Myślisz tylko o sobie! A Zosia nigdy w życiu nie widziała prawdziwego morza! wyrzuciła z siebie Kasia, desperacko próbując przekonać męża przed wyjazdem.
Jutro jadę do mamy na działkę. Na tydzień, może dłużej. A kto będzie prał i prasował twoje koszule nie mój problem.
Co znaczy jadę? Myślałem, iż zostaniesz w domu. W końcu się ogarniesz.
Nie, zdecydowałam, iż lepiej odpocznę u mamy.
Tomek siedział przy kuchennym stole z kubkiem kawy, udając, iż czyta wiadomości w telefonie. W rzeczywistości śledził każdy ruch żony, czując napięcie w każdym jej kroku.
Kasia milczała już trzeci dzień, a to było gorsze niż jakikolwiek krzyk. Wszystko zaczęło się od ich kolejnej dyskusji o wakacjach. A raczej od odmowy Tomka, by jechać nad morze.
W tym roku mieli wreszcie czas i oszczędności. Kasia od dawna marzyła o wyjeździe nad Bałtyk. Ostatni raz byli w Sopocie dziesięć lat temu, we dwoje. Od tamtej pory urodziła się Zosia, która nigdy nie widziała morza ani białych grzyw fal.
Kasia też marzyła o słońcu i ciepłym piasku. Nie przeszkadzał jej zapach kremu do opalania, skrzypienie leżaków ani choćby te wieczne krzyki dzieci na plaży.
Ale Tomek znów się uparł:
Mówiłem ci, iż nie znoszę takiego wypoczynku! Te tłumy, upał, piasek w butach Wolę wyjechać za miasto. Tam jest spokój, chłód pod klimatyzatorem i zero zgiełku.
Myślisz tylko o sobie! A Zosia nigdy w życiu nie widziała prawdziwego morza! powiedziała Kasia, mając nadzieję, iż to choć trochę poruszy męża.
Po co jej morze? Mamy przecież piękny basen w ogrodzie! machnął ręką, dalej wpatrzony w telefon.
Kasia nerwowo poprawiła córce koszulkę, zapięła plecak i odsunęła na bok worek z zabawkami. Na stole leżała lista: stroje kąpielowe, klapki, kapelusz, książka z bajkami, piłka Wszystko było gotowe, ale w sercu nie było spokoju.
Tomek wciąż siedział przy stole, leniwie przewijając ekran. Przez ostatnie pół godziny ani razu nie zapytał, czy potrzebuje pomocy. Nie o drogę, nie o bagaż, nie o Zosię. I od tego Kasia chciała jednocześnie krzyczeć i płakać.
Mamo, spakowałaś mi okularki do pływania? dziewczynka szarpnęła ją za rękę.
Tak, słoneczko, wszystko jest w twoim plecaku. Kasia wymusiła uśmiech, ale w środku czuła niepokój.
Słuchaj, może jednak was podwiozę? rzucił Tomek, nie odrywając wzroku od ekranu.
Kasia spojrzała na niego ze zmęczeniem, złością i odrobiną rozżalenia.
Nie trzeba. Damy radę same. gwałtownie złapała kluczyki, i wyszły z córką na dwór.
Helena Stanisławówna stała przy furtelce w kwiecistym fartuchu, trzymając pęk koperku. Zauważyła samochód z daleka i pośpieszyła na spotkanie.
Moje skarby przyjechały! zawołała radośnie, pomagając wyciągnąć z bagażnika torbę z zakupami.
Zosia od razu pobiegła do domu, wiedząc, iż babcia, jak zawsze, upiekła jej ulubione racuszki. Kasia wniosła rzeczy, po czym powoli opadła na ławkę przed domem.
Helena postawiła przed wnuczką talerz z racuszkami i kwaśną śmietaną, a sama wyszła na ganek.
Coś się stało? zapytała łagodnie.
Kasia długo milczała. W końcu odgarnęła włosy za ucho, westchnęła i opowiedziała wszystko. O odmowie męża, o jego obojętności, o tym przeklętym basenie, który według Tomka mógł zastąpić cały świat. O tym, jak wciąż ustępuje, by zachować pozory szczęśliwego małżeństwa.
Helena słuchała uważnie, nie przerywając. Potem mocno ścisnęła dłoń córki i cicho powiedziała:
Córeczko, masz prawo do szczęścia, wypoczynku i wsparcia. Zostańcie u mnie na weekend.
Ale choćby nie zabrałam ubrań
Nic nie szkodzi. Coś się znajdzie. Przez dziesięć lat choćby grama nie przytyłaś, wszystko będzie pasować.
Tak też zrobiły. Kasia z przyjemnością zajęła się ogródkiem podlewała grządki, spulchniła ulubione kwiaty mamy i najeła się malin. Wieczorem pluskały się z Zosią w basenie, piły kompot i słuchały świerszczy.
Tomek dopiero wieczorem przypomniał sobie, iż żona miała wrócić. I to tylko dlatego, iż potrzebował samochodu, ale kluczyków nie było na swoim miejscu.
Kiedy wracasz? w słuchawce zabrzmiał jego niezadowolony głos.
Dzisiaj nie wrócę. Jutro.
Co znaczy jutro? Potrzebuję auta. Chciałem jechać do Darka.
Weź taksówkę. Dziś już za późno. Kasia wiedziała, iż zaraz zacznie krzyczeć, więc po prostu rozłączyła się.
Wyłączyła dźwięk w telefonie i położyła go ekranem w dół. Już i tak zepsuła sobie wystarczająco dużo dnia. Tomek teraz wściekał się w mieszkaniu wśród brudnych kubków i swoich ważnych spraw.
Gdy Zosia, zmęczona zabawą w wodzie, w końcu zasnęła w pokoju z otwartym oknem, Kasia i Helena usiadły na werandzie. Powietrze było miękkie, ciepłe, pachnące kwiatami i świeżo skoszoną trawą. Wokół panowała dziwna cisza, przerywana tylko ćwierkaniem świerszczy.
Wiesz, mamo Kasia ściskała kubek z ciepłym mlekiem. Nie oczekuję od Tomka wiele. Tylko odrobiny uwagi. Żeby powiedział: Jesteś zmęczona pomogę. Chcesz nad morze pojedziemy.
Tomek zawsze był skąpy w uczucia cicho dodała Helena.
Nie marzę już choćby o kwiatach. Chociaż żeby zauważał, co robię dla rodziny. Przecież nie jesteśmy obcy.
Nie jesteście. Tyle iż gdy ktoś jest zbyt długo obok, zaczyna się go traktować jak mebel. Trzeba czasem przypomnieć, iż jesteś żywa.
Kasia gorzko się uśmiechnęła. Właśnie tak się czuła jak sprzęt AGD, który odkurza, pierze i gotuje.
Helena nie oceniała, nie przekonywała córki na siłę. Po prostu słuchała.
Nie wiesz, jak to ważne, mamo Kasia spojrzała jej w oczy. Ż
















