Na skrzydłach szczęścia do wymarzonego życia.

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Aleksandra unosiła się na skrzydłach szczęścia, zmierzając do ukochanego mężczyzny. Wreszcie ich syn Bartek skończył liceum i dostał się na uniwersytet w Krakowie. Teraz ona i Janusz mogli wreszcie zamieszkać razem.

Tego samego dnia, gdy syn wyjechał na studia, kupiła bilet do Wrocławia i wsiadła do pociągu. Z Januszem byli małżeństwem zaledwie dwa lata, ale znali się od wieków – tak przynajmniej jej się wydawało.

Ich związek nie był prosty. Rozpoczynał się z trudem, przeżywał burze, ale w końcu los obiecał im wspólną przyszłość. A przynajmniej Aleksandra była o tym przekonana.

Poznali się osiem lat temu. Ona ledwo podniosła się po rozwodzie z pierwszym mężem i długo nie dopuszczała nikogo do serca. Aż spotkała Janusza. choćby z nim wahała się, czy zacząć na nowo. Musiał się naprawdę postarać, by przekonać ją, iż nie jest jak jej były, Dariusz.

Pół roku chodzili na randki, potem zamieszkali razem. Janusz wprowadził się do niej, bo w jego kawalerce we trójkę byłoby za ciasno. Aleksandra miała dziesięcioletniego wówczas syna. Chłopak był grzeczny, ale z ojczymem też nie od razu się dogadał.

Po trzech latach Janusz zaczął myśleć o ślubie, ale Aleksandra nie chciała. Wydawało jej się, iż pieczątki w urzędzie dawno straciły znaczenie. Nie chroniły przed zdradą – ani mężczyzny, ani kobiety.

Było im dobrze, po co cokolwiek zmieniać?

Janusz początkowo zaakceptował jej zdanie, ale z czasem zrozumiał, iż to mu nie wystarcza. Chciał nazywać Aleksandrę swoją żoną. W końcu postawił ultimatum: albo ślub, albo rozstanie.

Aleksandrze nie spodobała się jego stanowczość. Uznała, iż lepiej się rozstać. I tak minęło pół roku.

W tym czasie Janusz wyjechał do Poznania, gdzie dobry znajomy zaoferował mu dobrze płatną pracę. Rzadko wracał do rodzinnego miasta – najwyżej raz na dwa miesiące, by odwiedzić rodziców. I podczas jednej z tych wizyt znów spotkał Aleksandrę.

Szła przez park, wyglądając, jakby w jej życiu wszystko było idealne. Była promienna, aż ich spojrzenia się spotkały. W jej oczach zobaczył to samo, co czuł – przez cały czas go kochała. I nie potrafiła tego ukryć.

Znów zaczęli się spotykać, ale teraz na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Każde spotkanie było zaplanowane co do godziny, ale zawsze pełne ciepła i namiętności.

Widywali się raz w miesiącu, najwyżej dwa. Janusz wielokrotnie proponował jej, by się do niego wprowadziła. Kupił już dwupokojowe mieszkanie, choć spłacał kredyt.

Aleksandra marzyła o tym, ale nie mogła tak po prostu zostawić wszystkiego. Bartek był nastolatkiem – potrzebował opieki. Do tego matka, Zofia, zachorowała i wymagała pielęgnacji. Dwa lata Aleksandra walczyła, by postawić ją na nogi, aż w końcu lekarze oznajmili:

„Jeszcze pani długo pożyje!” – uśmiechnęli się, wypisując ją do domu.

Zofia przestała być ciężarem, ale Bartek właśnie zaczynał liceum. Nie chciał zmieniać szkoły, błagał matkę, by została do matury. Musiała ustąpić.

Latem przed pierwszą klasą Bartka Aleksandra i Janusz wzięli ślub. Widząc, jak bardzo go to ucieszyło, żałowała, iż nie zgodziła się wcześniej. Ale po co płakać nad rozlanym mlekiem?

Teraz nie tylko się spotykali. Ich związek mógłby nazwać się małżeństwem na odległość, gdyby nie kilkaset kilometrów między nimi.

Aż wreszcie Bartek dostał się na studia. Aleksandra rozpierała się dumą, ale też wiedziała, iż teraz może ułożyć życie na nowo. Januszowi nie powiedziała o przeprowadzce – chciała zrobić mu niespodziankę.

On i tak się domyślał, ale nie znał konkretnej daty.

Spakowała walizkę, wsiadła do pociągu i pojechała. Chciała, by ten dzień zapamiętał na zawsze. Już widziała, jak zakłada koronkową bieliznę, sypie płatki róż na nową pościel, gotuje kolację i czeka na ukochanego.

Marzyła o tym w drodze, pewna, iż Janusz oszaleje z radości. Ale to ją czekała niespodzianka.

Otworzyła jego mieszkanie swoim kluczem i zamarła. Patrzyły na nią błękitne oczy – rudowłosa dziewczyna, piękna i bardzo młoda.

„Kto… ty?” – wyszeptała.

„Jestem Ola. Och, pani chyba Aleksandra? Przepraszam, zaraz znikam!”

„Znikasz? Kim ty jesteś?” – nie ustępowała Aleksandra.

„Niech się pani nie denerwuje. Jestem… dziewczyną pana Janusza.”

„Co? Dziewczyną mojego męża? Oszalałaś?!” – w głosie Aleksandry zadrżała wściekłość.

Świat zawalił się w jednej chwili, jakby planeta zatrzymała się w miejscu.

„Niech pani nie wpada w panikę. Janusz jest wspaniały i bardzo panią kocha.”

„Kocha? I dlatego żyje z inną, gdy mnie nie ma? Masz chociaż dwadzieścia lat?”

„Tak, niedawno skończyłam… Poznaliśmy się przypadkiem. Nie miałam gdzie mieszkać. On mi pomógł. Najpierw byliśmy tylko przyjaciółmi, ale ja się zakochałam. Wiem, iż on mnie nie kocha i nigdy nie pokocha, bo ma panią. Ale proszę go zrozumieć – było mu ciężko samemu. Tęsknił. Chciałam choć na chwilę rozjaśnić jego samotność!”

Aleksandrze wydawało się, iż ta dziewczyna bredzi. Próbowała przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek miała powód, by wątpić w jego wierność. Nigdy nie znalazła w jego mieszkaniu śladów innej kobiety. Jak to możliwe?

„Zaraz się spakuję i wyjdę. Pewnie pani nie uprzedziła Janusza o przyjeździe, więc mi nie kazał wyjść. Przepraszam!”

„Co? Więc… nie jesteś tu pierwszy raz?”

„Nie. Jesteśmy razem od półtora roku. Za każdym razem, gdy pani przyjeżdża, wynoszę wszystkie swoje rzeczy, sprzątam, żeby nie zostało po mnie ani śladu, i idę do koleżanki. Byliśmy bardzo ostrożni. Janusz nie chciał pani ranić! Zabraniał mi choćby dotykać pani rzeczy. choćby szamponu czy szczoteczki do zębów. Żeby pani nie zauważyła… Ale teraz…”

„Myślisz, iż sama twoja obecność mnie nie rani?”

Aleksandra nie wiedziała, po co w ogóle z nią rozmawia, ale Ola nie mogła przestać mówić. Pewnie z nerwów.

„Nie ma sensu się denerAleksandra wybuchnęła płaczem, odwróciła się i wybiegła z mieszkania, pozostawiając za sobą rozdarte serce i niedokończone marzenia.

Idź do oryginalnego materiału