, z tyłu i przodu. Zakładasz słuchawki, myślisz sobie: ta zima kiedyś musi minąć, ale wciąż słyszysz.
Podnosisz wzrok i widzisz ich, oni walczą z grawitacją, próbują wciągnąć to wszystko do środka, bez powodzenia. Uczucia skropliły się na dobre. "Wyjmij chusteczkę, wyjmij chusteczkę" - kibicujesz mu w myślach. Jest szansa, ręka porusza się w kieszeni, "fruk". Wędruje w kierunku twarzy i... hop - rękaw w akcji. God, no!
Albo dłoń - wierzchem obleci i myk ta sama ręka, prawdopodobnie o adekwatnościach wirusobójczych, leci do koszyczka z kajzerkami w dyskoncie. I myślisz, iż granica obrzydliwości już została przekroczona, ale widzisz, iż rubikon wciąż przed nami, kiedy ta pierwsza dotknięta dłonią bułka zostaje odrzucona, a owa dłoń antybakteryjna, śluzem zabezpieczona, wędruje po kolejną, "fruk".
Na dzieci mówią smarkacze
Brzydko, wiem, ale nie bez powodu. Jedna z redakcyjnych koleżanek przytoczyła taką rozmowę z pediatrą, który powiedział jej niegdyś, iż dzieci budują w ten sposób odporność, zarażając się co chwila, leciutko (lub mocniej, czym popadnie. W końcu to mija. Mijać powinno też zamiłowanie do wciągania smarków, "fruk". Nie wszystkim mija.
Kiedy miałam młodsze dzieci, z wielkim niedowierzaniem słuchałam opowieści koleżanek, które mówiły, iż ich nastoletnie potomstwo nie chce się myć, przestało nagle używać chusteczek. Okropne, podczas gdy moje maleństwo potrafiło obudzić się o 3.00 i domagać kąpieli, bo zasnęło w drodze od dziadków i na śpiocha zostało przełożone do łóżka.
"Mnie to nie dotyczy" - myślałam. Guzik prawda. Dziś mogę powiedzieć, iż to taki etap rozwojowy, bunt przeciw wszystkiemu, czego chcą starzy. "Idź się umyć". "Nie!". "Wydmuchaj nos". "Nie!". Skoro nie ma przeciw czemu się buntować, bo jak mówi kolegom "Na chacie spoko, starzy wyrozumiali", to chociaż nosa nie wydmucha. "Fruk". Co z tego, iż chusteczek ma w plecaku pięć paczek i dwie w kurtce.
Jednak niektórzy na zawsze są dziećmi
Posunęłam się w swojej przebiegłości jeszcze dalej. Kupiłam z własnej woli i pieniędzy kilka dużych opakowań chusteczek do klasy. Niech nie ma wymówki. "Wszyscy 'frukają', szału można dostać" - mówi mi znajoma nauczycielka. Pytam, czy ostatnio zdarzyło jej się jechać pociągiem. Od razu wie, o czym mówię.
Można pielęgnować swoje wewnętrzne dziecko na wiele sposobów, dawać wyraz swojego buntu. Ale na siły Matki Natury i Bogów, w których wierzycie - wydmuchajcie nos! To nie boli, ale boleć będzie od wciągania. "Fruk" leci prosto do zatok przynosowych. Tam radośnie dojrzewa, karmi bakterie. Potem boli twarz, oczy, głowa. Wszystko boli. Leczy się to paskudnie długo.
A raczej zalecza, bo zatoki wystarczy załatwić raz, żeby cierpieć bardzo, bardzo długo. Nie masz chusteczek w pociągu - idź do toalety i weź papier, jesteś w sklepie, weź chusteczki z półki, skoro możesz dać dziecku bułę, żeby przetrwać spokojnie zakupy i powiedzieć pani przy kasie, żeby ją doliczyła, to dasz radę wytłumaczyć się i z otwartych chusteczek.
"Fruk" - najbardziej obleśny dźwięk sezonu. To nie jest trendy, jazzy, seksi ani inne brokaty. Wydmuchaj nos.