MYŚLI NA USŁUCH.
Dziś Dariusz Kowalski ledwo nie przyspał się do pracy. Nie chciało mu się opuszczać przytulnego gniazdka i wyrwać się spod ciepłego koca! Zwinął się w koc z głową i, jak mały chłopiec, czekał na dźwięk budzika. Może w tajemnicy liczył na to, iż jego mama w kuchni smaży aromatyczne serniki z rodzynkami albo soczyste kotleciki z kurczaka i zaraz wezwie go na śniadanie!
Choć Dariusz w tym roku świętował swoje pięćdziesiąte urodziny, wciąż miał w sobie tę prostą chęć by czasem poczuć się kochanym przez mamę, którą wszyscy kołyszą i rozpieszczają, prawda?
Budzik dziś nie był przyjacielem, a zdradą nie zadzwonił w wyznaczonej porze.
Żona Dariusza, Teresa, już dawno wstała i przygotowywała synka Szymona i córeczkę Jadwigę do przedszkola.
Dlaczego mnie nie obudziłaś? zapytał uraził się Dariusz, zamiast zwykłego porannego pocałunku.
Masz przecież budzik odpowiedziała Teresa nie zadziałał? Zawsze na niego wstajesz. Pomyślałam, iż znów zmieniłeś plan lekcji i nie chciałam cię budzić, robiąc wszystkie domowe obowiązki po cichu.
Dariusz w pośpiechu się ubrał, odrzucił propozycję śniadania, twierdząc, iż nie ma na to czasu i i tak spóźnia się. Wszystko to twoja wina, kochana i ukochana żono.
W korytarzu, gdy Teresa zamykała za nim drzwi, Dariusz wyłapał jej myśli:
Zawsze tak on zasypia, a ja jestem winna. Nie pocałował mnie na pożegnanie. Od jakiegoś czasu nie rozmawiamy szczerze. Od kilku miesięcy się oddalamy. Trzeba coś zmienić w naszym związku. Smutno mi, nie o takim życiu marzyliśmy. A kiedyś Dariusz był taki troskliwy i wesoły! Co się stało, iż wszystko się popsuło?
Teresa, coś powiedziałaś? zapytał, odwracając się.
Nic nie mówiłam. No to nie spóźnij się do pracy. Główna nauczycielka, pani Jadwiga Malinowska, na pewno nie wybaczy takiego lenistwa. Do zobaczenia, Dariusz! rzuciła mu powiewowy pocałunek i machnęła ręką, uśmiechając się jedynie wargami.
Na przystanku tramwajowym Dariusz stał zaledwie kilka minut. Nerwowo zaglądał na zegarek i wzdychał głęboko.
Muszę zdążyć na lekcję, bo dyrektor znowu mnie podkręci, a podkomendantka Jadwiga Malinowska podpała ogień, bo nie rozumiem, po co tak bardzo mnie nie lubi myślał, stawiając nogę na nogę.
Na zewnątrz było mokro i zimno, samotne płatki śniegu spadały leniwie, jakby nie miały pomysłu, co zrobić z tym swoim szaroburem humorem. Żołądek zaczął burczeć, domagając się przynajmniej zimnej herbaty i kromki chleba z masłem, posiekanej jakby tępy nóż. ale prawdziwym wyzwaniem było to, iż Dariusz nagle usłyszał myśli innych ludzi. Przenikały je uszy, osiadały w głowie, wystarczyło spojrzeć na kogoś, by usłyszeć fragmenty rozmów, przekleństwa, narzekania i choćby niecenzuralne wyzwiska.
Patrzył w dół, na chodnik, gdzie delikatne płatki śniegu kończyły swój króciutki, według niektórych, bezcelowy taniec. Czy to były skoki w cztery obroty, jak aksel, czy może styl salsowy? Czy te płatki osiągnęły szczyt doskonałości, ukazując w powietrzu cudowne kaskady? A może prezentowały publiczności jedynie krzywy obrót? Nikt nie znał ich myśli, a już wcale nie trzeba było ich odczytywać.
Dźwięk w głowie przypominał zatopioną w kanale rzekę. Dariusz czuł, iż powoli wariuje. Pojawiło się pytanie:
Czy wszyscy mogą czytać myśli? Zanimś nie słyszałem czegoś podobnego. Czy to choroba, którą można wyleczyć? Czy jest zaraźliwa? Czy zamknięcie oczu sprawi, iż to przygnieść? Nie. Myśli wciąż szaleją. Może to kara za jakieś przewinienie?
Nagle podjechał tramwaj nr1. Z ludzi na przystanku rozeszła się pośpiech, by zająć miejsce w pojeździe. Starsza pani w podniszczonym płaszczu i zielonym szaliku delikatnie popchnęła Dariusza w plecy. Spojrzała na niego i wypowiedziała w myślach:
Ci tacy intelektualiści! Nic nie wnoszą, lepiej by sprzątnęli ulice, a nie uczyliby nasze dzieci! Gdyby choć spojrzeli w lustro! Tego idioty aż chce się przytulić i płakać, a potem go udusić, żeby nie czytał mądrych książek!
Co mi pan mówi? zwrócił się do niej Dariusz.
Nic, młodzieńcze odparła staruszka i wślizgnęła się do tramwaju.
