**Dziennik Wandy**
Spotkałam przyszłego męża na ulicy. Zaspałam na egzamin. Dopadłam przystanku, ale tramwaj odjechał mi przed nosem.
– No cóż! – westchnęłam, tupiąc nogą ze złości. – Teraz na pewno się spóźnię.
– Dziewczyno, dokąd pani zdąża? – Obok zatrzymał się chłopak na rowerze. – Mogę panią podwieźć.
– Na rowerze? Żartuje pan? – odparłam zirytowana.
– A co? Lepiej niż piechotą. Albo będzie pani stać i czekać na tramwaj, który może nigdy nie przyjechać. – Patrzył na mnie, czekając na odpowiedź.
Komórek wtedy jeszcze nie było, budki telefoniczne rzadko działały, taksówek na ulicy nie złapiesz. Co miałam do stracenia?
– Dojedziemy szybciej niż tramwajem, podwórkami – naglił mnie.
Wanda ugryzła się w wargę, walcząc z wątpliwościami, ale czas uciekał. Podeszłam do roweru i usiadłam bokiem na bagażniku.
– Trzymaj się mocno – powiedział i odepchnął się od krawężnika. Rower zatoczył się, ale po chwili nabrał prędkości. Już chciałam zeskoczyć, przestraszona, ale po kilku minutach byliśmy pod uczelnią medyczną. Zeskoczyłam, a on stał przede mną, z potem na skroniach.
– Dzięki – powiedziałam. – Ciężko było?
– Trochę – przyznał szczerze. – Jak masz na imię? – Stał oparty o rower, z twarzą na mojej wysokości.
– Wanda, a ty?
– Krzysztof. Powodzenia na egzaminie! – Odjechał, a ja pobiegłam na salę.
Kiedy dotarłam pod drzwi, kilka osób już wchodziło. Studenci opierali się plecami o ściany, wertując notatki. Próbowałam się uspokoić po tej szalonej przejażdżce i skupić na egzaminie.
– Następny! – wykrzyknęła asystentka, wyglądając zza drzwi.
Weszłam, wzięłam losowy bilet i od razu wiedziałam, iż zdam.
– Numer? – spytała asystentka.
– Trzynasty.
– Masz kartkę i idź się uczyć. Kto gotowy?
– Ja! – wyrzuciłam z siebie.
Asystentka uniosła brew, ale profesor skinął głową. Po kilku minutach wyszłam z sali z szerokim uśmiechem.
– No i jak? – podbiegła koleżanka.
– Świetnie! – ledwo powstrzymywałam radość.
– A komu odpowiadałaś?
– Profesorowi. Dziś był w dobrym humorze – dodałam, biegnąc po schodach.
Na zewnątrz czekał Krzysztof.
– Nie odjechałeś?
– Chciałem się dowiedzieć, jak poszło.
– Świetnie! – uśmiechnęłam się.
– Jedziemy?
– Dokąd? – zdziwiłam się.
– Gdzie chcesz. Możemy popływać łódką albo pójść do kina. Albo po prostu pochodzić po parku.
– A praca?
– Mam jeszcze tydzień urlopu – odparł.
Tak się zaczęło. Rok później wzięliśmy ślub. Wynajęliśmy małe mieszkanie i byliśmy szczęśliwi.
Aż nadeszła burza.
Krzysztof zaczął się dystansować. Coraz częściej mówił, iż ożenił się z szczupłą dziewczyną, a teraz mam „brzuch jak balon”.
– Może byś się ogarnęła? Siłownia, dieta, nowa fryzura…
Wiedziałam, iż ma rację, ale bolało. On też nie wyglądał już jak młodzieniec.
– Nie mogę nosić długich paznokci – tłumaczyłam. – Pracuję jako dentystka.
Podejrzewałam, iż ma kogoś innego. Ale wracał punktualnie z pracy, nie jeździł w delegacje. Aż w końcu się wydało.
W dniu jego urodzin w restauracji zobaczyłam, jak tańczy z młodszą, smukłą kobietą. Kiedy w toalecie usłyszałam, jak tamta mówi: „Obiecał, iż się z tobą rozwiezie”, serce mi pękło. Wyszłam cicho, wsiadłam w taksówkę.
Krzysztof wrócił dwa godziny później, wściekły.
– Wystawiłaś mnie do wiatru przed wszystkimi!
– Ty sam się wystawiłeś! Tańczyłeś z nią na moich oczach! Masz kochankę? To się wyprowadzam!
– Nie zaprzeczę. I tak powinienem był ci powiedzieć wcześniej. Mieszkanie należy do mojej rodziny. To ty musisz wyjść. Joanna jest w ciąży.
Nie wierzyłam własnym uszom. Spakowałam walizkę dla siebie i syna, Adama, i pojechałam do mamy.
– Wracaj do niego! – krzyczała. – Nie oddawaj go tak łatwo!
Ale ja nie wróciłam.
W pracy dowiedziałam się, iż znajomi wyjechali do Niemiec, zostawiając chorego ojca. Potrzebowali opiekunki. Zgodziłam się. Ośmiu miesięcy nie zapomnę do końca życia. Stary człowiek, cierpiący na nowotwór, wymagał ciągłej opieki. Żyłam na granicy wyczerpania.
Kiedy umarł, okazało się, iż zapisał mi mieszkanie. Przeprowadziłam się tam z Adamem. Minęły lata, syn skończył studia, ożenił się. A potem przyszedł do mnie z „prośbą”.
– Mama, sprzedaj to mieszkanie, kup sobie kawalerkę, a resztę pieniędzy daj nam.
Serce mi się ścisnęło. Ale w końcu się zgodziłam. Zamieniłam się z nim lokalami.
Dziś siedzMoże kiedyś Adam zrozumie, iż miłość to nie tylko branie, ale też dawanie, ale na razie otworzyłam drzwi mojej nowej, małej kawalerki i wzięłam głęboki oddech, rozpoczynając kolejny rozdział życia.