Nabrzeża Motławy znów zapełnią się żaglowcami i jachtami podczas 29. edycji zlotu Baltic Sail, którą zaplanowano między 11 i 14 lipca 2025 roku. Najefektowniej – jak zwykle – zapowiada się sobotnia parada pod żaglami.
Krzysztof Romański, 9.07.2025 r.
Gdański zlot już tradycyjnie rozpocznie się w piątek i potrwa do poniedziałku. To format, który z sukcesem funkcjonuje niemal od dekady. Bez wątpienia najbardziej spektakularnym momentem imprezy będzie sobotnia (12 lipca) parada żaglowców. Po raz trzeci z rzędu jednostki pokażą się widzom nie na Motławie, ale na wodach Zatoki Gdańskiej. Szyk paradny uformuje się pomiędzy główkami Portu Gdańsk i molem w Brzeźnie, skąd żaglowce oraz asystujące im jachty i motorówki pożeglują w stronę Jelitkowa. Start parady wyznaczono na godz. 11.00.
Zachęcamy do obserwowania parady z molo w Brzeźnie oraz jego okolicy, gdzie będzie najlepsza widoczność na żaglowce. Dodatkowo na ekranach ustawionych na molo będzie można oglądać relację na żywo i posłuchać komentatorów – mówi Milena Mieczkowska z Fundacji Gdańskiej, która organizuje zlot Baltic Sail.

Tegoroczna flota żaglowców, które zacumują w Gdańsku, to połączenie jednostek dobrze znanych i lubianych z takimi, które jeszcze na Baltic Sail nie gościły. Spośród debiutantów największą gwiazdą będzie Anny von Hamburg, która – wbrew nazwie – nie przypłynie z Niemiec, ale z Finlandii.
Anny von Hamburg
Przez ponad wiek nieprzerwanej służby, Anna nosiła różne bandery – od niemieckiej, przez rosyjską, szwedzką, po fińską. Pływała pod żaglami, a po usunięciu takielunku – także na silniku. Jej pełna wzlotów i upadków kariera obfitowała w interesujące wydarzenia. Z reguły przemierzała chłodne wody Bałtyku transportując piach lub żwir, ale bywało też, iż woziła pasażerów w tropikach. Pod koniec ubiegłej dekady nastały dla niej gorsze czasy. Niemieccy właściciele planowali, iż statek dołączy do floty żaglowców towarowych Fair Transport, ale ze względów finansowych inwestycja nie doszła do skutku. Przyszłość uwiązanej na sznurkach, marniejącej w oczach Anny, rysowała się bardzo ponuro.
Do akcji jednak wkroczyli fińscy kapitanowie: Juha Pokka i Jan Rautawaara. Dwójka przyjaciół, która od trzech dekad dzieli pasję do tradycyjnego żeglarstwa, postawiła sobie za cel przywrócenie szkunera do dawnej świetności. Zamierzenie było ambitne – żeglarze chcieli zdążyć na okrągłą rocznicę Anny, a mieli na to tylko rok. Dzięki ciężkiej pracy fińskich armatorów i szerokiego grona wolontariuszy, Anny von Hamburg świętowała swoje 110. urodziny w pełnej krasie, przy nabrzeżu w sercu Helsinek, dokąd zawinęła zaraz po regatach tradycyjnych żaglowców Tervasaaren tynnyri.
Anny powstała jako jedna z siedmiu identycznych sióstr. W 1914 roku statek zbudowała stocznia C. Lüring w Hammelwarden, niedaleko Oldenburga w Niemczech. Zamawiający Diedrich Hasseldieck niedługo nacieszył się swoim żaglowcem. Przybycie do St. Petersburga z pierwszym ładunkiem zbiegło się z wybuchem pierwszej wojny światowej i statek został zarekwirowany przez Rosjan. Do Niemiec powrócił dopiero w 1925 roku. Najpierw przechrzczono go na Hannę, a następnie zmienił nie tylko nazwę, ale i płeć. Jako Kurt Both szczęśliwie przetrwał drugą wojnę światową, a w 1950 roku został przedłużony o 8 metrów. Powiększaniu kadłuba towarzyszyła stopniowa redukcja takielunku, aż wreszcie w 1952 roku jednostka stała się typowym motorowcem.
