Jeden krok od rozwodu
Kasia stała przy oknie i patrzyła, jak Jakub krąży po podwórku swoim nowym samochodem. Sąsiadka Halina już po raz trzeci wyglądała z klatki schodowej – najwyraźniej hałas silnika przeszkadzał jej w oglądaniu serialu. A Jakub wciąż jeździł w kółko jak chłopiec, który dostał wymarzoną zabawkę.
— Tato, mogę przejechać się? — zapytała czternastoletnia Zosia, zaglądając przez ramię mamy.
— Zapytaj go sama — odpowiedziała krótko Kasia, odchodząc od okna.
Zosia zmarszczyła brwi.
— Mamo, no co z tobą znowu? Przecież kupił auto dla rodziny!
— Dla rodziny… — Kasia gorzko się uśmiechnęła. — Wiesz, ile ta piękność kosztuje? A na domek letniskowy brakuje, na twój obóz też składamy się grosz po groszu.
— Ale samochód jest nam potrzebny! — Zosia usiadła na kanapie, podkurczając nogi. — Pamiętasz, jak jeździłyśmy do babci autobusami? Trzy przesiadki, duszno…
Kasia oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Tak, pamiętała. Ale pamiętała też, jak przez pół roku kłócili się z Jakubem o zakup. Proponowała coś prostszego, używany. On upierał się: „Albo porządny samochód, albo żaden”. I efekt – kredyt na pięć lat, przez który teraz muszą liczyć każdy grosz.
Drzwi wejściowe trzasnęły, rozległy się radosne kroki.
— Moje dziewczyny! — Jakub wpadł do pokoju, promieniejąc z zadowolenia. — Zosiu, pojedziemy na przejażdżkę? A ty, Kasieńko?
— Nie jestem twoją Kasieńką — odcięła się żona.
Jakub zwolnił, jego uśmiech przygasł.
— Co znów nie tak?
— Wszystko nie tak! — Kasia odwróciła się do niego. — Kupiłeś auto bez rozmowy ze mną! Wziąłeś kredyt, który będziemy spłacać do emerytury!
— Przecież rozmawialiśmy…
— Rozmawialiśmy o samochodzie, nie o tej wannie za dwieście tysięcy złotych!
Zosia wzdrygnęła się i cicho wymknęła z pokoju. Przywykła już do kłótni rodziców, ale wciąż miała nadzieję, iż tym razem się uda.
— Wanna? — Jakub zaczerwienił się. — To japoński samochód, niezawodny, bezpieczny! Dla mojej rodziny wybieram tylko najlepsze!
— A zapytać rodziny – to już nie twoja sprawa? — Kasia usiadła w fotelu, czując narastające zmęczenie. — Jakub, umawialiśmy się przecież na budżet…
— Umawialiśmy, umawialiśmy! — Zaczął chodzić po pokoju, wymachując rękami. — I co? Będziemy jeździć na targ autobusem, ziemniaki w torbach dźwigać? Zapomniałaś, jak bolały cię plecy?
Kasia przypomniała sobie tamten dzień. Rzeczywiście, przywieźli mnóstwo warzyw od jej rodziców, a ona musiała nieść ciężkie torby od przystanku. Plecy bolały przez trzy dni. Ale teraz to wydawało się drobiazgiem w porównaniu z tym, co ich czeka.
— Wiesz co — wstała — pogadamy jutro. Jak ochłoniesz.
— Nie ochłonę! — krzyknął za nią Jakub. — Bo mam rację! A ty… ty zawsze jesteś niezadowolona!
Drzwi sypialni zatrzasnęły się. Jakub został sam w salonie, wpatrując się w kluczyki do nowego auta.
Następnego ranka Kasia obudziła się wcześnie, jak zwykle. Jakub wciąż spał, rozwalony na kanapie – najwyraźniej nocował w salonie. Wyszła do kuchni, włączyła czajnik. Za oknem mżył deszcz, szare niebo wisiało nisko, jak jej nastrój.
— Mamo — Zosia zajrzała do kuchni — mogę dziś nie iść do szkoły?
— Dlaczego?
— Boli mnie głowa.
Kasia przyjrzała się córce. Zosia rzeczywiście wyglądała blado, pod oczami miała cienie.
— Przez nas?
Dziewczynka skinęła głową, nie patrząc w oczy.
— Zosiu — Kasia przytuliła córkę — my po prostu… jesteśmy dorośli, czasem się nie zgadzamy. To nie znaczy, iż cię nie kochamy.
— A rozwieść się nie chcecie?
Pytanie padło tak prosto, po dziecięcemu, iż Kasi zabrakło tchu.
— Skąd takie myśli?
— U Asi Kowalskiej rodzice się rozwiedli. Najpierw też ciągle się kłócili o pieniądze.
Kasia puściła córkę i odwróciła się do okna. Rozwód. Sama o tym myślała, szczególnie ostatnio. Gdy Jakub podejmował decyzje bez konsultacji. Gdy wydawało się, iż żyją równoległymi życiami pod jednym dachem.
— Mamo?
— Idź się przygotuj do szkoły. Głowa przejdzie.
Zosia westchnęła i wyszła. A Kasia stała wciąż przy oknie, trzymając w dłoniach ostygłą filiżankę herbaty.
— Dzień dobry — w drzwiach kuchni pojawił się Jakub. Wyglądał na zmęczonego, przygnębionego.
— Dzień — odparła krótko.
— Słuchaj, może porozmawiamy normalnie? — Usiadł przy stole, pocierając twarz dłońmi. — Wiem, wczoraj się zagalopowałem…
— Nie zagalopowałeś, tylko kupiłeś auto bez mojej zgody.
— Kasiu, ale przecież jest nam potrzebne! Poza tym, ja zarabiam…
— A ja co, w domu siedzę? — Kasia odwróciła się gwałtownie. — Czy moja pensja się nie liczy?
— Oczywiście, iż się liczy… Tylko…
— Tylko uważasz, iż skoro jesteś głównym żywicielem rodziny, możesz sam decydować o wydatkach.
Jakub milczał. Jego cisza mówiła więcej niż słowa.
— Rozumiem — Kasia postawiła filiżankę w zlewie. — Więc spłacisz kredyt sam.
— Jak to sam? Jesteśmy rodziną!
— Rodzina to ludzie, którzy się ze sobą liczą. A u nas? Ty zdecydowałeś, kupiłeś, a ja mam to odchorować.
Jakub wstał, podszedł do niej.
— Kasia, co się z tobą stało? Jesteśmy razem dwadzieścia lat…
— Właśnie! Dwadzieścia lat! I przez te dwadzieścia lat nie nauczyłeś się mnie słuchać!
Wyszła z kuchni, zostawiając męża sam na sam z myślami.
W pracy Kasia nie mogła się skupić. Koleżanka Basia zauważyła jej roztargnienie.
— Co się stało? Wyglądasz, jakbyś tydzień nie spała.
— Tak jakoś… sprawy rodzinne.
— Jakub znów coś odwalił? — Basia znała KasięKasia spojrzała w oczy męża, wzięła głęboki oddech i powiedziała cicho: „Zacznijmy od nowa, ale tym razem naprawdę razem”.













