Mówiła sąsiadom nieprawdę o córce, bo wstydziła się prawdy

polregion.pl 4 godzin temu

W mojej wsi opowiadałam nieprawdę o córce, bo było mi wstyd.

W zawiniątku przygotowanym na śmierć leżały listy od córki. Halszka wyjęła je i położyła zmarłej pod poduszkę. Niech zabierze je do grobu, i swój straszny wstyd

Z nieopowiedzianego. Straszny wstyd.

Jolanta od młodości wierzyła w sny. Tak jakoś się złożyło. Bywało, któraś z dziewczyn w brygadzie opowie sen, a ona pomyśli i już tłumaczy, co to znaczy. Rzadko się myliła. A swoje sny zawsze sama rozumiała. I jeszcze latała we śnie! Potrafiła unieść się nad chałupami i lecieć! Aż dech zapierało! Jeden sen powtarzał się jej z regularnością. Białe konie w siwe jabłka zaprzężone do sań, a w saniach ona z Andrzejem trzymają lejce. Konie rozpędzają się tak, iż wzbijają się w niebo! Oboje tracą oddech z wrażenia! Puszczają lejce i chylą się w saniach lecą Ten sen śnił się jej wiele razy, dopóki Andrzej żył. A gdy go zabrakło, wciąż latała na koniach, ale on stał obok, tylko lejców już nie brał Uśmiechał się Tak bardzo lubiła te nocne loty, choć wiedziała, iż konie we śnie to choroba, a może i śmierć Pofrunie nocą, a potem patrz albo ciśnienie podskoczy, albo w sercu kłuje

Tej nocy znowu stali we dwoje w saniach. Ale nikt już nie kierował lotem. Lejców w ogóle nie było. A konie wzbijały się coraz wyżej, aż pod chmury! Na chmurce siedział aniołek ze skrzydełkami i uśmiechał się do nich. Lidka! Moja Lidka! krzyknęła we śnie Jolanta tak głośno, iż się obudziła

Czas mi Czas mi się zbierać szepnęła do siebie. Bez żalu, bez rozpaczy

W chacie zawsze dbała o porządek, więc umyła podłogę i wytrzepała tkane chodniki. Wyjęła zawiniątko to, które od dawna chowała na śmierć, wszystko rozpakowała, choćby napisała kartki, gdzie co ma być. Bo bez niej nikt tego nie zrobi. Obcy ludzie będą szukać A przyjdzie Halszka, bo kto inny? Tylko ona teraz do niej zagląda, przyjaciółka i prawie siostra. Mało już zostało jej koleżanek na tym świecie, a i tak nikt nie dotrze, bo nogi bolą. A Halszka jeszcze sprawna. Przybiegnie

Jolanta wzięła szkolny zeszyt, długopis i zaczęła pisać list.

Wybacz mi, Halszko. Jesteś mi najbliższa. Żyłyśmy jak siostry Nie zdradzaj ludziom, proszę, mojego wstydu. Mnie już pewnie nie będzie bolało, gdy będą plotkować, ale jednak proszę Latami kłamałam wszystkim, choćby tobie, moja siostro, iż mam troskliwą córkę, tylko nie przyjeżdża, bo choruje A prawda jest taka, iż nie wiem, gdzie jest. Myślę, iż żyje, tylko dawno mnie porzuciła. I żeby nie było wstydu patrzeć ludziom w oczy, wymyślałam te historie, choćby tobie Nie czekaj na moją córkę, nie szukaj jej Pochowaj mnie przy Andrzeju, tam, gdzie miejsce zostawiłam. Chatę i wszystko, co w niej jest, zostawiam tobie. Może twoim dzieciom się przyda. Nie udało mi się córki wychować Straszny wstąd za to czuję. I niech idzie ze mną do grobu Proszę cię, siostro

Jolanta dobrze napaliła w piecu, zamknęła przepustnicę w kominie i położyła się spać

Halszka już wieczorem zauważyła, iż u przyjaciółki jakoś nie świeci, ale czy mogła pomyśleć!

Czy nie zostawiła jakiejś kartki zmarła? pytał policjant, który przyjechał stwierdzić zgon samotnej kobiety.

Nic nie było Nic Ciężko jej było z samotności i tyle mówiła Halszka, gniotąc w kieszeni pomięty list.

* * *

Jej Lidka rosła piękna i mądra. Jedyna, ukochana. Andrzej, żonaty agronom z PGR-u, zakochał się w zwykłej pracownicy. Według praw tamtych czasów mógł stracić pracę i legitymację partyjną, ale jakoś się ułożyło tylko go upomnieli i zapomnieli. Z żoną nie mieli dzieci, a tu prosta kobieta rodzi mu córkę! Mówili, iż sam przewodniczący rady miał ręce przyłapane, więc pomógł gwałtownie się rozwieść i ożenić z Jolantą. Nie będziemy tu »bez ojców« hodować stukał pięścią w stół. Jego była wyjechała do miasta i podobno znalazła sobie mieszczucha, a oni żyli w zgodzie, córkę wychowywali, tylko krótko i nie szczęśliwie.

Podobne konie, jak te ze snów, tylko prawdziwe, przyniosły nieszczęście. Andrzej wracał późnym wieczorem z pola rowerem. W ciemności wpadły na niego konie i stratowały. Jeździec był pijany i nie zauważył. Gdyby ktoś znalazł go wcześniej! Jolanta czekała do świtu bez snu. Znaleźli go rano już martwego. A można było uratować, gdyby ktoś zobaczył. Taki już los

Zdarzali się Jolancie adoratorzy Ale na nich nie zwracała uwagi. Żyła tylko córką. A ta cieszyła matkę. Uczyła się świetnie. Występowała nie tylko we wsi, ale i w powiecie. Bo i śpiewała, i tańczyła! Wszyscy mówili, iż to talent! I jeszcze szczęściara! Za pierwszym razem dostała się do Warszawy, do szkoły teatralnej!

Jolanta nie mogła się nacieszyć córką. Zawsze starała się przywieźć coś do jedzenia, odwiedzić. Pierwszy rok Lidka się cieszyła, sama przyjeżdżała przy byle okazji. Ale z czasem odzwyczaiła się. A choćby matce dokuczała. Drażliwa była. Wszystko nie tak. Raz i drugi Jolanta przyjechała córki w akademiku nie ma. Mówią, iż znalazła sobie jakiegoś cudzoziemca. Ze szkoły ją niedługo wyrzucili. Dawni koledzy mówili, iż ten obcokrajowiec wciągnął Lidkę w narkotyki. Wtedy na wsi jeszcze nie znali takiej biedy. Co za wstyd dla matki! Straszny wstyd! Rok po tym, jak się nie widziały, Lidka napisała list. Żeby zapomnieć i nie szukać. Że ma swoje życie.

Bywało, Jolanta obiera buraki, każda bruzda ciągnie się kilometrami, a jej się wydaje, iż jeszcze dłuższa, żeby się nie prostować, żeby nie widzieć ludzkich spojrzeń. Tylko łzy kapną na te buraki

Oto raz przed Matką Boską Zielną, gdy już buraki były zbierane, Jol

Idź do oryginalnego materiału