Nie wiedziałam nawet, jak to przekazać mężowi.
Sergiusz – mój młodszy brat. Od sześciu lat nie utrzymywał z nikim kontaktu. Zerwał wszelkie więzi, jakbyśmy byli dla niego obcymi ludźmi, a czasem wręcz wrogami. Nikt nie rozumiał, dlaczego. Jego imię w domu nie padało, staraliśmy się o nim nie wspominać. Szczególnie ja – bo właśnie ja najbardziej cierpiałam z powodu jego odejścia.
– Wyobrażasz sobie? – opowiadałam mężowi. – Pytam mamę: jak to Sergiusz? Wrócił do was? Sam? A gdzie ta jego żona?
Okazało się, iż przyszedł sam, prawie ze łzami w oczach. Błagał rodziców o przebaczenie:
– Byłem głupi, żałuję wszystkiego. Pozwólcie mi zostać parę tygodni, znajdę pracę, wynajmę coś i się wyprowadzę.
Żadnej rodziny, żadnej pracy, grosza przy duszy, tylko plecak z kilkoma rzeczami i paszport. Spadł jak grom z jasnego nieba.
Siedem lat temu Sergiusz ożenił się z bardzo młodą i piękną dziewczyną – ale kapryśną i wymagającą. Był w niej zakochany po uszy. Wynajęli mieszkanie, ale po kilku miesiącach pieniędzy zaczęło brakować.
– I nic dziwnego – mówiłam z goryczą. – Ona miała takie wymagania, iż niejeden milioner miałby problem, żeby je spełnić. Z pracy zrezygnowała zaraz po ślubie, twierdząc, iż teraz mąż ma zarabiać. A pieniądze znikały w okamgnieniu: salony, ubrania, zabiegi. Pieniądze z prezentów ślubnych, które mogły być na mieszkanie, rozeszły się błyskawicznie.
Po dwóch miesiącach wrócili do rodziców. Nie można było ich nie przyjąć – Sergiusz miał swój udział w mieszkaniu, a rodzice nie potrafili wyrzucić syna.
Zamieszkali razem – i zaczęło się piekło. Teściowa i synowa nie potrafiły się dogadać. Mama zawsze była złotym człowiekiem, cierpliwą i dobrą kobietą. Ale synowa potrafiła uprzykrzyć życie tak, iż rodzice czuli się obco we własnym domu.
– Nigdy nie widziałam takiego bałaganu – wspominałam. – Brudne ręczniki, talerze, bielizna – wszędzie. A ona udawała, iż nie wie, iż to trzeba sprzątać.
Mama na początku cicho sprzątała po niej, potem próbowała zwracać uwagę – bez skutku. W końcu doszło do ostrej kłótni, mamie skoczyło ciśnienie, trzeba było wzywać lekarza. Ojciec wrócił z pracy, zdenerwował się i postawił sprawę jasno:
– Wynoście się. To nasz dom!
Rodzice wyrzucili ich w nocy.
To był dopiero początek problemów. Sergiusz podał rodziców do sądu o podział mieszkania. Sprzedali więc trzypokojowe mieszkanie, a rodzice kupili mniejsze, jednopokojowe. Syn zabrał swoją część pieniędzy i zniknął. Od tamtej pory nie mieliśmy z nim kontaktu.
Rodzice bardzo to przeżyli. Zawsze uważali go za dumę rodziny, przykładnego syna. Ojciec po przeprowadzce poważnie zachorował.
I oto teraz, po latach, Sergiusz wrócił. Bez pracy, bez dachu nad głową.
– Tata nie chce z nim rozmawiać – mówiłam. – Wyjechał na działkę, powiedział, iż wróci za tydzień i chce, żeby go już nie było. Mama płacze – bo gdzie syn pójdzie? Nie ma nic, a jeszcze ostatnio chorował. Ale ojciec jest nieugięty:
– Nie mam syna! – krzyczy.
I tak stoimy na rozdrożu. Mama nie wie, co zrobić. W końcu to ich dziecko. A ja też nie wiem, jak się zachować.