W 1957 roku ponownie opuściła swoją pierwszą ojczyznę, tym razem przenosząc się do Szwecji. Za 230 tysięcy marek kupili ją bracia Abrahamsson z miejscowości Edssundshall i jeszcze raz zmienili jej tożsamość – nadano jej imię Ringö. Sześć lat później statek przeprowadził się do Finlandii. Trafił w ręce rodziny Grönqvist z miejscowości Vålax. Fińscy armatorzy wykorzystywali go głównie do wożenia żwiru. Gdy koniunktura na ten towar minęła, w 1979 roku Anny wróciła do Szwecji. Nie był to jednak powrót triumfalny. Po tym jak pożar strawił część pokładu, jednostka stanęła na dłużej w Karlskronie. Tam wypatrzyli ją Niemcy i postanowili sprowadzić „do domu”. W stoczni Brockmüller statek został pieczołowicie odrestaurowany według pierwotnych planów i znów stał się 38-metrowym żaglowcem, a na jego burtach ponownie pojawiła się nazwa Anny, do której – żeby uniknąć nieporozumień – dodano określenie „von Hamburg”. Szkuner zaczął regularnie uczestniczyć w Kieler Woche i Hanse Sail, a po drugim generalnym remoncie w Wilhelmshafen w 1999 roku, pływać również w rejsy czarterowe po cieplejszych akwenach – od Morza Śródziemnego po Karaiby. Po 2018 roku gwiazda Anny zaczęła blednąć, a wspomniany wyżej plan konwersji na żaglowiec towarowy spalił na panewce. Na szczęście kłopoty to już przeszłość i w Gdańsku zobaczymy Anny w znakomitej kondycji.
Jossa
Drugim debiutantem na Baltic Sail w Gdańsku będzie Jossa. Historia tego norweskiego jachtu sięga 1935 roku. Co ciekawe, obecnym armatorem jest Polak – Dariusz Dziecielski. To on wypatrzył jednostkę w Norwegii i postanowił uratować ją przed niechybnym zniszczeniem. Po przeprowadzeniu jej do Jastarni, wyremontował ją i rozpoczął regularną żeglugę. Dzięki temu publiczność gdańskiego zlotu będzie mogła podziwiać Jossę pod pełnymi żaglami.
Jakie jeszcze jednostki zobaczymy w Gdańsku?
Stałym uczestnikiem Baltic Sail jest największy żaglowiec Łotwy – Libava. To wierna repliką 17-wiecznej jednostki z floty księcia Jakuba Kettlera, regenta Kurlandii. Tego typu statki były wówczas popularne na królewskich dworach i wśród arystokracji jako jachty wypoczynkowe, potwierdzające wysoki status społeczny i bogactwo właściciela.

Projekt żaglowca powstał w oparciu o materiały muzealne, przede wszystkim rysunki holenderskich żaglowców, które zachowały się w zbiorach Muzeum Morskiego w St. Petersburgu oraz niemieckich książkach historycznych. Prace nad Libavą w rosyjskiej stoczni Varyag w Pietrozawodsku trwały dwa lata (2007-2008). Stosowano wyłącznie tradycyjne metody i materiały, takie jakie dostępne były trzy stulecia wcześniej. Całkowita długość jednostki to 17 metrów.
Zobacz nasz wideoreportaż z rejsu Libavą:
Joanna Saturna
Finlandię reprezentuje dobrze znana w Polsce Joanna Saturna. Statek mierzy 34 metry i ma zdecydowanie najstarszy rodowód ze wszystkich uczestników zlotu. Zbudowano go w 1903 roku w stoczni braci Van der Windt we Vlaardingen. Pod holenderską banderą, z numerem burtowym VL74, służył przez 24 lata jako lugier do połowy śledzi na Morzu Północnym.
Joanna Saturna podczas Baltic Sail 2023 / fot. Krzysztof Romański
W 1927 roku statek został sprzedany do Niemiec i przechrzczony na Marie. Na przebudowanej na frachtowiec jednostce zainstalowano pierwszy silnik pomocniczy. Nowym portem macierzystym został Hamburg. Po drugiej wojnie światowej, w 1955 roku Marię kupili Norwegowie i nadali jej kolejną nazwę: Ran. Pod koniec lat 70. statek z Haugesund przeszedł do Bergen i wykorzystywany był głównie do transportu piasku. W 1996 roku jednostka ponownie zmieniła imię – tym razem na Fjordsand. Gdy w 2000 roku jej ówczesny właściciel i skiper Einar Hernar przeszedł na emeryturę, na zakup zdecydował się Fin Mikko Karvonen z intencją przebudowy na żaglowiec. W 2003 roku, jeszcze w trakcie remontu, z okazji stulecia jednostki, nowy właściciel przywrócił jej pierwotną, historyczną nazwę Joanna Saturna. W 2005 statek rozpoczął nowe życie pod białymi żaglami. Od tego czasu jest stałym gościem bałtyckich imprez żaglowcowych. Portem macierzystym statku jest miejscowość o dźwięcznie brzmiącej nazwie Uusikaupunki.

