No wiesz, choćby nie wiem, jak dalej żyć. Moja własna siostra okazała się zdrajczynią.
Z mężem byliśmy, jak to się mówi, para idealna. Wszyscy nam zazdrościli – cicha, stabilna, ciepła rodzina. On zawsze był dla mnie uprzejmy, zarówno w domu, jak i na ludzi. choćby koleżanki dziwiły się, mówiąc, iż to niemożliwe, żeby w domu zawsze było tak spokojnie. Powtarzały: „To nie potrwa długo”. Wtedy tylko się śmiałam. A szkoda… Chyba mnie urzekli.
Wszystko runęło nagle. Zaczęło się od tego, iż moja młodsza siostra, Zosia, straciła pracę. Znalazła się bez grosza przy duszy i z potężnym poczuciem winy. Zawsze byłyśmy blisko – po śmierci mamy to ja stałam się dla niej jak matka. Bez zastanowienia zaprosiłam ją do nas, żeby u nas mieszkała, dopóki nie znajdzie nowej pracy i nie stanie na nogi. Urządziliśmy jej pokój.
Na początku wszystko grało. Ale gwałtownie w domu zaczęło dziać się coś dziwnego. Mąż, Marek, stał się nerwowy, rozdrażniony. Nic go już nie cieszyło. Uśmiech, który zawsze witał mnie po pracy, zniknął. Zaczął być opryskliwy, kłócił się o byle co, ciągle narzekał na Zosię – iż kubki nie tam, gdzie trzeba, iż pranie rozwieszone nie tak.
Mnie to niepokoiło, ale zrzucałam to na stres. Pewnego dnia postanowiłam porozmawiać z Zosią, delikatnie zasugerować, żeby była bardziej uważna, by nie zakłócać naszego życia. Kiwnęła tylko głową, powiedziała, iż rozumie.
A potem stało się coś, co zmieniło wszystko.
Tego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W mieszkaniu było cicho. Myślałam, iż nikogo nie ma, ale gdy otworzyłam drzwi do sypialni – nogi się pode mną ugięły. Na naszym łóżku, pod naszą kołdrą, zobaczyłam ich. Mojego męża. I moją rodzoną siostrę.
Nawet nie zdążyli się wytłumaczyć. Cicho zamknęłam drzwi i wyszłam do kuchni. Serce waliło jak młot, w uszach dzwoniło. Świat w jednej chwili się zawalił. Wszystko, co budowałam, wszystko, w co wierzyłam, okazało się kłamstwem.
Nie krzyczałam, nie robiłam scen. Po prostu spakowałam rzeczy Marka i postawiłam przy drzwiach. Zosię wyrzuciłam od razu. Jej łzy i wymówki były czymś, na co nie miałam ani siły, ani ochoty. Jak mogła mi to zrobić? Jak można zniszczyć swoją własną rodzinę i jeszcze czyjąś?
Minęło już kilka miesięcy, ale wciąż nie mam odpowiedzi: jak przeżyć tę zdradę? Jak wybaczyć – i czy w ogóle można wybaczyć coś takiego? Moja dusza jest pusta. Wszystko, co było dla mnie ważne, zawiodło.
Ale staram się żyć. Z każdym dniem oddycham trochę lżej. Mówią, iż czas leczy rany. Nie jestem pewna. Ale wierzę, iż kiedyś znów nauczę się ufać. Tylko już nie tak ślepo.