Myśli wsłuchane
Dziś Dariusz prawie przespóźnił się do pracy. Nie chciało mu się opuszczać przytulnego gniazdka i zrzucać z nóg ciepłego koca! Zwinął się w koc z głową i, jak mały chłopiec, czekał, aż zadzwoni budzik. Może w sekrecie marzył, iż jego mama w kuchni przyrządza dla niego pachnące serniczki z rodzynkami albo kotlety z kurczaka, a już za chwilę wezwie go na śniadanie.
Choć w tym roku Dariusz przekroczył trzydziesty piąty rok życia, wciąż czuł się jak ukochane dziecię matki, którego wszyscy otulają i rozpieszczają, prawda? Budzik jednak zdradził go i nie zadzwonił w umówionym czasie.
Żona Dariusza, Teresa, już od rana szykowała się do przedszkola, pakując syna Szczepana i córkę Bognę.
Dlaczego mnie nie obudziłaś? zapytał, nieco rozczarowany, zamiast zwykłego porannego pocałunku.
Masz przecież budzik odparła Teresa nie zadziałał? Zawsze wstajesz na niego. Pomyślałam, iż znów zmieniłeś plan lekcji i nie chciałam cię budzić, starając się zrobić wszystkie domowe obowiązki w ciszy.
Dariusz gwałtownie się ubrał i odrzucił propozycję śniadania, tłumacząc, iż nie ma na to czasu i już się spóźnia wszystko przez jego żonę, ukochaną i wierną.
Gdy Teresa zamykała za nim drzwi, usłyszał jej słowa:
Zawsze tak: on się spóźnia, a ja winną. Nie pocałowała mnie przy pożegnaniu. Długo nie rozmawialiśmy szczerze. To już kilka miesięcy. Oddaliliśmy się. Trzeba coś zmienić w naszym małżeństwie. Smutno mi, nie o takim życiu marzyliśmy. A kiedyś Dariusz był troskliwy i wesoły! Co się stało, iż wszystko się popsuło?
Tereso, coś powiedziałaś? odwrócił się.
Nic nie mówiłam. Nie spóźnij się na pracę. Pani Nadzieja Anatolijewna nie wybaczy ci tego. Do zobaczenia, Dariuszu! posłała mu w powietrzu buziaka, machając jedynie wargami przy drzwiach.
Na przystanku tramwajowym Dariusz stał kilka minut, nerwowo spoglądając na zegarek i ciężko wzdychając.
Muszę zdążyć na lekcję, inaczej dyrektor będzie mnie ganił, a podinspektor Nadzieja Anatolijewna podkręci ogień, bo nie rozumiem, po co mnie lubi myślał, przenosząc nogi z jednej na drugą.
Na zewnątrz było mokro i zimno. Samotne płatki śniegu sunęły po niebie, ale leciały smutno i bez celu, nie zmieniając w głowie Dariusza czarno-białych, ponurych obrazów.
Żołądek warczał, domagając się choć zimnej herbaty i pośpiesznie pokrojonych kanapek, ale prawdziwym wyzwaniem była zdolność słyszenia myśli innych ludzi. Przenikały one do jego uszu, zatrzymując się w głowie, gdy tylko spojrzał na kogoś i pomyślał o tej osobie.
To były fragmenty zdań, czasem przekleństwa, jęki, zarzuty i niezadowolenie, a niekiedy wątek niecenzuralny. Dariusz patrzył w dół, na bruk, gdzie delikatne płatki kończyły swoją krótką i, według niektórych, bezsensowną życie. Czy to były figury akrobatyczne, które przyciągają widzów, czy może jedynie po prostu lód spadający na ziemię? Nie wiedział, co myślą te śnieżki i kto mógłby je odczytać.
Słuchanie cudzych myśli przytłoczyło go. W głowie szumiało jak w sewnej rzece. Czuł, iż powoli traci rozum i nasuwa się nieprawdopodobna teza:
Czy wszyscy ludzie potrafią czytać myśli? Nigdy mi to nie przytrafiło. Czy to choroba? Czy się leczy? Czy jest zaraźliwa? Czy zamknięcie oczu pomoże? Nie. Myśli krążą dalej.
Wtedy za zakrętem pojawił się tramwaj nr1. Ludzie ożywili się, próbując zająć dogodną pozycję, by wsiąść. Stara pani w podniszczonym płaszczu i zielonym szaliku, przypominająca zmarzniętą babcię z dworca, mocno popchnęła Dariusza w plecy.
Co pan? zapytał, słysząc jej myśli:
Ci młodzi intelektualiści błądzą po ulicach! Nie mają po co, a uczą nasze dzieci! Najpierw spojrzałbyś w lustro! Takich, jak ja, chciałoby się przytulić i płakać, a potem zabić, by nie czytali mądrych książek! Ręce im nie przydają!
Pan coś mi powiedział? odparł.
Nic, młodzieńcze odpowiedziała staruszka i weszła do tramwaju.
Dariusz musiał dotrzeć na pierwszą lekcję fizyki. Nie miał pieniędzy na autobus, więc wsiadł do tramwaju, przyciskając się do lodowatych drzwi.