J.R. Tolkien
Holenderski J.R. Tolkien, dwumasztowy szkuner urejony, którego długość całkowita wynosi 41,7 m. W 1968 roku zbudowała go stocznia rzeczna w Magdeburgu, leżącym wówczas w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Jednostka służyła pod nazwą Dierkow jako holownik w porcie w Rostocku. W 1995 roku przeznaczony na złom statek kupiła para Holenderów: Anna i Jaap Van der Rest. Własnym sumptem i w swoim tempie przebudowali go na żaglowiec, który nazwali na cześć swojego ulubionego pisarza. Powierzchnia ożaglowania jednostki to 628 m. kw., a jej portem macierzystym jest Amsterdam. Szkuner i jego załoga prawdopodobnie poczują się w Gdańsku znakomicie, wszak – to fakt potwierdzony w źródłach historycznych – prapradziadkowie Johna Ronalda Tolkiena w 18. wieku mieszkali w grodzie nad Motławą. Dwa lata temu na Baltic Sail mieliśmy okazję oglądać drugą jednostkę Van der Restów – Loth Lorien.
Zawisza Czarny
Obecność harcerskiego szkunera będzie wielką atrakcją Baltic Sail. Jednostkę zbudowano w Stoczni Północnej w Gdańsku w 1952 roku jako rybacki lugrotrawler pod nazwą Cietrzew. 15 lipca 1961 roku przebudowana na żaglowiec jednostka weszła do służby jako statek szkolny Związku Harcerstwa Polskiego – sukcesor przedwojennego, drewnianego Zawiszy, który ze względu na fatalny stan techniczny został osadzony na dnie Zatoki Puckiej w okolicy Rzucewa w 1949 roku. Ze starego żaglowca zachowano jednak drewniany galion przedstawiający legendarnego rycerza z Garbowa. Rzeźba do dziś znajduje się pod bukszprytem harcerskiego szkunera, który w 1967 roku został jeszcze raz przebudowany i przedłużony.
Przez ponad 60 lat pod żaglami Zawiszy wychowało się wiele pokoleń żeglarzy. W swej bogatej historii statek brał wielokrotnie udział w zlotach i regatach wielkich żaglowców, choć nigdy nie słynął z szybkości. Czterokrotnie odwiedził USA: w 1976 roku dołączył do floty Operacji Żagiel organizowanej na 200-lecie Stanów Zjednoczonych, a w 1984 roku popłynął na Wielkie Jeziora Amerykańskie w ramach obchodów 450. rocznicy wyprawy Jacques’a Cartiera. Po drodze, w trakcie regat w okolicy Bermudów, wsławił się brawurową akcją ratowniczą, w której udzielono pomocy rozbitkom z brytyjskiego żaglowca Marques. Potem uczestniczył również w regatach z okazji 500-lecia wyprawy Krzysztofa Kolumba (Columbus Grand Regatta) i w zlotach milenijnych. W 1978 roku Zawisza Czarny II wziął udział w Festiwalu Młodzieży i Studentów w Hawanie. Jednak największym wyczynem harcerskiego szkunera jest, jedyna jak dotąd, podróż dookoła świata. Wyprawa trwała ponad rok (dokładnie 392 dni). Gdy statek wyruszał z Gdyni 19 marca 1989 roku, w Polsce panował jeszcze socjalizm. Gdy wracał, 13 kwietnia 1990 roku, inny był nie tylko ustrój, ale i nazwa kraju – Polska Rzeczpospolita Ludowa zamieniła się w Rzeczpospolitą Polską.