Dariusz musiał dotrzeć na pierwszą lekcję fizyki. Nie miał pieniędzy na autobus, więc zadowolił się tramwajem, w którym w godzinach szczytu pędziły ubrani w puch i pierzaste strażniczki porządku publicznego, wszyscy w pośpiechu, jakby walczyli o miejsce w kosmosie.
Na stopniu tramwaju stała jego uczennica Ania z klasy 10B.
Dzień dobry, panie Dariuszu! przywitowała się dziewczyna, nie zauważając go przy wejściu.
Dzień dobry, Aniu odpowiedział, odwracając wzrok, by nie słyszeć jej myśli: Czy spóźnimy się do szkoły?.
Pan jest super, panie nauczycielu! Wysoki, przystojny, niebieskooka gwiazdo. Trochę stary, ale i tak bym się w pana zakochała, gdyby miał tak piękne oczy! Nie rozumiesz, iż pani Malinowska już się w panie rozpuszcza, a pan jakby ślepy na to wszystko!
Myślę, iż zdążymy na czas odparła Ania, dodając, iż lekcję fizyki można by zacząć już teraz, bo pan tak dobrze tłumaczy. Nie zapomnij o samodzielnej pracy, pamiętasz?
Mam wszystko gotowe odrzekł Dariusz, starając się nie patrzeć w jej stronę.
Podwórze szkoły czekała kobieta, którą Dariusz rozpoznał jako mamę jego ucznia, Władka. Chłopak od miesiąca nie uczęszczał do klasy, bo leżał w szpitalu z poważnym złamaniem kostki.
Dzień dobry, panie Dariuszu! Przepraszam, iż zatrzymuję pana na chwilę. Czy mógłby pan poprowadzić trochę fizyki z Władkiem? Moglibyśmy to zrobić w domu albo na Zoomie, jak pan woli. Jego zaległości są spore, a ja nie mam pieniędzy, bo wszystkie środki poszły na operację. Nie mogę też liczyć na dodatkowe fundusze od nauczycielki matematyki, pani Jadwigi.
Dariusz, już słysząc myśli Olgi Andrzejewskiej, odpowiedział:
Nie martw się, prześlę Władkowi hasło do mojego Zooma wieczorem. Pomożemy mu nadrobić zaległości z algebry i geometrii. Wszystko będzie w porządku.
Olga westchnęła i podziękowała, podając mu ciężki worek z jabłkami z własnego sadu. Dariusz otworzył worek czerwone, soczyste jabłka patrzyły na niego jakby się uśmiechały. Serce mu zmiękło. Dobro wraca się zawsze.
W holu szkoły Dariusz przywitał się z panią Jadwigą Malinowską. Nie chciał słuchać jej myśli, ale i tak usłyszał:
Ten bezpłytki łobuziak! Zrobimy mu życie po swojemu! Będzie wciąż otrzymywać grosze, a ja mu nie dam dodatkowych zajęć! Niech się rozbija w nędzy!
Uśmiechając się, Dariusz wszedł do swojego pokoju nauczycielskiego. Do lekcji pozostało jeszcze piętnaście minut. Wyciągnął telefon i w głębokiej kieszeni znalazł paczkę śniadaniowy box od żony i termofor z parzącą kawą.
Cud!
Na przerwie do klasy fizyki weszła uczennica ze 8A, Zuzanna. Nie patrzyła mu w oczy.
Co chcesz, Zuzanno? Mów śmiało.
Dariusz spojrzał na nią i usłyszał:
Dlaczego wszystko musi się dziać przy pani Jadwidze? Rozepnij guziki, stań przy nauczycielu, a ja zaraz wrócę z obietnicą dobrej oceny.
Po usłyszeniu myśli natychmiast wybiegł z klasy, potykając się przy drzwiach o panią Jadwigę. Pomyślał, iż może i tak zostanie zmuszony do zmiany pracy.
Po trzeciej lekcji zadzwonił przyjaciel z uczelni, który zaproponował mu pracę w prywatnym liceum, gdzie sam był dyrektorem. Dariusz obiecał się zastanowić i postanowił porozmawiać o tym z Teresą przy kawie. W tym tygodniu na konto bankowe spłynęła wypłata i jak się okazało, stał się szczęśliwym człowiekiem: nie potrzebował złota ani diamentów, miał kochającą żonę, dzieci i dobre serce.
Kiedy wychodził ze szkoły, spadł mu na głowę kulisty bałwan. Nie przejmując się drobiazgami, opuścił budynek, wciąż myśląc o pojednaniu z żoną.
Tylko niech już nie słyszę cudzych myśli, choć dziś przydały się nieźle pomyślał, kupując w kiosku bukiet białych chryzantem dla Teresy. Zapłacił sprzedawczyni i spojrzał, iż już nie odczytuje jej myśli.
Jakże jestem szczęśliwy! To wszystko to wianek zamieszania i gonitwy za wiatrem! Ledwo nie straciłem Tereski, szukając wymówek w drobnych sprawach rozmyślał, obserwując żonę, która z euforią biegła w jego stronę, włosy jej wpadły w oczy.
Delikatnie dotknął jej kosmyka i pocałował go. choćby zapach tego włosa przypominał dom i ciepło.
Śnieżynki przez cały czas wirują, wykonując w powietrzu akrobatyczne figury. Może to właśnie one pomogły Dariuszowi i Teresie się pogodzić, gdy tylko potrząsnęły swoje białe skrzydła.