Na stopniu stała jego uczennica Jagoda z klasy dziesiątej B.
Dzień dobry, panie Dariuszu! przywitała się szybkim czołgnięciem nie zauważyłam, iż pan biegnie.
Dzień dobry, Jagodo odpowiedział, odwracając wzrok, by nie słyszeć jej myśli:
Pan jest niesamowity! Przystojny, wysoki, niebieskooki może kiedyś się w nim zakochałabym. Nauczyciel ma piękne oczy, w które widać duszę. Nie dziwię się, iż pani Nadzieja Anatolijewna rozkoszuje się nim! Ona go uwodzi, a on nic nie czuje!
Myślę, iż zdążymy na lekcję powiedziała Jagoda, a ja chętnie zaczęłabym już teraz, bo pan tłumaczy tak jasno!
Nie spóźnijmy się dziś rzekł, starając się nie patrzeć.
Przygotowałam się odparła, wyskakując z tramwaju.
Przy bramie szkoły czekała kobieta, którą Dariusz rozpoznał jako matkę ucznia, Wincentego. Chłopiec od miesiąca nie uczęszczał, leżąc w szpitalu po skomplikowanym złamaniu kostki.
Dzień dobry, panie Dariuszu! Przepraszam, iż przeszkadzam, ale proszę, pomógłby pan Wincentowi nadrobić zaległości, może w domu lub przez ZOOM? Nie będzie to darmowe rzekła.
W głowie już słyszał jej myśli:
Nie ma pieniędzy, wszystko poszło na operację. Muszę się porozumieć z nauczycielką matematyki, Nadzieją Anatolijewną, i wyłożyć ogromną sumę, której nie dam radę. Muszę sprzątać klatki schodowe, żeby przeżyć.
Nie potrzebuję pieniędzy odparł Dariusz, wyślę Wincentowi login do ZOOM jeszcze dziś. Algebra i geometria nadrobimy razem.
Dziękuję, panie Dariuszu łzy spłynęły po policzkach Oligi proszę, weź te jabłka z naszego sadu, nie odmówcie.
Jabłka były czerwone i śmiały się w pudełku. Serce Dariusza zagrzało się ciepłem. Dobroczynność daje prawdziwą radość.
W holu szkoły przywitał się z panią Nadzieją Anatolijewną. Nie chciał słuchać jej myśli, ale jednak usłyszał:
Ten bezczelny młodzieniec! Zrobię mu życie prawdziwą farsą! Nie daję mu ani dodatkowych zajęć, ani awansu. Niech się męczy w biedzie, a żona go rzuci!
Uśmiechając się, wszedł do swojego pokoju. Zostało jeszcze piętnaście minut do lekcji. W torbie wyciągnął telefon, a w kieszeni znalazł pakunek z porannym śniadaniem od żony termos z parzącą kawą.
Na przerwie do klasy wszedł Zuzanna z ósmą A. Nie spojrzała mu w oczy.
Co chcesz, Zuzanno? zapytał.
Myśli dziewczyny krążyły:
Dlaczego pan musi słuchać pani Nadziei? Rozepnij guziki, stań przy nauczycielu, a ja dam ci dobrą ocenę.
Dariusz od razu wyskoczył z klasy, potykając się przy drzwiach o Nadzieję, i pomyślał:
Te spektakle podinspektorzy organizują nieustannie. Muszę szukać innej pracy.
Po trzeciej lekcji zadzwonił przyjaciel ze studiów, proponując mu stanowisko w prywatnym liceum, którego jest dyrektorem. Dariusz przyjął decyzję, by porozmawiać z Teresą w kawiarni. W tym dniu na konto bankowe wpłynęła wypłata, a on poczuł się jakby był najbogatszy nie w złocie i diamentach, ale w kochającej żonie, dzieciach i dobrym sercu.
Kiedy zamykał drzwi szkoły, spadł na niego śnieżny kul. Nie przejął się tym i wyszedł, wiedząc, iż musi pogodzić się z żoną.
Tylko nie słyszeć już cudzych myśli, choć dziś przydały się mi nieźle pomyślał, kupując w metrze bukiet białych chryzantem dla Teresy. Zapłacił sprzedawczyni i już nie słyszał jej myśli.
Jakże jestem szczęśliwy! Ta gonitwa za wiatrem, te troski prawie straciłem Teresę, gniewając się na nią o błahostki rozważał, patrząc, jak żona z uśmiechem biegnie mu naprzeciw. Włosy jej spadły na oczy, a on delikatnie dotknął kosmyka i pocałował go. Zapachował ciepłem i domem.
Śnieżki wciąż wirowały, wykonując w powietrzu akrobatyczne figury. Być może to właśnie one połączyły Dariusza i Teresę wystarczyło, iż machnąły białymi skrzydłami.






![Ten trik uratuje ci sernik aż do Trzech Króli. Mało kto o nim wie [PORADNIK]](https://warszawawpigulce.pl/wp-content/uploads/2024/07/Ciasto.jpg)