Zawisza Czarny ma też w dorobku opłynięcie pod żaglami przylądka Horn. Szkuner zdobył „żeglarski Everest” dwa razy – w odstępie zaledwie tygodnia. Najpierw, płynąc z zachodu na wschód, 25 stycznia 1999 roku. Tego dnia Neptun nie był w dobrym humorze – przejście było trudne, przy silnym wietrze i wysokiej fali, z postawionymi jedynie kliwrami i grotem. Drugi raz na Hornie był już łatwiejszy. 2 lutego 1999 roku pogoda pozwoliła wciągnąć na maszty wszystkie żagle. Kapitanem jednostki w tym pamiętnym rejsie był Waldemar Mieczkowski.
W ostatnich latach Zawisza Czarny pływa głównie po Bałtyku i Morzu Północnym. Dużym echem odbiły się m.in. rejsy z osobami niewidomymi z cyklu „Zobaczyć Morze” i tzw. „Onkorejsy”, których załogę tworzyły kobiety stawiające czoła nowotworom. Długą tradycję mają także harcerskie wyprawy w ramach akcji Betlejemskie Światło Pokoju.
Bonawentura
To jedyny w Polsce kecz o rzadko spotykanym takielunku zwanym Va Marie – z żebrowym gaflem. Jednostkę zbudowano w 1948 roku w Stoczni Północnej w Gdańsku (działającej wówczas pod nazwą Stocznia nr 3). Powstała jako drewniany, dębowy kuter rybacki typu MIR-20A, zmodyfikowanej wersji popularnego przed wojną kutra MIR-20. Dokumentację, jeszcze w czasie okupacji, opracował zespół inżyniera Wojciecha Orszuloka, późniejszego konstruktora licznych statków i jachtów, m.in. szkunera Zew Morza. Kutrów z tej serii zbudowano 16. Do dziś zachował się tylko jeden.

Jednostka weszła do służby 17 czerwca 1948 roku pod nazwą Arka 16, z numerem burtowym GDY-137. Dołączyła do floty Przedsiębiorstwa Połowów Morskich i Handlu Zagranicznego „Arka”. Miała 19,5 metra długości całkowitej, czterocylindrowy silnik i ożaglowanie pomocnicze typu kecz, o łącznej powierzchni 84 metrów kwadratowych. Jej załoga składała się z 14 osób. Z przystani w Basenie Prezydenta w Gdyni jednostka ruszała na bałtyckie łowiska w poszukiwaniu dorsza i śledzia. W 1950 roku kuter przebazowano do Ustki (numer burtowy UST-54), a rok później trafił do Władysławowa (WŁA-59). W 1961 roku w tamtejszym porcie zderzył się z innym kutrem. Na szczęście obyło się bez ofiar i większych uszkodzeń. W 1967 roku zakończyła jego kariera rybacka, ale za wcześnie było jeszcze na emeryturę. Przebudowany na portowy holownik, pod nieoficjalną nazwą Władek, został stałym rezydentem Władysławowa. W 1970 roku skreślono go z rejestru aktywnych jednostek. Przez cztery lata stał bezczynnie, w oczekiwaniu na kasację. Uratował go zapał młodego kapitana Krzysztofa Bussolda, któremu zamarzył się żaglowiec. Kadłub Władka przetransportowano na barce do przystani Akademickiego Klubu Morskiego przy Twierdzy Wisłoujście w Gdańsku. Tam zaczął się żmudny proces przebudowy, która rozciągnęła się na 20 lat! Wiosną 1994 roku, już jako doświadczony szyper, Krzysztof Bussold mógł stanąć za sterami imponującego 20-metrowego kecza sztakslowego, który nazwał Bonawentura. Jego pierwszym portem macierzystym została Gdynia, obecnym jest Gdańsk.
Antica
Ten żaglowiec także ma za sobą rybacką przeszłość. Jednostka powstała w 1953 roku w Ustce. Po zakończeniu kariery kutra, w 1980 roku kupił ją Jerzy Wąsowicz i własnym sumptem przebudował na jacht oceaniczny o długości całkowitej 16,2 metrów. W 1991 roku właściciel mógł rozpocząć realizację wielkiego marzenia – opłynięcia globu. Etapowy rejs dookoła świata rozciągnął się aż na 6 lat! W tym czasie Antica przemierzyła 60 840 mil morskich, odwiedzając 36 portów. Po powrocie do kraju w 1997 roku na kapitana posypały się laury: III Nagroda „Rejs Roku 1997” oraz nagroda „Conrada”.

