Może ona ma rację? niedługo będą mieli dziecko, jak to będzie wyglądało, gdy z nimi mieszkasz?

newsempire24.com 1 dzień temu

„Martusiu, może Krysia ma rację? Oni są już rodziną, dziecko niedługo się urodzi. Jak to będzie wyglądało, iż ty z nimi mieszkasz?” — powiedziała do mnie mama. „A dlaczego ja mam się nad tym zastanawiać? To mieszkanie jest tak samo moje, jak jej!” — odpowiedziałam, ale w środku poczułam, jak uraza i wątpliwości ściskają mi serce. Ta rozmowa z mamą stała się ostatnią kroplą. Życie z siostrą i jej mężem pod jednym dachem stawało się coraz trudniejsze, zaczęłam się zastanawiać, jak mamy to wszystko pogodzić.

Ja i Krysia jesteśmy siostrami, a mieszkanie, w którym teraz żyjemy, dostałyśmy od babci. Jest duże, trzypokojowe, w centrum miasta — prawdziwy skarb. Babcia zapisała je nam obu, żebyśmy mogły dzielić je po równo. Gdy Krysia wyszła za Wojtka, wprowadziłi się tu, a ja wtedy mieszkałam w innym mieście, wynajmowałam i nie miałam nic przeciwko. Ale rok temu wróciłam — moja praca przeszła na tryb zdalny, uznałam, iż nie ma sensu płacić za wynajem, skoro mam swoją część w tym mieszkaniu.

Na początku było w porządku. Krysia i Wojtek to dobrzy ludzie, z siostrą zawsze się dogadywałyśmy. Starałam się nie przeszkadzać: zajmowałam jeden pokój, pomagałam w sprzątaniu, kupowałam jedzenie. Ale gdy Krysia zaszła w ciążę, atmosfera zaczęła się zmieniać. Wojtek coraz częściej sugerował, iż może powinnam pomyśleć o wyprowadzce. „Marto, jesteś młoda, możesz coś dla siebie wynająć” — mówił z uśmiechem, ale czułam w jego słowach ukryty przekaz. Krysia milczała, ale widziałam, iż się z nim zgadza.

Mama, dowiedziawszy się o napięciu, stanęła po ich stronie. „Martusiu, oni mają rodzinę, dziecko wkrótce. Potrzebują przestrzeni. A ty jesteś sama, tobie łatwiej” — powtarzała. Nie wierzyłam własnym uszom. Łatwiej? To mieszkanie jest moje z prawa, mam do niego takie samo prawo jak Krysia! Dlaczego mam ustąpić tylko dlatego, iż oni będą mieli dziecko? Ja też chcę żyć w swoim domu, budować swoje życie. Ale słowa mamy zabolały. Może naprawdę jestem egoistką? Może powinnam odejść, by nie psuć ich rodzinnego szczęścia?

Życie razem stawało się coraz cięższe. Krysia zaczęła irytować się drobiazgami— raz słuchałam muzyki za głośno, innym razem zajęłam łazienkę akurat, gdy ona potrzebowała. Wojtek pewnego dnia powiedział, iż będą potrzebować mojego pokoju na dziecięcy kącik. Próbowałam rozmawiać spokojnie: „Słuchajcie, dogadajmy się. Mieszkanie jest wspólne, nie mam nic przeciwko pomocy, ale wyrzucanie mnie to niesprawiedliwość”. Krysia westchnęła: „Marto, nie wyrzucamy. Ale rozumiesz, będzie nam ciasno”. Rozumiałam, ale czułam się jak osaczona.

Postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz. „Mamo, dlaczego ja mam wyjechać? To mój dom, też tu chcę mieszkać. Dlaczego Krysia i Wojtek nie szukają swojego mieszkania?” Mama odparła, iż są młodzi, mają niedługo dziecko, a ja „jeszcze zdążę się urządzić”. Ale mam 29 lat, nie jestem dzieckiem, mam swoje życie, swoje plany. Pracuję, płacę rachunki, kupuję jedzenie. Dlaczego moja część nagle stała się mniej ważna?

Zaczęłam zastanawiać się nad rozwiązaniem. Sprzedać swoją część? Ale kocham to mieszkanie — tu minęło moje dzieciństwo i młodość. Poza tym sprzedaż udziału w mieszkaniu wspólnym to skomplikowana sprawa, a Krysia z Wojtkiem raczej nie mają środków, by go wykupić. Wynająć coś sama? To możliwe, ale wtedy wszystkie oszczędności pochłonie czynsz, a marzenia o podróży czy samochodzie odłożą się na lata. Zaproponowałam siostrze prawny podział, by każda miała swoją część, ale odmówiła: „Marto, to bez sensu, dzielić jedno mieszkanie. Lepiej żyj swoim życiem”.

Te słowa zabolały mnie najbardziej. Swoim życiem? A to mieszkanie to nie część mojego życia? Zaczęłam czuć się obco we własnym domu. Krysia i Wojtek planują już, gdzie stanie łóżeczko, a ja siedzę w swoim pokoju i myślę, co dalej. Mama dzwoni prawie codziennie, namawia mnie do ustępstw. „Martusiu, rodzina to najważniejsze. Pomyśl o siostrzeńcu czy siostrzenicy” — mówi. Ale ja też chcę być częścią tej rodziny, a nie czuć się jak intruz.

Wczoraj poradziłam się przyjaciółki, prawniczki. Zasugerowała spisanie umowy o korzystaniu z mieszkania lub choćby podział przez sąd, jeżeli nie znajdziemy kompromisu. Ale nie chcę iść aż tak daleko — to przecież moja siostra, moja rodzina. Zaproponowałam Krysi i Wojtkowi inny układ: zapłacę więcej za media i pomogę w remoncie, jeżeli przestaną na mnie naciskać. Obiecali się zastanowić, ale widzę, iż im to nie pasuje.

Teraz stoję przed dylematem. Może mama ma rację i powinnam odejść dla ich dobra? Ale wtedy czuję, iż zdradzam samą siebie. To mieszkanie to nie tylko ściany — to wspomnienia babci, naszego wspólnego dzieciństwa z Krysią. Nie chcę go tracić. Wierzę, iż możemy znaleźć rozwiązanie: może podział pokoi, ustalenie harmonogramu, by wszystkim było wygodnie. Chcę, by mój przyszły siostrzeniec czy siostrzenica dorastali w miłości, nie w kłótniach.

Ta sytuacja nauczyła mnie doceniać swój dom, ale też pokazała, jak trudno walczyć o swoje, gdy chodzi o rodzinę. Mam nadzieję, iż Krysia i Wojtek mnie zrozumieją, a mama przestanie widzieć we mnie tylko „młodszą siostrę, która musi ustąpić”. Chcę być częścią ich życia, ale nie kosztem własnego szczęścia. Może czas ułoży wszystko na swoim miejscu i znajdziemy sposób, by żyć razem jak prawdziwa rodzina.

Idź do oryginalnego materiału