Odeszła zbyt szybko, zbyt nagle, nie zdążyli ze sobą przeżyć życia, jak inne pary. Nie zdążyli razem wychować córki, ani dowiedzieć się o sobie wszystkiego. Nie zdążyli się zestarzeć, ani obejrzeć razem wszystkich starych filmów, o których ciągle rozmawiali.
Śmierć przybiegła po nią i za chwilę już jej nie było. Trzy miesiące po porodzie, pękł tętniak, o którym nie wiedziała. To stało się w jednej chwili, nie zdążył choćby dojechać do szpitala z pracy. Nie zdążył się pożegnać, powiedzieć jak ją kocha. Nie zdążył zapytać, co on adekwatnie ma teraz robić, jak ma być bez niej. I co powiedzieć dziecku?
Posprzeczali się rano. Ot, zwykła, małżeńska sprzeczka – o jakąś koszulę, o to, iż on wróci trochę później, a ona chciałaby wreszcie wyjść z domu, na godzinkę, bez niemowlęcego nosidełka. On tę sprzeczkę przywołuje w pamięci za każdym razem, gdy o niej myśli. Mógł przecież wtedy odpuścić, przytulić ją, uspokoić. Mógł. Może to być coś zmieniło?
Albo mógł być bardziej uważny. Bolała ją głowa, zbagatelizował – pewnie jest bardzo zmęczona, wiadomo, opieka nad maleńkim dzieckiem jest męcząca. Mógł dawać z siebie więcej wieczorami, w weekendy, może zaproponować kogoś jeszcze do pomocy? Mógł wstawać częściej w nocy do dziecka, zamiast zakrywać kołdrą głowę.
Urwało się, skończyło, jakby ktoś zawiesił głos w połowie zdania. Gdzie tam w połowie, na samym początku adekwatnie. Tyle było przed nimi. Plany, marzenia, ten dom zaczęty, ten wyjazd na kilka lat, kiedy on dostanie projekt. Tyle było przed nią. Egzamin z angielskiego, awans w pracy, książka, którą miała napisać, kiedyś, kiedy już będzie miała swój kąt do pracy w tym nowym domu…
I nagle cisza. Pustka. Tylko wielkie, niebieskie oczy ich córki, dokładnie takie same jak jej. Pogrzeb, zupełnie nierealny, dziwny. Powrót do domu, w którym nie brzmiał już jej głos. Został tylko zapach perfum na ubraniach, których nie potrafił spakować w kartonowe pudła, bo to by znaczyło zamknąć ten rozdział na zawsze. A on przecież ciągle jeszcze tam jest, na tej ostatniej stronie.
Przeorganizował sobie życie, dostosował pracę tak, żeby być jak najwięcej z dzieckiem. Mama, teściowa, znajomi – wszyscy pomagali. Trzy trudne, samotne lata minęły, rozpędzając się powoli, przeplatając jego tęsknotę za NIĄ, z radością, którą dawała mu córka.
Tuż po 30-tych urodzinach, zaczęło się. – „Mała musi mieć kogoś, kto zastąpi jej matkę – powiedziała teściowa. – My jej nie wystarczymy. Przeżyłeś żałobę, nacierpiałeś się, starczy. Pomyśl o sobie, o dziecku.”
Szok. Jak teraz nagle, do tego domu pełnego ich wspólnych zdjęć wprowadzić inną kobietę? Jak oddać jej prawo do kochania ich córki, do bycia z nią, kiedy rośnie, zmienia się, idzie do szkoły, poznaje nowych przyjaciół? Jak wpuścić do swojego serca kogoś nowego, kiedy ono ciągle jeszcze jest zajęte?
Odmówił, uciął tę rozmowę, kategorycznie, ostro. Dlaczego ktoś nagle decyduje, kiedy kończy się jego żałoba? Ale rodzice i teściowie nie dawali za wygraną.
Któregoś dnia wrócił do domu i nie zastał jej sukienek w szafie. Mama wywiozła je na strych do domu teściów. Wściekł się, krzyczał przez telefon. Nie był gotowy. Nie wolno jej tego było zrobić, bez pytania. Zabrała mu coś, co było mu takie bliskie – jej zapach.
– „Masz trzydzieści lat, jesteś młody, potrzebujesz być z kobietą. Pomyśl o córce, pomyśl, iż życie ci ucieka” – powtarzała jego matka. Odsunął się, wyjechał na tydzień z dzieckiem, starał się o tym nie myśleć. Kiedy wrócił, poprosił by dali mu czas. – „Ile czasu jeszcze potrzebujesz? Dziewczynka potrzebuje matki” – mówili. Nie potrafił tego znieść, nie mógł zrozumieć, iż już o niej zapomnieli. On nie zapomni.
Przyjaciele zaprosili go na spotkanie, przyprowadzili znajomą. Ładna dziewczyna, mądra, miła. Starał się jak mógł nie porównywać jej do żony. – „ I co? – pytali, wysyłali SMSy, dzwonili, czy może woli blondynki, bo w pracy pojawiła się nowa koleżanka, wydaje się bardzo w porządku, lubi dzieci. A on nie czuł nic, prócz chęci ucieczki, przerwania tych rozmów, pytań. Chciał tylko świętego spokoju. Postawił warunek – żadnej presji, żadnego swatania. jeżeli kogoś pozna, sam zdecyduje, czy wprowadzić tę znajomość do ich życia – swojego i córki. A teraz niech jeszcze zostanie tak, jak jest. Bo nie jest gotowy na nową miłość. I nie wie kiedy będzie – za rok, dwa, dziesięć. Może nigdy? Może są takie miłości, których się nie da zastąpić?