Na kolejną oceaniczną wyprawę nie trzeba było długo czekać. W latach 1998-2000 statek opłynął Amerykę Południową i trawersował Przylądek Horn, za co armatora wyróżniono I Nagrodą „Rejs Roku 2000”, tytułem Żeglarza Roku 2000, nagrodą Bractwa Kaphornowców, kolejną Nagrodą „Conrada” oraz „Kolosem” podczas Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów. Trzecia znacząca eskapada kapitana Wąsowicza miała miejsce w latach 2003–2004. Jej trasa wiodła wokół północnego Atlantyku.
Po śmierci Jerzego Wąsowicza, jego spadkobiercy kontynuują dzieło, które rozpoczął i krzewią żeglarskiego ducha wśród młodzieży.
Bryza H
Po II wojnie światowej krajobraz polskiego wybrzeża, a zwłaszcza Zatoki Gdańskiej i Puckiej, usiany był wrakami statków i okrętów. Niektóre zatonęły w walce, inne – jak ogromny pancernik Gneisenau – zostały zatopione przez wycofujących się Niemców z premedytacją, np. by zablokować podejście do gdyńskiego portu. Usuwanie powojennych artefaktów trwało wiele lat i wymagało wielkich nakładów sił i środków. Wykonanie tych prac nie byłoby możliwe bez nurków. To właśnie dla nich powstał pomocniczy kuter holowniczo-nurkowy Pucka Bryza, który wybudowano w 1952 roku w Rybackiej Bazie Remontowej w Pucku. Statek miał drewniany kadłub o długości 18,44 metra, a sylwetkę jednostki dominowała dość wysoka nadbudówka znajdująca się na śródokręciu. Bryza, bo pod taką – skróconą – nazwą kuter ostatecznie wszedł do służby, mogła rozwinąć prędkość 9 węzłów i zabrać w rejs 6 osób. Jej portem macierzystym była Gdynia, w której siedzibę ma ówczesny armator – Polskie Ratownictwo Okrętowe.
Z czasem, gdy problem wraków nie był już tak palący, Bryza przejęła rolę kutra ratowniczego, którą pełniła do 1982 roku. Wycofany z eksploatacji statek rok później za symboliczną kwotę oddano Lidze Obrony Kraju. Nowy właściciel nie miał pomysłu na wykorzystanie jednostki. Postawiona przy Twierdzy Wisłoujście w Gdańsku Bryza niszczała. Pozbawiona opieki, była stopniowo rozkradana, a amatorzy napojów wyskokowych pod chmurką urządzili sobie w niej toaletę. W takim stanie statek zastał Waldemar Heisler, prawnik z Gdańska, którego ojczym uczestniczył w budowie Bryzy. LOK chętnie pozbył się problemu i sprzedał jednostkę. Rozpoczęła się żmudna, trwająca 16 lat, przebudowa kutra na żaglowiec. Prace trwały tak długo, bo armator prowadził je własnym sumptem w wolnym czasie. kilka brakowało, by jego plany nigdy nie doszły do skutku. Podczas przejścia z Gdańska do Gdyni jednostka bowiem… zatonęła. Na szczęście gwałtownie udało się ją podnieść z dna i dokończyć renowację.
Ostatecznie w 2000 roku Waldemar Heisler mógł z dumą pokazać światu nowy żaglowiec. Zdecydował się pozostać przy nazwie Bryza, którą rozszerzył o inicjał swojego nazwiska. Udało mu się stworzyć kecz o długości całkowitej 23,8 metra i wysokiej dzielności morskiej. Mocarną, położoną na środku nadbudówkę zastąpiła mniejsza, zlokalizowana w części rufowej.
Tegoroczną flotę uzupełniają interesujące jachty z duszą – stalowe: Barlovento i Stenia oraz drewniane Szkwał i niemieckie: Lisette i Ernestine.

Atrakcje także na lądzie
Organizatorzy zaplanowali również szereg atrakcji na lądzie. W programie wydarzeń towarzyszących jest oczywiście festiwal Szanty pod Żurawiem. Na zlokalizowanej na Ołowiance estradzie wystąpi czołówka polskich szantymenów. Ciekawie zapowiadają się sobotnie inscenizacje historyczne, jednak największą atrakcją Baltic Sail niezmiennie są rejsy żaglowcami, w trakcie których jednostki przemierzają kanały portowe i wychodzą na otwarte wody Zatoki Gdańskiej, gdzie również stawiają żagle. Bilety na te 3-godzinne wyprawy można nabywać za pośrednictwem strony zlotu.