Mruczek zaginął: Poszukiwania ulubionego kota wśród polskich ulic

polregion.pl 3 godzin temu

**Murzik zniknął**
Kasiu, jesteś w domu? Wojtek wpadł do mieszkania i zastygł, widząc żonę w przedpokoju. Siedziała skulona i głośno łkała. Nic nie zrozumiałem przez telefon. Płakałaś tak, iż słów nie było widać. A potem, na złość, bateria padła. Co się stało, Kasiu? Wyglądasz, jakbyś widziała ducha.
Murzik zniknął ledwie wykrztusiła Kasia. Nie ma go w domu.
Jak to zniknął?! Wojtek osłupiał. Gdzie mógł się podziać? Może gdzieś się schował w mieszkaniu?
Nie. Twoja siostra Wiola Mówiła, iż przypadkiem wybiegł na klatkę, gdy wychodziła z Michaśkiem na spacer. Ale przecież wiesz, Wojtku, nasz Murzik Nigdy by sam nie uciekł. Po co mu ulica, skoro tam ledwo nie zginął? Myślę, iż ona go specjalnie wypuściła
Co?! Wojtek zaciął pięści. Gdzie ona jest teraz? Gdzie Wiola?
Podobno poszła do sklepu Nie wiem. Szukałam Murzika cały czas, ale go nigdzie nie ma. Nikt go nie widział. Jak to możliwe, Wojtku? Czy człowiek jest zdolny do takiej podłości? Wyrzucić bezbronne stworzenie na mróz. W środku zimy. Jak można?
Człowiek nie. Ale Wiola Wiola może. Tym bardziej, iż już kiedyś coś takiego zrobiła. Nie martw się, dziś jej tu nie będzie. A Murzika znajdziemy!
***
Miesiąc temu
Wojtek szedł na przystanek, gdy nagle zauważył coś szarego pod warstwą śniegu.
Najpierw myślał, iż to kamień. Ale kamień był dziwny drżał jak stara lodówka.
To zwróciło jego uwagę. Nigdy nie widział, by kamienie trzęsły się z zimna.
Zszedł z chodnika i podszedł bliżej.
Wtedy zobaczył, iż to nie kamień, ale mały szary kotek.
No nie mruknął Wojtek, drapiąc się po głowie. Co ty tu robisz, malutki?
Pytał retorycznie. Każdy wiedział, co robią porzucone zwierzęta walczą o życie. Ten kotek też.
Nie miauczał, nie wołał pomocy. Po prostu leżał i drżał.
Jakby pogodził się z tym, iż nikt mu nie pomoże.
Wojtek delikatnie podniósł go, strzepnął śnieg z futerka i wsunął pod kurtkę. Pobiegł na przystanek, gdzie akurat podjeżdżał tramwaj.
W drodze do domu przypomniał sobie, iż Kasia od dawna marzyła o takim kocie szarym w prążki. Nie mieli czasu iść do schroniska.
A tu los sam go przyniósł.
Kasiu, mam dla ciebie prezent uśmiechnął się, wchodząc do mieszkania.
Och, ostatnio mnie rozpieszczasz zaśmiała się Kasia, wychodząc do przedpokoju. Najpierw złote kolczyki, potem telefon, o którym marzyłam, teraz bilety do kina. Co tym razem? Wyjazd w góry?
Lepsze! rozpromienił się Wojtek i wyjął kotka spod kurtki. Znalazłem go na ulicy. Chciałaś właśnie takiego, prawda?
Boże westchnęła Kasia. Biedactwo, zmarzł na kość. Dawaj go tutaj, ogrzeję. A ty się rozbieraj, umyj ręce i chodź na kolację.
Spojrzała na kotka i uśmiechnęła się: Jaki śliczny
Tak w ich domu pojawił się Murzik. Długo zastanawiali się nad imieniem, ale wybrali klasyczne.
Murzik pasuje mu bardziej niż jakiś Tom czy Lukasz.
Zgadzam się, kochanie.
To zdarzyło się pod koniec listopada, gdy spadł pierwszy śnieg. Kotek nie poznał więc uroków zimowej ulicy. I dobrze. Dla wielu to ostatnia próba
W ciągu dwóch tygodni Murzik zdążył podbić ich serca. A oni jego. Wiedział, iż tu jest bezpieczny.
Nawet gdy coś zrzucił, nie krzyczeli, tylko prosili, by był ostrożniejszy.
Oczywiście! miauczał w odpowiedzi, po czym znów wskakiwał na komodę.
Wszystko było dobrze, aż pewnej niedzieli rano ktoś zapukał do drzwi.
Kto to o tej porze? Wojtek przeciągnął się i spojrzał na zegar była wpół do siódmej.
Może sąsiedzi? zasugerowała Kasia.
Gdy Wojtek otworzył drzwi, zobaczył siostrę Wiolę z pięcioletnim Michaśkiem.
Cześć, braciszku uśmiechnęła się. Przyjechaliśmy w gości. Nie masz nic przeciwko?
adekwatnie to
Wiem, wiem, trzeba było uprzedzić. Ale sytuacja awaryjna. Mąż mnie wyrzucił. Znalazł sobie inną. Nie mam gdzie iść. Może zostaniemy na trochę? Pomóż z walizką, ledwo ją wciągnęłam na czwarte piętro.
Wojtek wpuścił siostrę, ale niepokoiła go walizka. Goście zwykle jej nie zabierają.
Co się stało?
Nie widzisz? odparła pytaniem. Mąż mnie wyrzucił. Nie mam gdzie mieszkać. Zostanę u ciebie, dopóki nie ogarnę sprawy. Świetnie, prawda? Od czterech lat prawie nie gadamy. A jesteśmy rodziną.
Wiesz, dlaczego nie gadamy Na kłamstwach trudno zbudować relacje.
Och, daj spokój. Kto stare wspomina, temu oko wypada. Ile można mnie oskarżać? Wszyscy popełniają błędy.
Wojtek chciał odpowiedzieć, ale się powstrzymał. Nie chciał kłótni o świcie. Kasia by tego nie pochwaliła.
Choć miał do Wioli żal.
Pięć lat temu zmarł ich ojciec. Miał w mieście duże mieszkanie, które miało przejść na nich.
Wiola, wtedy w ciąży, przekonała Wojtka, by zrzekł się swojej części.
Synku, Wiola będzie miała dziecko. Ona potrzebuje dachu nad głową namawiała matka.
Wojtek się zgodził. Sam był singlem, mieszkał w akademiku. Uznał, iż siostrze jest to bardziej potrzebne.
Ale potem Wiola sprzedała mieszkanie i wyprowadziła się do nowego faceta.
Waldek prowadzi biznes, potrzebował pieniędzy tłumaczyła. To moje mieszkanie, robię, co chcę.
Wojtek wściekł się. Umowa była inna. Mogła chociaż oddać mu połowę. Ale wszystko poszło na rozwój biznesu.
Matka nie interweniowała: Dorośliście, sami się dogadajcie.
Dziesięć lat temu, gdy jeszcze byli dziećmi, Wojtek znalazł na ulicy kotka i przyniósł do domu. Po jakimś czasie zniknął.
Matki nie podejrzewał sama pozwoliła go zatrzymać. Więc jedyną winowajczynią była Wiola.
Gdzie go podziała

Idź do oryginalnego materiału