„Na skraju jesieni życia”
– Babciu, nie damy rady przyjechać jutro na twoje urodziny, wybacz – mówił przez telefon Antek, mąż wnuczki Kingi.
– Antku, co się stało? – zdziwiła się i zaniepokoiła Krystyna Bronisławówna.
– Kinga właśnie trafiła do szpitala. Nie mogła doczekać się twojego jubileuszu, postanowiła więc dać ci wcześniejszy prezent, choć jeszcze nie urodziła – Antek mówił z nutką niepokoju, ale też i radości.
– Matko Boska, Antku, ależ to wspaniała wiadomość, a ja się już bałam! Dzwonisz wieczorem, nigdy w takich godzinach nie rozmawiamy… Dobrze, dziękuję za informację. Będę się modlić, by wszystko było w porządku z Kingą i moim wnukiem. Zadzwoń, gdy się urodzi, choćby jeżeli to będzie noc – nie zasnę teraz.
– Dobrze, babciu, zadzwonię.
Dwie godziny później Antek znów się odezwał:
– Babciu, oto twój prezent jubileuszowy wnuk Jasio. Kinga czuje się dobrze. Świętuj więc bez nas.
– Dziękuję, Antku, za Jasia i za życzenia. Przekaż Kingi, iż mocno ją całuję, jest dzielna.
Krystyna Bronisławówna skończyła dziś sześćdziesiąt pięć lat. Gości będzie niewielu druga córka z mężem i synem, jej wnukiem, oraz przyjaciółki: Wiesława i Bronka, z którymi od młodości pracowała w jednym zakładzie.
Siedem lat temu pochowała męża Marka. Żyli szczęśliwie, ale los bywa okrutny nie zdążył choćby na emeryturę, serce zawiodło. Wychowali córkę Elżbietę, wysłali na studia, teraz mieszka z mężem w mieście.
Krystyna i Marek żyli w osadzie pod Bydgoszczą. Duży zakład dawał pracę całej okolicy. Krystyna była księgową, Marek inżynierem. Poznali się w stołówce. Pewnego dnia podszedł do niej, uśmiechnięty, i rzekł:
– Dziewczyno, przedstawmy się jestem Marek, można na mnie mówić Mareczek albo Mirek.
– Krystyna odparła skromnie, rumieniąc się.
– Piękne imię. Może poczekam na ciebie wieczorem?
– Dobrze.
Spotkali się. Marek zaproponował kino, ale wolała spacer.
– Gdzie pracujesz? spytał.
– W księgowości. A ty?
– Jestem świeżo po politechnice. Właśnie tu zaczynam.
Tak się zaczęło. Pewnego dnia Marek przyszedł do jej rodziców z kwiatami dla matki i koniakiem dla ojca.
– Dzień dobry. Jestem Marek przywitał się, podając podarunki.
– Dziękujemy, ale nie trzeba było – mówiła matka, ale ojciec już mu klepał po plecach.
Marek opowiedział o swoim rodzeństwie i rodzicach ze wsi. Wszedł jak w rodzinę.
Pobrali się niedługo potem. Goście przywieźli wiejskie specjały: wędliny, sery, masło.
– Gdzie my to wszystko schowamy? dziwiła się matka Krystyny.
– Musicie dobrze jeść! odpowiedziała śmiejąca się teściowa.
Mieszkali razem, dom był dużI tak Krystyna Bronisławówna, choć wcześniej myślała, iż miłość w jej wieku to tylko bajki, znalazła szczęście u boku Wacława, który okazał się drugą połową jej serca na jesień życia.